Spellman Cathy Cash - Rozstania.pdf

(2333 KB) Pobierz
CATHY CASH SPELLMAN
Rozstania
PRZEŁOŻYŁ: MAREK CICHOCKI
Tak wiele może się zdarzyć na drodze życia
pełnej pragnień, miłości, łez i zwycięstw.
WYDAWNICTWO ATLANTIS WARSZAWA 1992
1054583032.001.png 1054583032.002.png
Dla mojego męża, który zawsze powtarzał, że nawet najbardziej nieprawdopodobne
marzenia mogą się kiedyś spełnić.
Kocham cię Joe
OSOBY
Tom Dalton — jego marzenia wyrosły ze wstydu. Prowadzony ambicją doszedł do
wielkiej fortuny. Jego przyszłość długo znajdowała się w rękach tych, którzy go kochali i
nienawidzili.
Mary Dalton — matka Toma. Jedna chwila szczęścia mogła zniweczyć całe jej życie,
gdyby nie ogromne poświęcenie i siła woli.
Billy — znana w całym Nowym Jorku. Jej miłość do Toma graniczyła z szaleństwem i
mogła zniweczyć dorobek całego jej życia.
Diamond Jim Mulvaney — był w stanie złamać każdą zasadę, by dojść do celu. Jako
przyjaciel był lojalny i szlachetny, jako wróg śmiertelnie niebezpieczny. Stworzył potężne
finansowe i polityczne imperium. Deidra — prześliczna córka Jima. Sprzeciwiła się ojcu, by
pokazać siłę swej miłości do Toma.
Megan — była dzieckiem nieszczęśliwej miłości. By zabezpieczyć jej przyszłość, Tom
przekazał jej w spadku irlandzkie posiadłości.
Wszystkie miejsca, zdarzenia i postaci w tej książce są literacką fikcją, prócz osoby Ad-
rewa Furusetha. Moje poszukiwania szczegółów z życia tego żeglarza spełzły na niczym.
Mimo usilnych starań było prawie niemożliwe, by ustalić bliższe fakty, poza datą śmierci.
Wszystkie j ego czyny poszły w zapomnienie.
Zdecydowałam się jednak włączyć tę postać do mojej powieści, gdyż wydawał mi się
doskonale do niej pasować.
Opisując strajk robotników portowych z 1903 roku, starałam się przekazać atmosferę
tamtych lat oraz prawdę o robotniczym ruchu w Ameryce. Pomimo wrażenia autentyczności
tych zdarzeń wszystkie one są tylko wytworem mojej pisarskiej imaginacji.
PROLOG
Mały chłopiec o skupionej i pełnej bólu twarzy klęczał samotnie przy katafalku. Doty-
kał zimnych warg zmarłego mężczyzny, leżącego w otwartej dębowej trumnie. Odgarnął tro-
skliwie kasztanowe włosy z jego białego czoła.
— Dlaczego umarłeś, tato — szepnął. — Nie wiem, co mam teraz zrobić?
W posępnym pokoju panowała zupełna cisza.
— Kocham cię.
Chłopiec westchnął ciężko i położył się na podłodze. Postanowił czuwać przy trumnie
swego ojca przez całą noc. Cienie rzucane przez palące się świece przybierały migoczące,
tajemnicze kształty na ścianach i suficie. Za oknem złowrogo zawodził grudniowy wiatr.
— Ostatniej nocy widziałem zjawę zwiastującą śmierć. Podeszła do okna mojego po-
koju, wiesz, tak jak one to zwykle robią, całkiem bezszelestnie. Zaczęła przeraźliwie krzy-
czeć i zawodzić. Mówiła o czyjejś śmierci, ale nie wiedziałem, że chodzi o ciebie. Wydawa-
łeś się wieczny, tak wielki i silny — wyszeptał chłopiec, głaszcząc martwą i przejmująco
chłodną dłoń.
— Jesteś tak zimny...
Wstał, zdjął kurtkę i ostrożnie przykrył nią ciało ojca. Potem z powrotem położył się
przy katafalku i skulił w kłębek, jak mały szczeniak chroniący się przed przenikliwym zim-
nem.
Były dni, kiedy ojciec mówił:
— Ten dom jest tak samo twój, jak i ich, synu!
Chłopiec przytakiwał mu, lecz w głębi duszy czuł straszną niepewność. Był tylko nie-
ślubnym dzieckiem i nawet w domu jego ojca traktowano go jak przybłędę.
Chłopiec ze łzami w oczach rozejrzał się po ciemnym pokoju. Każdy przedmiot w tym
domu był mu znany z opowieści ojca: gipsowy królik, który stracił oklapnięte ucho w czasie
psotnych zabaw dzieci. Ściany obite atłasem i boazerią. Wypolerowany przez generacje słu-
żących lśniący parkiet. Czuł, że to wszystko jest mu w jakiś sposób bardzo drogie.
— Na Boga! Jak się tutaj dostałeś, ty obrzydliwy chłopaku?
Groźny kobiecy głos przerwał nagle ciszę.
— Jak śmiesz nękać nas swoją obecnością?
Chłopiec rozpoznał w starszej kobiecie swoją babkę. Jej pełen niechęci ton przeszył go
jak lodowaty sztylet.
— Chciałem ostatni raz popatrzeć na ojca, psze pani — odrzekł i zaraz przeraził się
swoich słów. Przypomniał sobie, że powinien zwracać się do niej „jaśnie pani", ale jej nagłe
pojawienie się w pokoju całkiem go zaskoczyło.
— Ty bękarcie, jak śmiesz nazywać mojego syna swoim ojcem? Wynoś się stąd, za-
nim zrobię ci coś złego!
Kobieta ubrana była w żałobną suknię. Na jej twarzy malował się gniew, a w ochrypłym
metalicznym głosie pobrzmiewała realna groźba. Cofnął się o krok.
— Sam sobie pójdę, nie trzeba mnie wyrzucać. A on i tak pozostanie moim ojcem, czy
pani tego chce czy nie.
— Jeśli natychmiast nie opuścisz tego domu, własnoręcznie cię wychłostam — jej
głos przybrał wysoki, histeryczny ton, który od dziesiątków lat wzbudzał strach wśród służ-
by.
Chłopiec ostentacyjnie pochylił się nad trumną i ucałował skroń ojca, po czym wybiegł
szybko przez otwarte drzwi. Zdążył jeszcze krzyknąć przez ramię:
— Wrócę tu jeszcze! Zobaczysz!
Kobieta stała zaskoczona. Nie mogła pojąć, że ktoś ośmielił się obrazić ją w jej wła-
snym domu. Od urodzenia czuła odrazę do plebsu.
— Ty głupcze! — powiedziała z wyrzutem, spoglądając na zmarłego syna.
— Romantyczny, arogancki głupcze! Niech będzie przeklęty dzień, w którym spłodzi-
łeś tego bękarta.
Odwróciła się i wyszła z pokoju. Jej ciężkie kroki odbijały się głośnym echem w mar-
murowym korytarzu. Świece, stojące wokół trumny, paliły się nadal, tak jakby nikt nie za-
kłócił spokoju panującego w pomieszczeniu. W kominku dogasał ogień, a wiatr dalej zawo-
dził swą żałobną pieśń.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin