Uczta dla wron 01 - Cienie śmierci (A Feast for Crows -.txt

(897 KB) Pobierz
George R. R. Martin

UCZTA DLA WRON
CIENIE MIERCI

PROLOG
 Smoki  mruknšł Mollander. Podniósł z ziemi wyschnięte jabłko i zaczšł je 
przerzucać sobie z ręki do ręki.
 Rzuć je  poprosił Alleras zwany Sfinksem. Wyjšł z kołczanu strzałę i nałożył 
jš na 
cięciwę.
 Chciałbym kiedy zobaczyć smoka.  Roone był z nich najmłodszy. Tęgiemu 
chłopakowi brakowało jeszcze dwóch lat do wieku męskiego.  Bardzo bym chciał.
A ja bym chciał zasnšć w ramionach Rosey  pomylał Pate, wiercšc się 
niespokojnie 
na ławie. Całkiem możliwe, że jutro dziewczyna będzie należała do niego. Zabiorę 
jš ze Starego 
Miasta. Za wšskie morze, do jednego z Wolnych Miast.
Tam nie było maesterów i nikt nie będzie go oskarżał.
Słyszał miech Emmy, dobiegajšcy zza zamkniętych okiennic na piętrze. Jego 
dwięk 
mieszał się z brzmieniem niższego głosu mężczyzny, którego tam przyjmowała. Była 
najstarszš z 
dziewek pracujšcych Pod Piórem i Kuflem, jak nic miała już czterdziestkę, ale 
nadal była 
ładna, choć raczej pulchna. Rosey była jej córkš. Miała piętnacie lat i dopiero 
niedawno 
zakwitła. Emma ogłosiła, że dziewictwo Rosey będzie kosztowało złotego smoka. 
Pate zdołał 
zaoszczędzić dziewięć srebrnych jeleni oraz garnuszek miedzianych gwiazd i 
grosików, ale to w 
niczym mu nie pomogło. Prędzej wykluje prawdziwego smoka, niż zaoszczędzi 
złotego.
 Za póno się urodziłe na smoki, chłopcze  oznajmił Rooneowi Armen Akolita. 
Armen nosił na szyi rzemień przecišgnięty przez ogniwa z cyny, ołowiu, stopu 
tych dwóch 
metali oraz miedzi. Jak większoć akolitów wydawał się sšdzić, że nowicjusze 
majš na 
ramionach rzepy zamiast głów.  Ostatni smok dokonał żywota za panowania Aegona 
Trzeciego.
 Ostatni smok w Westeros  nie ustępował Mollander.
 Rzuć jabłko  powtórzył Alleras. Z ich Sfinksa był przystojny młodzian. 
Wszystkie 
dziewki służebne starały się mu przypodobać. Nawet Rosey dotykała niekiedy jego 
ramienia, 
podajšc mu wino. Pate zgrzytał wówczas zębami i starał się udawać, że tego nie 
widzi.
 Ostatni smok w Westeros był ostatnim smokiem w ogóle  upierał się Armen.  
Wszyscy to dobrze wiedzš.
 Jabłko  odezwał się ponownie Alleras.  Chyba że masz zamiar je zjeć.
 Proszę.  Mollander podskoczył lekko, cišgnšc za sobš szpotawš nogę, obrócił 
się 
w powietrzu i na wysokoci łokcia rzucił jabłkiem prosto w wiszšcš nad Miodowinš 
mgłę. 
Gdyby nie noga, zostałby rycerzem, tak jak jego ojciec. W grubych ramionach i 
szerokich barach 
miał mnóstwo siły. Jabłko poleciało daleko i szybko...
...ale nie tak szybko jak strzała, która pomknęła w pogoń za nim, długie na jard 
drzewce 
ze złotego drewna, zaopatrzone w szkarłatne pierzysko. Pate nie zauważył, jak 
uderzyła w jabłko, 
ale usłyszał to  cichy łoskot niosšcy się nad rzekš, a potem plusk.
Mollander zagwizdał.
 Trafiłe w sam rodek. Słodkie.
Ale nawet nie w połowie tak słodkie jak Rosey. Pate kochał jej orzechowe oczy, 
pšczki 
piersi i to, że zawsze się umiechała na jego widok. Kochał dołeczki na jej 
policzkach. Czasami 
obsługiwała goci boso, żeby czuć trawę pod stopami. Za to również jš kochał. 
Kochał jej czysty, 
wieży zapach i loki za uszami. Kochał nawet palce u jej nóg. Pewnego dnia 
pozwoliła, żeby 
pomasował jej stopy i pobawił się nimi. Przy każdym palcu opowiadał zabawnš 
historyjkę, żeby 
skłonić jš do chichotania.
Być może lepiej będzie, jak zostanie po tej stronie wšskiego morza. Za 
zaoszczędzone 
pienišdze mógłby kupić osła i jechaliby na nim z Rosey na zmianę, podróżujšc po 
Westeros. 
Ebrose mógł uważać, że Pate nie zasługuje na srebrne ogniwo, ale chłopak 
potrafił nastawić 
złamanš koć i zbić goršczkę, używajšc pijawek. Prostaczkowie będš mu wdzięczni 
za pomoc. 
Jeli nauczy się strzyc włosy i golić brody, będzie mógł nawet zostać 
balwierzem. To mi 
wystarczy  powtarzał sobie.  Jeli tylko będę miał Rosey. Dziewczyna była 
jedynym, czego 
pragnšł na wiecie.
Nie zawsze tak było. Kiedy marzył o tym, że zostanie maesterem, zamieszka w 
zamku i 
wstšpi na służbę u jakiego hojnego lorda, który będzie go szanował za jego 
mšdroć, a w 
podzięce za wywiadczone usługi zaoferuje mu pięknego, białego rumaka. Jakże 
szlachetnie by 
na nim wyglšdał, z umiechem spoglšdajšc z góry na mijanych na trakcie 
prostaczków...
Pewnej nocy Pod Piórem i Kuflem, wypiwszy dwa kufle okrutnie mocnego cydru, 
Pate pochwalił się, że nie zawsze będzie nowicjuszem.
 To prawda  zawołał na całš izbę Leniwy Leo.  Będziesz byłym nowicjuszem 
pasajšcym winie.
Dopił zalegajšce na dnie kufla męty. Owietlony blaskiem pochodni taras gospody 
stanowił wyspę wiatła poród bezmiaru porannej mgły. Bliżej morza widać było 
odległe wiatło 
Wysokiej Wieży otulone mglistym mrokiem jak niewyrany, pomarańczowy księżyc. 
Jej blask 
nie podniósł go jednak na duchu.
Alchemik powinien już się zjawić. Czy to wszystko było jakim okrutnym żartem, 
czy 
może co mu się stało? To nie byłby pierwszy przypadek, gdy pomylny los 
odwrócił się nagle 
od Patea. Wydawało mu się, że miał szczęcie, gdy wyznaczono go do pomocy 
staremu 
arcymaesterowi Walgraveowi przy krukach. Nawet mu się nie niło, że wkrótce 
będzie również 
przynosił staruszkowi posiłki, zamiatał jego pokoje i ubierał go co rano. 
Wszyscy się zgadzali, że 
Walgrave więcej zapomniał o krukarstwie, niż większoć maesterów miała się 
kiedykolwiek 
nauczyć, Pate był więc przekonany, że może liczyć przynajmniej na ogniwo z 
czarnego żelaza. 
Okazało się jednak, że Walgrave nie może mu go dać. Staruszek był już jedynie 
tytularnym 
arcymaesterem. Ongi naprawdę wybitny mędrzec, teraz często nosił pod szatami 
zafajdanš 
bieliznę, a przed pół rokiem kilku akolitów znalazło go, gdy płakał w 
bibliotece, nie potrafišc 
znaleć drogi do swych pokojów. Na miejscu Walgravea pod czarnš maskš zasiadał 
maester 
Gormon, ten sam, który kiedy oskarżył Patea o kradzież.
Na rosnšcej przy rzece jabłoni rozpiewał się słowik. Jego słodki głos był miłym 
wytchnieniem od ochrypłych głosów i cišgłego quork kruków, którymi opiekował się 
przez cały 
dzień. Białe kruki znały jego imię i gdy tylko go zobaczyły, powtarzały do 
siebie: Pate, Pate, 
Pate. Chciało mu się krzyczeć, kiedy to słyszał. Wielkie, białe ptaszyska były 
dumš 
arcymaestera Walgravea, który chciał, żeby go zjadły po mierci. Pate czasami 
podejrzewał, że 
chcš pożreć również i jego.
Być może winny był okrutnie mocny cydr  Pate nie miał dzi zamiaru pić, lecz 
Alleras 
stawiał, by uczcić miedziane ogniwo, a poczucie winy sprawiło, że chłopak był 
spragniony  ale 
niemal wydawało mu się, że słowik piewa: Złoto za żelazo, złoto za żelazo, 
złoto za żelazo. 
Było to raczej dziwne, bo to włanie usłyszał Pate od nieznajomego owej nocy, 
gdy Rosey ich 
sobie przedstawiła.
 Kim jeste?  zapytał go wówczas.
 Alchemikiem  odpowiedział mężczyzna.  Potrafię zamienić żelazo w złoto.
Nagle w jego dłoni znalazła się moneta. Zatańczyła między jego palcami, miękkie, 
żółte 
złoto zalniło w blasku wieczek. Po jednej jej stronie wyobrażono trójgłowego 
smoka, a po 
drugiej podobiznę jakiego nieżyjšcego króla.
Złoto za żelazo  przypomniał sobie Pate.  Nigdzie nie zrobisz lepszego 
interesu. 
Pragniesz jej? Kochasz jš?
 Nie jestem złodziejem  odrzekł człowiekowi, który zwał się alchemikiem.  
Jestem nowicjuszem z Cytadeli.
 Gdyby zmienił zdanie, za trzy dni wrócę tutaj ze smokiem  zapowiedział 
alchemik, pochylajšc głowę.
Minęły trzy dni i Pate wrócił Pod Pióro i Kufel, nadal nie do końca wiedzšc, 
kim jest. 
Zamiast alchemika znalazł tu jednak Mollandera, Armena i Sfinksa, którym 
towarzyszył Roone. 
Gdyby się z nimi nie napił, wzbudziłby ich podejrzenia.
Gospody nigdy nie zamykano. Stała na wysepce na Miodowinie już od szeciuset lat 
i 
przez cały ten czas ani razu nie zamknięto jej drzwi przed klientami. Choć 
wysoki, drewniany 
budynek pochylał się nieco na południe, tak jak niekiedy nowicjusze po większym 
kuflu, Pate 
podejrzewał, że będzie tu stał kolejnych szećset lat, oferujšc wino, ale i 
okrutnie mocny cydr 
żeglarzom rzecznym i morskim, kowalom i minstrelom, kapłanom i ksišżętom, a 
także 
nowicjuszom i akolitom z Cytadeli.
 Stare Miasto to nie cały wiat  oznajmił Mollander, stanowczo zbyt głono. 
Był 
synem rycerza, a do tego urżnšł się jak bela. Odkšd dotarła do niego wieć, że 
jego ojciec poległ 
w bitwie nad Czarnym Nurtem, upijał się prawie co wieczór. Choć byli daleko od 
walk, 
bezpieczni za murami Starego Miasta, wojna pięciu królów dotknęła ich 
wszystkich... choć 
arcymaester Benedict twierdził uparcie, że nigdy nie było ich aż pięciu, jako że 
Renlyego 
Baratheona zabito, nim Balon Greyjoy zdšżył się ukoronować.
 Ojciec zawsze mawiał, że wiat jest większy od lordowskich zamków  cišgnšł 
Mollander.  Smoki to z pewnociš najmniejszy z cudów, jakie można znaleć w 
Qarthu, 
Asshai i Yi Ti. Sš tam rzeczy, o jakich nam się nie niło. Marynarskie 
opowieci...
 ...opowiadajš marynarze  przerwał mu Armen.  Marynarze, mój drogi 
Mollanderze. Idę o zakład, że jeli pójdziesz do portu, znajdziesz tam ludzi, 
którzy opowiedzš ci, 
że zaznali miłoci z syrenš albo spędzili rok w brzuchu ryby.
 A skšd wiesz, że to nieprawda?  Mollander zaczšł chodzić po trawie, szukajšc 
kolejnych jabłek.  Musiałby sam zajrzeć do tego brzucha, by mógł przysišc, że 
tam nie byli. 
Jeli jeden żeglarz co opowiada, można go wymiać, zgadzam się, ale jeli 
wiolarze z czterech 
różnych statków powtarzajš tę samš opowieć w czterech różnych językach...
 To nie jest ta sama opowieć  sprzeciwił się Armen.  Smoki w Asshai, smoki w 
Qarthu, smoki w Meereen, dothrackie smoki, smoki uwalniajšce niewolników...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin