TAJEMNICA GENERATORA HENDERSHOTA.pdf

(291 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
TAJEMNICA GENERATORA HENDERSHOTA
Mark M.Hendershot
Mój ojciec, Lester J. Hendershot, był wynalazcą. Z umiarkowanym powodzeniem próbował
wynaleźć coś pożytecznego. Kilka razy udało mu się sprzedać drobnym producentom
pomysły dotyczące zabawek elektronicznych. Jednak jego największy wynalazek był tak
rewolucyjny, ze wprawił w zakłopotanie największych uczonych naszego kraju, ponieważ nie
potrafili wyjaśnić, jak działa. Po udoskonaleniu tego urządzenia możliwe byłoby
wyeliminowanie elektrowni, poza tym całkowitej zmianie uległyby też nasze dzisiejsze
koncepcje napędu.
Jego pierwszy wynalazek w tej dziedzinie został nazwany przez prasę “silnikiem", choć w
rzeczywistości był to generator zasilany przez pole magnetyczne Ziemi. Późniejsze modele
wytwarzały wystarczającą ilość energii elektrycznej, aby zasilić równocześnie
studwudziestowatową żarówkę i radio. Mogę zaświadczyć, że telewizor oraz maszyna do
szycia w naszym salonie pracowały całymi godzinami zasilane wyłącznie z tego generatora.
REWOLUCYJNY POMYSŁ
Był rok 1927 lub 1928, kiedy Ojciec zaczął rozmyślać nad “bezpaliwowym generatorem". W
roku 1925 nauczył się latać i bardzo szybko doszedł do wniosku, że stworzenie absolutnie
dokładnego i niezawodnego kompasu znacznie przyspieszy rozwój lotnictwa. Dlatego też
pierwsze próby związane były właśnie z tym urządzeniem.
Wysunął teorię, że kompas magnetyczny nie wskazuje dokładnie północy i różnica między
wskazaniem a rzeczywistą północą zmienia się w zależności od miejsca, w którym dokonuje
się pomiaru. Także kompas indukcyjny należało ustawiać przed każdym lotem i w tamtych
czasach nie można było darzyć go pełnym zaufaniem. Twierdził, że z pomocą
namagnesowanego wstępnie rdzenia jest w stanie wytworzyć pole magnetyczne, które wskaże
dokładnie północ, nie wiedział jednak, jak zastosować to odkrycie w modelu kompasu, jaki
posiadał w laboratorium.
Kontynuując doświadczenia ustalił, że przecinając tę samą linię pola magnetycznego w
kierunku północnym i południowym uzyskiwał dokładne wskazanie północy, natomiast
przecinając pole magnetyczne w kierunku wschodnim i zachodnim otrzymywał ruch
obrotowy.
Poznawszy tę zasadę, zmienił plany i przystąpił do prac nad silnikiem napędzanym przez pole
magnetyczne. W końcu skonstruował silnik, który obracał się ze stałą prędkością określoną w
trakcie budowy. Mówił, że można zbudować silnik, który będzie obracał się z określoną
prędkością, a pewny silnik o stałej prędkości obrotowej był jego zdaniem jedną z
najpilniejszych potrzeb lotnictwa tamtych czasów. Ten, który zbudował, osiągał 1800
obrotów na minutę.
W następnych latach zrozumiał, że zasilany magnetycznie silnik nie był tak praktyczny jak
magnetycznie zasilany generator, toteż późniejsze prace poszły w kierunku skonstruowania
generatora. Aby uniknąć nieporozumień, należy podkreślić, że początkowe eksperymenty
dotyczyły budowy magnetycznie zasilanego silnika, zaś późniejsze – generatora.
Pierwsze poważne eksperymenty z wersją silnikową odbyły się na lotnisku Selfridge w
Detroit pod okiem majora Thomasa G. Lanphiera, komendanta lotniska i dowódcy Pierwszej
Grupy Pościgowej. Urządzenie zademonstrowane w Selfridge było małym modelem, który w
przyszłości miał być rozwinięty w lotniczy silnik. W prasie ukazały się poświęcone temu
eksperymentowi wypowiedzi czołowych postaci związanych w tamtym czasie z lotnictwem.
Autorem jednej z nich był William B. Stout, prezes Stout Air Service, Inc., a także projektant
całkowicie metalowego samolotu wykonanego dla Ford Motor Company. Stout stwierdził:
“Pokaz zrobił na mnie duże wrażenie. To było naprawdę niesamowite. Bardzo bym chciał
zobaczyć duży model rozwijający dostateczną moc, aby unieść samolot".
Po pokazie major Lanphier oświadczył reporterom: “Cała ta sprawa jest tak tajemnicza i
zdumiewająca, że aż zakrawa na oszustwo. Kiedy ujrzałem pierwszy model, byłem
nastawiony bardzo sceptycznie, ale potem pomagałem w budowie drugiego i na własne oczy
widziałem obracający się magnes. Jestem pewien, że nie ma w tym żadnego oszustwa".
Ojciec pokazał najpierw wojskowym wysokiego szczebla, jak pracuje jego model, a następnie
nadzorował budowę drugiego modelu przez techników z armii, który również działał
znakomicie. Major Lanphier powiedział, że elektrycy, którym pokazali silnik “...śmiali się ze
sposobu nawinięcia uzwojenia i mówili, że to nie będzie pracować. Ale silnik pracował".
Eksperyment na lotnisku Selfridge pociągnął za sobą serię artykułów w prasie krajowej.
Opatrzone krzyczącymi nagłówkami reportaże ukazały się w Detroit Free Press, Detroit
News, Detroit Times, prasie Pittsburgha, w The New York Timesie i wielu innych pismach.
Większość publikacji urządzenie zademonstrowane na lotnisku Selfridge nazywała
“cudownym silnikiem" i zamieszczała zdjęcia majora Lanphiera, pułkownika Lindbergha,
mojego ojca oraz silnika.
W tamtym czasie wszystko, co miało jakikolwiek związek z Lindberghiem natychmiast
trafiało na pierwsze strony gazet i to bez względu na to, czy uczestniczył on w danym
zdarzeniu, czy tylko przypadkiem znajdował się w pobliżu. Dlatego nagłówki w różnych
dziennikach głosiły: “Silnik bez benzyny testowany dla Lindy'ego", “Lindy sprawdza
bezpaliwowy silnik do samolotów" oraz “Lindbergh sprawdza silnik napędzany przez
Ziemię". W jednej z relacji znalazło się nawet stwierdzenie, że na prośbę Fundacji
Guggenheima do spraw promocji aeronautyki, Lindbergh z Lanphieiem mieli polecieć do
Nowego Jorku, aby dokonać prezentacji urządzenia.
Późniejsze relacje podkreślały, że Lindbergh tak naprawdę nie miał nic wspólnego z tymi
eksperymentami i że obejrzał kilka pokazów jako gość swojego przyjaciela, majora
Lanphiera.
Wyniki testów w Selfridge zadowoliły Lanphiera i jego współpracowników. W czasie pobytu
tam mojego ojca zbudowany przez techników model osiągnął 1800 obrotów na minutę, a jego
praca uznana została za całkowicie satysfakcjonującą. Ustalono też, że takie silniki będą
mogły przepracować dwa do trzech tysięcy godzin, zanim potrzebna będzie wymiana
magnetycznego rdzenia.
POCZĄTKOWY SCEPTYCYZM l KPINY
Niejaki dr F.W. Hochstetter z Hochstetter Research Laboratories w Pittsburghu zwołał
pospiesznie konferencję prasową, podczas której zademonstrował modele “silnika
Hendershota". Kiedy nie chciały działać, oznajmił, że Hendershot to oszust, a jego silniki
pracowały tylko dlatego, że energii dostarczały im małe baterie.
Po skończonej prezentacji dr Hochstetter zapewnił, że silnik ten może wytworzyć dość
elektryczności, żeby “...rozpalić jednowoltowego świetlika" albo “...zaszyć spodnie wróżki".
Na widok przepychu sali konferencyjnej wynajętej przez (lub dla) dra Hochstettera w
nowojorskim hotelu, dziennikarze zapytali go, dlaczego interesuje się pokazami Hendershota
i koniecznie chce je zdyskredytować. W odpowiedzi usłyszeli jedynie, że musiał “ujawnić
oszustwo zdolne zniszczyć wiarę w naukę na tysiąc lat". Stwierdził ponadto, że jedynym
motywem jego działania było pragnienie, “aby nic nie przyćmiewało czystego blasku nauki".
Dla zwolenników Hendershota było oczywiste, że za całym tym zamieszaniem i osobistym
zaangażowaniem znanego naukowca, jakim był Hochstetter, krył się ktoś, komu zależało na
ośmieszeniu tego wynalazku.
Zapytany przez reporterów o te oskarżenia ojciec uśmiechnął się tylko i powiedział: “Dr
Hochstetter ma w pewnym stopniu rację. Ukryłem baterie w jednym lub dwóch modelach,
ponieważ odkryłem, że nie mogę dowierzać niektórym spośród moich gości. Mam dowody,
że ktoś majstrował przy moim urządzeniu. Dlatego też podłożyłem kilka baterii, aby
wprowadzić ciekawskich w błąd". Dodał też, że major Lanphier i jego wojskowi technicy byli
wystarczającym dowodem. “Nie zbudowałem silnika, który demonstrowano w Detroit.
Zrobili to według moich wskazówek wojskowi dowodzeni przez majora Lanphiera. Ja tego
silnika nawet nie dotknąłem. To oni zbudowali silnik, który działa. To jest moja odpowiedź
na wszelką krytykę – ten silnik działa".
Dr Hochstetter i jego współpracownicy utrzymywali również, że ojciec podpisał kontrakt i
otrzymał 25000 dolarów za prawo do wykorzystywania silnika, ale po krótkotrwałym okresie
ekscytacji przestano się tym interesować.
Wkrótce po owym pokazie “silnika Hendershota" dr Hochstetter zmarł w niezwykłych
okolicznościach. Pociąg z Baltimore do Ohio, którym jechał, uległ katastrofie, zaś on był
jedynym pasażerem, który stracił w niej życie!
W czasie sporów wokół swojego wynalazku ojciec był celem licznych żartów i komentarzy.
Rysownik jednej z pittsburskich gazet narysował go w samolocie bez śmigła. Wspominając to
po latach, ojciec powiedział:
“Za każdym razem, gdy widzę odrzutowiec, myślę o tamtym rysunku i o tym, jak wszyscy
wyśmiewali moją sugestię, że pewnego dnia samolot będzie mógł latać bez śmigła. To
właśnie usiłowałem im powiedzieć dwadzieścia pięć lat temu".
Powszechne zainteresowanie silnikiem Hendershota urwało się równie nagle, jak się
rozpoczęło. Ostatnie wzmianki prasowe noszą datę 10 marca 1928 roku. W wielu gazetach
ukazała się wówczas krótka notatka o tym, że Lester Hendershot trafił do Emergency Hospital
w Waszyngtonie.
Relacja ojca pokrywała się z doniesieniami prasowymi, poza jednym wyjątkiem. W trakcie
demonstracji silnika w urzędzie patentowym ojciec uległ porażeniu prądem o napięciu 120
woltów, a nie 2000, jak to podał nadgorliwy reporter, i z porażeniem strun głosowych trafił na
kilka tygodni do szpitala, zanim doszedł do siebie.
DALSZE PRÓBY WYCISZENIA SPRAWY
Podczas pobytu w szpitalu zaszło coś, co może wyjaśniać poczynania drą Hochstettera.
Ojciec powiedział, że zwróciła się wtedy do niego duża korporacja z żądaniem przerwania
prac nad silnikiem bądź generatorem. Do samej śmierci nie wyjawił nazwy tej firmy. Mówił
tylko, że gdyby powiodło mu się z generatorem, oznaczałoby to poważne zagrożenie dla całej
reprezentowanej przez nich gałęzi przemysłu. Wymienił też sumę, jaką zaakceptował – 25
tysięcy dolarów. W zamian zobowiązał się, że przez dwadzieścia lat nie zbuduje następnego
modelu.
Rozmyślałem nad niezwykłymi wydarzeniami związanymi z generatorem i uważam za
możliwe, że to ta sama “duża korporacja" próbowała najpierw powstrzymać badania mojego
ojca za pośrednictwem drą Hochstettera, a kiedy to się nie powiodło, zwrócili się do niego
bezpośrednio i kupili go.
Warto zauważyć, że Hochstetter jako jeden z zarzutów wysuwał, jakoby ojciec dostał 25000
dolarów za prawo do wykorzystania jego prac. Co ciekawe, dokładnie taką samą kwotę
zapłacono w rzeczywistości, tyle że za zaprzestanie badań. Czyżby wymieniono kwotę
jeszcze przed złożeniem oferty?
Ojciec przyznał, że żył w ciągłym strachu o rodzinę, ponieważ często kontaktowali się z nami
różni nawiedzeni ludzie, którzy trafiwszy na ślad wynalazku ojca, zadali sobie trud, aby
osobiście pofatygować się do jego twórcy. Ojciec podejrzewał, że niektórzy z nich należeli do
grup wywrotowych i/lub reprezentowali zagraniczne mocarstwa.
851694346.001.png
To ostatnie twierdzenie wydaje się lekko przesadzone, aczkolwiek potwierdza je
korespondencja z pewnym człowiekiem z Ohio z roku 1952. Trafił on na ślad ojca
odwiedzając jego ojczyste miasto w Pensylwanii i rozmawiając z wujem na temat generatora.
Pierwszy list wyjaśniał, ze ten facet należał do grupy uczonych prywatnie finansujących
własne badania nad tym samym zjawiskiem, które ojciec odkrył w roku 1928.
Autor listu podkreślał, że w grę nie wchodzi wsparcie ze strony żadnej organizacji ani rządu,
ponieważ wynalazek taki jak generator Hendershota powinien być “dla wszystkich ludzi i nie
podlegać kontroli rządów narodowych, powinien być podarowany bezpłatnie Rządowi
Światowemu, gdy ten będzie gotów wziąć na siebie Światową Odpowiedzialność".
Krytycznie oceniał to, że ojciec pozwolił obejrzeć generator wojskowym w roku 1928.
List ten został napisany w kwietniu 1952 roku, natomiast w czerwcu nadeszła widokówka z
następującą krótką informacją:
“Niebawem za pośrednictwem radia i gazet ujawnimy związek pańskiego generatora z
'napędem latających talerzy'. W ciągu 48 godzin uzyskamy zgodę Szefa Ochrony pańskiej
grupy. Udało się nam powielić pański generator".
Autor, Mark M. Hendershot, z obecnym modelem generatora.
GENERATOR TRZĘSIEŃ ZIEMI?
W lipcu 1952 roku ojciec otrzymał od tego człowieka z Ohio czterostronicowy list napisany
odręcznie. Z tego, co mi wiadomo, był to zarazem list ostatni. Człowiek ten omawiał w nim
informacje, jakie jego wywiad uzyskał o latających talerzach, przyznając nieskromnie, że jego
źródła były lepsze niż CIA czy FBI, które jak twierdził, kilkakrotnie go sprawdzały.
Napomknął również, że pewien naukowiec z Pasadeny został ostatnio porwany, ponieważ
pracował nad zastosowaniem generatora w samolocie.
Potem długo i chaotycznie tłumaczył, skąd się u niego wzięło zainteresowanie “zjawiskiem
wiru eterycznego", jak je nazywał, oraz generatorem.
851694346.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin