Down for the Count- Christine Bell (nie oficjal.)(1) +.pdf

(1058 KB) Pobierz
Down for the Count- Christine Bell
Tłumaczenie: aga.xx
Poniższe tłumaczenie w całości należy do autora ksiązki jako jego prawa autorskie,
tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości
danego autora. ponadto poniższe tłumaczenie nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co
za tym idzie każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu innym niż
marketingowym łamie prawo!
ZAKAZ CHOMIKOWANIA I ROZPOWSZEHNIANIA !
1
999823033.001.png
Rozdział 1
Lacey Garrity- wkrótce Clemson, niedługo uda się do stosownego urzędu żeby
zmienić nazwisko- maszerowała przez długi korytarz pomiędzy recepcją a barem, mrucząc
coś do siebie. Już najwyższy czas aby rzucać ten pieprzony bukiet, ale jej pan młody zaginął
w akcji. Sporządziła nawet na serwetce listę prawdopodobnych miejsc gdzie mógł się
schować, jednak po sprawdzeniu wszystkim punktów, co znalazła? Nic.
Zatrzymując się, wcisnęła zielony przycisk na swojej komórce i przystawiła ją do
ucha. Słyszała melodię „Twist and shout” rozbrzmiewającą z pomieszczenia znajdującego się
za recepcją. Dopiero w krótkiej chwili wypełnionej ciszą, kiedy przestała grać muzyka na sali,
wydało jej się, że słyszy znajomą, stłumioną melodię dzwonka należącego do Martiego,
dochodzącą do niej za drzwi, znajdujących się na końcu korytarza. . Bah dum. Bah dum.
Bahdum bahdum bahdum…
Zalała ją fala ulgi i podążyła za grającą melodią. Złapała za klamkę, otworzyła drzwi
i…
- Marty?- Lacey spojrzała w zupełnym szoku na swojego dwugodzinnego męża, z powodu
sceny która rozgrywała się tuż przed jej oczami. W odrobinę uproszczonej wersji można
powiedzieć, że piosenka z Różowej Pantery dochodziła z kieszeni spodni jej wybranka, które
obecnie znajdowały się na wysokości jego kostek. Przez cały czas trzymała telefon przy uchu.
- Lacey! Mogę to wyjaśnić- powiedział, starając się w szaleńczym tempie wysunąć z
kobiety, którą właśnie pieprzył i jednocześnie w tym samym czasie próbując podciągnąć
spodnie, co nie było łatwe biorąc pod uwagę niewielką przestrzeń w której znajdowali się oni
oraz szafa z podręcznymi rzeczami. Kiedy szarpał się ze swoją garderobą, przez przypadek
uderzył w kopiec śnieżnobiałej pościeli leżącej na jednej z półek, wszystko ze stukotem
spadło na jego kochankę, zmuszając ją do rozpłaszczenia się na stole, na którym się opierała.
- Cholera!- załkała, miotając się w materiałach aż wszystko udało jej się zrzucić na podłogę.
Lacey z większą uwagą skupiła się na tyłku kobiety, znajdującym się przed Martym. Czarne
loki, upięte w lekki kok, gustowna granatowa sukienka opinająca się na jej nagich udach.
Żeby być dokładnym musiała przyznać, że był to granatowy szyfon. Ten sam, który wybrała
na sukienkę dla swojej druhny. Szok ustąpił, zrozumieniu bezczelnej zdradzie.
- Becca?- jej umysł rozbijał się starając znaleźć jakąś spokojną przystań, port w tej burzy
niedorzeczności, ale nagle coś sobie przypomniała- Ale powiedziałaś, że on ma babskie
biodra- Cześć, tutaj Marty. Zostaw wiadomość- usłyszała w słuchawce znajomy głos- Cześć,
2
Marty?- powiedziała, do wcześniej zapomnianego telefonu- Mówi Lacey. Jesteś zakłamanym,
kawałkiem gówna- rozłączyła się i rzuciła nim o przeciwległą ścianę, z satysfakcją słuchając
charakterystycznego chrupnięcia. Marty cofnął się.
- Kochanie, to nie jest tak jak myślisz- Dlaczego ludzie zawsze to mówią?- zastanowiła się
znudzona. Becca podciągnęła swoją sukienkę i obecnie gapiła się na podłogę, przygarbiona,
najwyraźniej nie chciała napotkać spojrzenia Lacey.
- Wygląda na to, że uprawiałeś seks z jedną z moich najlepszych przyjaciółek w kantorku za
recepcją. No oczywiście, chyba że zgubiła coś w swojej pochwie i byłeś na tyle uprzejmy
żeby spróbować to dla niej wyciągnąć. Swoim penisem. Jeżeli mam rację, sugeruję ci żebyś
użył większego przyrządu- usłyszała wyszeptane „Ała” tuż za swoim ramieniem,
jednocześnie zrozumiała, że ich trójka nie była już dłużej sama. Poczuła ciarki na całym ciele
jakby została w całości zanurzona w alkoholu, ale cały czas patrzyła na Martyego.
Skrzywił się, a jego policzki stały się ognisto czerwone.
- Nie musisz być niegrzeczna, Lacey- cisza która zapadła była tak ogromna, że kiedy zapinał
spodnie od smokingu, brzmiało to tak jakby niedźwiedź grizzly zsuwał się w dół po rozporku.
- Proszę powiedz mi, że właśnie nie besztasz mnie za brak manier. Bo, jeżeli prawdą jest to
co powiedziałam, może powinnam pójść po jeden z tych głupich widelców do krewetek na
które nalegała twoja matka i wydłubać ci nim oko- otworzył buzię i patrzył na nią jakby
widział ją po raz pierwszy w życiu i nie był zachwycony tym co zobaczył. No cóż, to jego
problem. Ona sama doskonale znała to uczucie.
- Lacey, zamierzaliśmy ci powiedzieć. Ale wszystko wyrwało się spod kontroli, a potem
jeszcze ten ślub…- Becca błagalnie patrzyła na nią swoimi niebieskimi oczami. Po co?
Zrozumienie? Wybaczenie?
Poczuła kłujące łzy pod powiekami, gapiła się na dwójkę ludzi, którym myślała, że
mogła zaufać najbardziej na świecie. Podniosła drżącą rękę, a następnie zsunęła z palca
obrączkę i pierścionek zaręczynowy, następnie położyła ostrożnie na stole oba nic nie
znaczące symbole wierności i zaangażowania.
- To wszystko?- znad jej ramienia ryknął oburzony głos- Pozwolisz im tak łatwo się z tego
wywinąć? Och, nigdy w życiu. Nie, jeżeli ja tutaj jestem- druhna jak i najlepsza przyjaciółka
Lacey, Cat Thomas, przepchnęła się koło niej, zaglądając do środka. Jej zielone oczy
wyglądały na odrobinę zmęczone kiedy posłała parze stojącej przy szafie, mordercze
spojrzenie- Powinnam skopać ci ten twój mały, sztywny tyłek- prawdopodobnie mówiła do
Becci, chociaż prawdopodobnie ta groźba pasowałaby do ich obojga, przez co ta sytuacja
stała się jeszcze bardziej okropna. Marty nigdy nawet nie wziąłby pod uwagę oparcia Lacey
3
na stole, nie wspominając nawet o uprawianiu seksu w tak publicznym miejscu, ale nie miał
żadnych obiekcji żeby zrobić to z jej przyjaciółką. W dniu ich ślubu.
- Cat, nie wtrącaj się- wymruczał męski, niski głos. Lacey zamknęła oczy, jęcząc cicho. Ze
wszystkich osób, które mogłyby stać się świadkiem jej porażki, Galen Thomas był jedną z
najgorszych możliwości. Brat Cat przez ostatnich osiem miesięcy przebywał poza domem,
trenując, przygotowywując się do walki i właśnie niedawno wrócił do Rhode Island. Lacey
była niemal pewna, że zostanie w domu, nie spodziewała się, że pojawi się na jej ślubie.
Przez lata, był dla Lacey źródłem nieustającego cierpienia, żył nieświadomy lub
nieporuszony faktem, że od szkoły średniej była w nim szaleńczo zakochana. Pomimo tego,
że uwielbiał się z nią przekomarzać, a ona dokładała wszelkich starań aby wyglądać na
nieporuszoną takim zachowaniem, w końcu dla dobra Cat, udało im się wypracować niełatwy
sojusz. Nienawidziła go za to, że zobaczył ją w najgorszym momencie jej życia. Zwłaszcza,
że już od dawna ostrzegał ją przed Martym.
- Uważaj, mała. On nie ma kręgosłupa moralnego, a tacy ludzie nie przejmują się tym czy
kogoś zranią, dopóki nie będą to oni sami- spojrzał jej w oczy dłużej niż powinien. A może
jednak za krótko, pomyślała posępnie ponownie patrząc na stojącą przed nią katastrofę.
- Nic mi nie jest Cat, Galen ma rację. Muszę stąd wyjść zanim którykolwiek z gości to
zobaczy- napotkała na ponure spojrzenie Marty’ego- Wkrótce odezwie się do ciebie mój
adwokat. Nie próbuj się ze mną kontaktować. Nie mam ci nic do powiedzenia- zwróciła się w
kierunku Becci a jej ból żołądka pogorszył się jeszcze bardziej. Przez krótką chwilę
zastanawiała się czy nie powinno być na odwrót. Czy jego zdrada nie powinna ją bardziej
boleć?
Lecz zanim w pełni rozważyła tą myśl, zupełnie pochłonęła ją wściekłość. Becca-
trzecia przyjaciółka. Miała wspierać Cat w dzisiejszym dniu. Była osobą do której zawsze
mogła zadzwonić i się wygadać. Jeżeli ich przyjaźń można by porównać do kanapki, to Cat
była mięskiem a Lacey i Becca kromkami chleba. Już nie. Słodka, słodka Becca, teraz Becca
Zdrajczyni.
- A ty?- zaczęła, chciała jej dowalić, odpłacić się za to co zrobiła, ale jedyne co wymyśliła
to- Chcę spowrotem moją koszulkę z N-Sync. A potem możesz wykasować mój numer-
Becca otworzyła usta i zamknęła je bezgłośnie, jej zaróżowione policzki teraz zrobiły się
białe jak kreda. Czuła, że zaraz się rozpłacze. Czuła jak łzy, gromadzą się w jej gardle tak
samo jak tłumiony wrzask. Musiała stąd wyjść i to jak najszybciej. Cat wzięła ją pod rękę i
wyprowadziła do holu, przez ramię rzuciła jedynie szybkie- Dranie. Galen szedł po jej drugiej
stronie.
4
- To jakiś koszmar? Proszę powiedz mi, że to tylko koszmar- szepnęła na wydechu.
- To nie jest żaden koszmar, mała. To najszczęśliwszy dzień w twoim życiu- Galen jak
zwykle mówił swoim ponurym głosem.
- To nie najlepszy moment, stary- Cat trzasnęła pięścią swojego brata w ramię.
- To prawda. Ten facet nie był nawet wystarczająco dobry, żeby czyścić ci buty. A twoja
przyjaciółka dostała dokładnie to na co zasługiwała. Pasują do siebie jak dwie meduzy. Ona
zawsze była słaba- w tym stwierdzeniu ukryty był nietypowy komplement, zszokowało ją to
ale nie miała czasu aby się nad tym rozwodzić.
Zmierzali do głównego holu wypełnionego jej rodziną i przyjaciółmi. Wisząca nad nią
czarna chmura strachu zaczęła gęstnieć. Ten ślub miał połączyć dwie najlepsze kancelarie
prawnicze, znajdujące się w różnych miastach- w jedną wielką rodzinną firmę. Teraz to
prawdopodobnie nigdy się nie stanie, a wszystko to odbyło się poza kontrolą Lacey, jej matka
dostanie szału. Zatrzymała się przeczesując włosy palcami, przez drzwi słyszeli piosenkę
„Mony Mony”, czuła się coraz bardziej roztrzęsiona.
- Muszę tam iść, prawda? Coś im powiedzieć?- spytała piskliwym głosem, zagryzła wargę.
- Nie. Galen im powie. Odwiozę cię do twojego mieszkania żebyś mogła się przebrać a
potem pójdziemy coś rozwalić!- Cat wyciągnęła rękę żeby przybiła jej piątkę.
- Nic się nie wydarzy- przerwał jej Galen- Już jesteś nawalona- powiedział do swojej siostry
zanim odwrócił się w stronę Lacey- A ty nie jesteś wstanie prowadzić. Ciągle jesteś w szoku,
a kiedy ochłoniesz, zrobi się naprawdę paskudnie- miał rację. Cat popijała drinki od rana i
zanim zdążyli otworzyć bar była już wstawiona. Jej ognisto czerwone włosy były w zupełnym
nieładzie a mocny makijaż, zrobiony dzień wcześniej obecnie smugami spływał dookoła
zamglonych zielonych oczu. Nie powinna pozwolić prowadzić jej w takim stanie. Lacey sama
wypiła kilka drinków, ale nie były wystarczające żeby stępić trawiący ją ból. Galen trafił w
czuły punkt, znajdowała się o krok przed rozpadnięciem na milion kawałków. Uciekaj stąd,
krzyczał głos w jej głowie. Choć raz postąpiła zgodnie ze swoimi zmysłami.
- Cat, idź i powiedz Martyemu, że może powiedzieć gościom dlaczego wyszłam. Jest
wielkim, obrzydliwym, głupim oszustem, więc jestem pewna że wymyśli jakiś wiarygodny
powód. Ale jeżeli będzie chciał całą winę zrzucić na mnie powiedz mu, że będzie tego
żałował. I upewnij się, żeby poprosił gości o zabranie prezentów. Oh i spróbuj porozmawiać z
moją matką, dobrze? Nie podoba mi się, że to na ciebie zrzucam, ale na pewno się wścieknie
a ja nie zniosę teraz jej szalonych oskarżeń.
- Nie ma sprawy. Admirała biorę na siebie- to jak Cat nazywała jej matkę zwykle
przywoływało na usta Lacey uśmiech, ale tym razem było inaczej. Dzisiaj skrzywiła się jak
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin