Curwood James - Bari, Syn Szarej Wilczycy.pdf
(
764 KB
)
Pobierz
James Oliver CURWOOD
Bari, syn Szarej
Wilczycy
PRZEŁOŻYŁ JERZY MARUCZ
ŚWIAT BARIEGO
Przez wiele dni po urodzeniu świat był dla Bariego obszerną i mroczną jaskinią. Mieszkał
w sercu wielkiego wykrotu, gdzie ślepa Szara Wilczyca znalazła bezpieczne schronienie na czas jego
dziecięctwa. Kazan, towarzysz wilczycy, odwiedzał ją z rzadka; w ciemności oczy psa błyszczały
niby zielone latarnie. Te oczy właśnie dały Bariemu poznać, że istnieje coś jeszcze prócz łona matki
— objawiły mu zmysł wzroku. Dotychczas miał czucie, węch i słuch, ale w tej czarnej pieczarze, pod
sklepieniem zwalonych drzew, nie w i d z i a ł
nic do chwili przybycia oczu..
Na razie przeraziły go; potem wzbudziły w nim ciekawość i strach zamienił się w zainteresowanie.
Nieraz gdy przyglądał się im badawczo, raptem ginęły. Zdarzało się to, ilekroć Kazan odwracał łeb.
Po tem znów zapalały się w mroku tak niespodzianie, że Bari mocniej przytulał się do matki, która
zawsze lekko drżała podczas odwiedzin psa.
Bari oczywiście nie miał nigdy poznać historii rodziców. Nie miał się nigdy dowiedzieć, że jego
matka, Szara Wilczyca, miała w żyłach czystą krew wilczą, gdy ojciec, Kazan, był psem. Poczynała
się w nim co prawda budzić inteligencja, jednak jej rozwój nie mógł przekroczyć pewnych granic. Z
czasem pojął, że jego matka jest ślepa, lecz nigdy nie dowiedział się o zażartej walce między Szarą
Wilczycą a rysiem, w której nieszczęsna samka postradała wzrok. Przyroda nie mogła mu nic
powiedzieć o straszliwej zemście Kazana ani odmalować pięknych lat wspólnego życia, wzajemnej
wierności, dziwnych przygód wśród dzikich puszcz kanadyjskich; mogła go tylko uczynić synem
Kazana.
Lecz na razie i w ciągu wielu dni istniała dlań tylko matka. Nawet gdy jego ślepki otwarły się
szeroko i gdy już utrzymywał się na łapkach, tak że mógł się trochę wałęsać w ciemności — dla
Bariego nie było na świecie nic prócz matki, choć wciąż jeszcze nie wiedział, jak ona wygląda. Czuł
natomiast, że jest duża, miękka i ciepła, że językiem oblizuje imi. pyszczek i przemawia do niego
łagodnym skowytem, co dopomogło mu wreszcie do wydobycia własnego głosu w słabym,
skrzekliwym piśnięciu.
Ale przedtem jeszcze nadszedł cudowny dzień, gdy zielonkawe latarnie, będące oczyma Kazana,
zbliżyły się nieco, czyniąc to powoli i bardzo ostrożnie. Dotychczas .Szara Wilczyca zachowywała
się tak, że pies musiał się cofać.
Samotność w tym okresie była pierwszym nakazem jej dzikiej krwi. Głuchy pomruk — i Kazan
stawał. Lecz tego dnia pomruk się nie ozwał, a raczej zamarł w gardle samki jako niski skowyt.
Drżała w nim nutą tęsknoty i szczęścia. „Już dobrze" — mówiła psu, który przystanąwszy na chwilę,
odpowiedział
głębokim skomleniem.
Kazan zaczął się zbliżać jeszcze wolniej, jakby niepewny tego, co znajdzie, a Bari ciaśniej przylgnął
do matki. Usłyszał potem, jak pies ciężko pada na brzuch obok wilczycy. Nie czuł strachu, tylko silną
ciekawość. I Kazan również,był mocno ciekaw. Sapnął. Nastawił
uszy. Po pewnej chwili Bari zaczął się ruszać.
Cal za calem odpełzł od boku matki. Każ-, dy mięsień jej smukłego ciała zesztywniał. Wilcza krew
słała nieufną przestrogę: Bariemu grozi niebezpieczeństwo! Jej wargi zmarszczyły się obnażając kły.
Gardziel drżała bezgłośnie: Z
mroku, z odległości dwu
jardów, doleciał słaby pisk szczenięcy i pieszczotliwe mlaskanie języka Kazana. Bari przeżył
pierwszą w życiu przygodę. Odnalazł
ojca.
Wszystko to zaszło w trzecim tygodniu jego szczenięcego życia. Ukończył właśnie osiemnaście dni,
gdy Szara Wilczyca pozwoliła Kazanowi zawrzeć znajomość z synem. Gdyby nie kalectwo i
wspomnienie dramatu na Słonecznej Skale, wilczyca urodziłaby Bariego na otwartej przestrzeni i
łapki szczeniaka wzmocniłyby się rychło. Od razu by poznał
słońce, księżyc i gwiazdy, wiedział, co znaczy grzmot, oglądałby lśnienie błyskawic. Lecz wszystko
się inaczej ułożyło i Bari nie miał w tej ciemnej pieczarze nic innego do roboty prócz łażenia w
mroku i oblizywania drobnym, szkarłatnym językiem rozsianych wokoło surowych kości.
Niejednokrotnie zostawał sam; słyszał, jak matka wychodzi, zawsze niemal na wezwanie Kazana —
krótkie szczeknięcie dolatujące do wykrotu niby oddalone echo.
Sam nie miał nigdy zbytniej ochoty biec za nią, aż do dnia, gdy wielki, chłodny język Kazana
przejechał po jego pyszczku. W ciągu tych paru sekund przyroda dokonała w nim cudownych zmian.
Jak dotąd, jego instynkt nie zbudził się jeszcze w zupełności. Lecz teraz, gdy Kazan wyszedł
pozostawiając ich samych, Bari przyzywał go z powrotem, piszcząc tak właśnie jak dawniej po
odejściu matki.
Słońce stało prostopadle nad lasem, gdy po upływie godziny czy dwóch od wizyty Kazana Szara
Wilczyca wymknęła się z pieczary.
Pomiędzy gniazdem Bariego a wierzchołkiem wykrotu leżała gruba na czterdzieści stóp warstwa
połamanych i ubitych korzeni i gałęzi, przez którą nie mógł się przedrzeć żaden promień. Ciemność
bynajmniej nie przerażała szczeniaka, gdyż światła w ogóle nie znał.
Dzień, nie noc, miał go przerazić. Na razie jednak, pisnąwszy pod adresem matki, by zaczekała,
odważnie podążył jej śladem. Jeśli Szara Wilczyca usłyszała wołanie syna, to w każdym razie nie
zwróciła żadnej uwagi i chrzęst jej łap na kruchym chruście szybko zamarł w oddaleniu.
Tym razem Bari nie zatrzymał się przed zwaloną kłodą, grubą na osiem cali, która dotychczas,
właśnie w tym kierunku, zamykała mu świat. Wgramolił się na górę i stoczył na drugą stronę. Dalej
była Wielka Przygoda. Szczeniak dziarsko ruszył jej naprzeciw.
Przebycie pierwszych dwudziestu jardów zajęło mu sporo czasu. Potem dotarł do pnia
wypolerowanego gładko łapami Szarej Wilczycy i Kazana i przystając co metr, by żałośnie wezwać
matkę, powędrował przed siebie. W miarę jak szedł, świat jego zaczął
podlegać dziwnym zmianom. Dotąd nie znał
nic prócz czerni. Lecz obecnie ta czerń załamywała się w fantastyczne cienie i kształty.
Raz uchwycił nad głową ogniste lśnienie —
błysk słońca — co go tak zaskoczyło, że rozpłaszczył się na pniu i dobre pół minuty leżał bez ruchu.
Później poczłapał znowu. W
dole pod nim zaskrzeczał gronostaj. Usłyszał
szybki tupot łapek wiewiórczych i dziwaczne whut, whut, whut, nie przypominające w niczym
dźwięków wydawanych
kiedykolwiek przez Szarą Wilczycę.
Pień nie był już gładki, lecz chropowaty, i wiódł go w górę, coraz wyżej, pomiędzy splątane gałęzie,
i stając się jednocześnie coraz węższy. Bari zaskomlił.
M
Wrażliwy nosek na próżno usiłował
pochwycić ciepłą I woń matki. Raptem pośliznął się i upadł. Czując; że traci równowagę, wrzasnął
przenikliwie.
Musiał się | poprzednio wgramolić wysoko, gdyż upadek był jak aia niego poważny.
Miękkie ciałko, lecąc, obijało się to o jeden, to o drugi konar i gdy wreszcie bęcnął o ziemię, tchu mu
brakło. Jednak prędko stanął
na | czterech drżących łapkach i zamrugał
ślepkami. Nowa groza przykuła go do miejsca.
Świat podległ szalonej zmianie. Był
morzem światła. Gdziekolwiek spojrzał, widział dziwaczne rzeczy. Lecz najbardziej przerażało go
słońce. Dało mu pierwsze wrażenie ognia. Uczuł ostry ból oczu. Gotów już był umknąć w przyjazny
mrok wykrotu, ale w tej samej chwili zza stosu zwalonych drzew wyszła Szara Wilczyca w
towarzystwie Kazana. Radośnie upieściła syna pyskiem, a Kazan psim zwyczajem jął machać
ogonem.
Bari miał odziedziczyć tą psią cechę.
Jakkolwiek pół wilk, stale miał wymachiwać ogonem na znak zadowolenia.
Usiłował nawet uczynić to teraz. Być może Kazan zauważył próbę, gdyż przysiadłszy na zadzie
szczeknął z aprobatą.
A może po prostu mówił do Szarej
Wilczycy:
„No, nareszcie nasz bąk wylazł z tej jamy” Dla Bariego był to dzień niezmiernie ważny. Odnalazł
ojca i świat.
Plik z chomika:
j.nowak59
Inne pliki z tego folderu:
Meissner Janusz - Wraki.pdf
(2881 KB)
Meissner Janusz - Kapitan siedmiu mórz.pdf
(809 KB)
May Karol - Zamek Rodriganda.pdf
(1519 KB)
May Karol - Wyścig z czasem(1).pdf
(712 KB)
May Karol - Winnetou w Afryce.pdf
(410 KB)
Inne foldery tego chomika:
Pliki dostępne do 23.11.2025
Audiobooki rar
Ebooki - cykle i serie w mobi rar
Ebooki epub,mobi rar
Ebooki Fantasy i horrory
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin