Dostojewski Fiodor - Bracia Karamazow.pdf

(2926 KB) Pobierz
1064728905.001.png
FIODOR DOSTOJEWSKI
BRACIA KARAMAZOW
(Tłumaczył Aleksander Wat)
Annie Grigoriewnie Dostojewskiej
Zaprawdę, zaprawdę mówię wam: Jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w
ziemię nie obumrze, samo zostawa; lecz jeśli obumrze, wielki owoc
przynosi.
Ewang. św. Jana, XII, 24
OD AUTORA
Przystępując do życiorysu mojego bohatera, Aleksego Fiodorowicza Karamazowa, odczuwam
niejakie zakłopotanie. Bo i w rzeczy samej: chociaż Aleksego Fiodorowicza nazywam moim
bohaterem, wiem przecież sam, że Aleksy Fiodorowicz nie jest wcale człowiekiem wybitnym, toteż
przewiduję nieuniknione pytania w rodzaju: czymże wyróżnia się ów Aleksy Fiodorowicz, żeś go
pan sobie pasował na bohatera? Co właściwie zdziałał? Kto o nim wie i co? Czemuż to ja,
czytelnik, mam tracić czas na poznawanie faktów z jego życia?
Ostatnie pytanie jest najfatalniejsze, ponieważ mam na nie tylko jedną odpowiedź: „Może
sami dowiecie się z powieści.” No, a jeśli ludzie przeczytają powieść i nie zobaczą tego, nie
zgodzą się z tym, że mój Aleksy Fiodorowicz jest godny uwagi? Mówię o tym, ponieważ z żalem
przewiduję ten wypadek. Według mnie Aleksy Fiodorowicz zasługuje na uwagę, ale bardzo wątpię,
czy potrafię tego dowieść czytelnikowi. Chodzi o to, że Aleksy Fiodorowicz jest co prawda
działaczem, ale nieokreślonym i niewyklarowanym. Zresztą trudno w takich czasach jak nasze
wymagać od ludzi jasności. Jedno chyba jest niewątpliwe: mój bohater jest człowiekiem dziwnym,
a nawet dziwacznym. Dziwność zaś czyjaś i dziwaczność raczej przeszkadzają, niż pomagają w
skupieniu na tym kimś uwagi, zwłaszcza gdy wszyscy dążą do łączenia szczegółów i starają się
znaleźć bodaj jakikolwiek wspólny sens w powszechnym bezsensie. A dziwak to w większości
wypadków szczegół, i raczej odosobniony. Prawda?
Otóż jeśli nie zgadzacie się z tą ostatnią tezą i odpowiecie: „nieprawda” albo: „to nie zawsze
prawda”, wówczas nabiorę może większego przekonania o doniosłości mojego bohatera Aleksego
Fiodorowicza. Bo nie tylko dziwak „nie zawsze” jest odosobnionym szczegółem, ale przeciwnie,
nieraz ma w sobie rdzeń jakiejś całości, pozostałych zaś ludzi jego epoki - wszystkich innych -
jakiś przygodny wiatr nie wiadomo dlaczego oderwał od niego na krótką chwilę...
Zresztą nie wdawałbym się w te bardzo nieciekawe i mętne wyjaśnienia, zacząłbym
zwyczajnie i po prostu bez wstępu: spodoba się, to i tak przeczytają, lecz w tym bieda, że mam
jeden życiorys, a powieści dwie. Zasadnicza jest druga powieść - działalność mojego bohatera w
naszych czasach, w obecnej, bieżącej chwili. Pierwsza zaś powieść dotyczy zdarzeń, które
rozegrały się trzynaście lat temu, i właściwie nie jest nawet powieścią, lecz epizodem z wczesnej
młodości mojego bohatera. Nie mogę jednak tej powieści pominąć, bez niej bowiem druga powieść
byłaby w wielu miejscach niezrozumiała. Ale wskutek tego pierwotne moje kłopoty jeszcze się
zwiększają: jeżeli nawet ja sam, autor życiorysu, uważam, że tak skromny i nieznaczny bohater
może nie zasługuje nawet na jedną powieść, czemu więc przynoszę dwie powieści? I jak sobie
wytłumaczyć takie zuchwalstwo z mojej strony?
Nie mogąc sobie poradzić z rozwiązaniem tych kwestii, zostawiam je bez odpowiedzi.
Oczywiście wnikliwy czytelnik już dawno się domyślił, że do tego właśnie od samego początku
zmierzałem, i tylko dąsał się na mnie, że marnotrawię słowa i drogi czas. Na ten zarzut odpowiem
szczegółowo: marnotrawiłem słowa i drogi czas po pierwsze, przez grzeczność, a po drugie, z
przebiegłości: ,,Bądź co bądź, jakoś tam z góry o czymś uprzedzałem.” Co więcej, po namyśle
zaczynam się nawet cieszyć, że moja powieść rozpadła się sama przez się na dwie powieści,
złączone „zasadą jedności”; poznawszy bowiem pierwszą, czytelnik sam będzie mógł ocenić, czy
warto zasiadać do drugiej. Ma się rozumieć, czytelnik nie ma względem autora żadnych
zobowiązań, może rzucić książkę nawet po dwóch stronicach i nigdy już jej nie otwierać. Ale
istnieją przecież i tacy delikatni czytelnicy, którzy zechcą na pewno przeczytać ją do końca, aby
ustrzec się omyłek przy wydawaniu bezstronnej oceny; do nich autor zalicza na przykład
wszystkich rosyjskich krytyków. Względem tych właśnie czytelników uspokoiłem swoje sumienie:
pozwalam im bez ujmy dla ich dokładności i lojalności odrzucić tę książkę po przeczytaniu
pierwszego epizodu. Otóż i cała przedmowa. Chętnie przyznaję, że jest zbędna, ale skoro ją
napisałem, to niech już sobie zostanie. A teraz do rzeczy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin