Stephenie Meyer INTRUZ PYTANIE Ciało mym domem rumakiem chartem cóż biedna pocznę kiedy je stracę Gdzie będę spać Czym pomknę w dal Co będę jeć Dokšd się udam już bez wierzchowca który mnie niósł Skšd będę wiedzieć co na mnie czeka w lenej gęstwinie Bez mego Ciała wiernego psa Jakże to będzie snuć się po niebie bez drzwi ni dachu z wiatrem za wzrok poród obłoków jakże się skryć May Swenson Prolog Zabieg Uzdrowiciel nazywał się Fords Cicha Toń. Jako że był duszš, był z natury dobry współczujšcy, cierpliwy, uczciwy, szlachetny i pełen miłoci. Niezwykle rzadko się niepokoił. Jeszcze rzadziej się denerwował. Ale ponieważ miał ludzkie ciało, zdenerwowania czasem po prostu nie dało się uniknšć. Tak jak teraz, kiedy, słyszšc dochodzšce z drugiego końca sali podniecone szepty studentów, odruchowo zacisnšł usta. Na zazwyczaj umiechniętej twarzy grymas ten wyglšdał nieco dziwnie. Widzšc to niezadowolenie, jego pomocnik, Darren, poklepał go po ramieniu. Po prostu sš ciekawi powiedział cicho. Zabieg wszczepienia duszy nie jest ani ciekawy, ani szczególnie trudny. W razie nagłej potrzeby mogłaby to zrobić na ulicy pierwsza lepsza dusza. Niczego nowego się dzisiaj nie nauczš odparł Fords. Ostry ton pobrzmiewajšcy w zazwyczaj kojšcym głosie zaskoczył nawet jego samego. Nigdy wczeniej nie widzieli dorosłego człowieka tłumaczył Darren. Fords uniósł brew. Jak to, nie widzš siebie nawzajem Nie majš w domach luster Wiesz, o co mi chodzi o dzikiego człowieka. Bez duszy. Rebelianta. Fords spojrzał na leżšce na stole operacyjnym twarzš do dołu nieprzytomne ciało dziewczyny. Przypomniał sobie, jak bardzo było sponiewierane, gdy Łowcy przywieli je do szpitala, i ponownie wezbrało w nim współczucie. Ile ona musiała wycierpieć... Teraz, oczywicie, była już w bardzo dobrym stanie całkiem uzdrowiona. Fords sam o to zadbał. Wyglšda przecież tak samo jak my powiedział pod nosem do Darrena. Wszyscy mamy ludzkie twarze. Gdy się zbudzi, będzie jednš z nas. Po prostu sš podekscytowani, nic więcej. Dusza, którš dzisiaj wszczepiamy, zasługuje na szacunek. Nie należy się tak wgapiać w jej żywiciela. I tak aklimatyzacja będzie dla niej wystarczajšco trudna. To nie w porzšdku, żeby musiała znosić jeszcze to odparł Fords. Nie chodziło mu jednak wcale o gapienie się. W jego głosie znowu brzmiała ostra nuta. Darren ponownie go poklepał. Nic złego się nie stanie. Łowca potrzebuje informacji i... Na dwięk słowa Łowca Fords posłał Darrenowi spojrzenie pełne złoci. Ten aż zamrugał z wrażenia. Wybacz przeprosił go pospiesznie Fords. Nie chciałem. Po prostu się o niš martwię. Przeniósł wzrok na niewielkš kapsułę umieszczonš na stojaku obok stołu. Lampka wieciła bladš czerwieniš, co oznaczało, że co w niej zahibernowano. Wybrano jš specjalnie do tego zadania starał się go uspokoić Darren. To wyjštkowa dusza, odważna jak mało kto. Wszystkie jej życia mówiš same za siebie. Pewnie zgłosiłaby się na ochotnika, gdyby można jš było o to zapytać. Kto by się nie zgodził, poproszony o pomoc dla wyższego dobra Tylko czy na pewno mamy tu włanie takš sytuację Czy tu chodzi o wyższe dobro To nie jest kwestia jej dobrej woli, tylko tego, jak wielkiego powięcenia można wymagać od duszy. Studenci również rozmawiali o zahibernowanej duszy. Fords słyszał ich szepty bardzo wyranie mówili coraz głoniej, nie mogšc opanować podniecenia. Mieszkała na szeciu planetach. Ja słyszałem, że na siedmiu. Podobno za każdym razem w innym gatunku. To możliwe Była prawie wszystkim. Kwiatem, Niedwiedziem, Pajškiem... Wodorostem, Nietoperzem... Nawet Smokiem! Nie wierzę, że na siedmiu planetach. Co najmniej na siedmiu. A urodziła się na Poczštku. Żartujesz Na Poczštku Proszę o ciszę! interweniował Fords. Jeżeli nie potraficie przyglšdać się w ciszy i skupieniu, będę was musiał wyprosić. Cała szóstka zamilkła zawstydzona i spuciła wzrok. Darren, bierzmy się do roboty. Wszystko było gotowe. Odpowiednie lekarstwa leżały już obok ciała dziewczyny. Specjalny czepek zakrywał jej długie, czarne włosy, odsłaniajšc smukłš szyję. Dziewczyna oddychała powoli była w głębokiej narkozie. Na opalonej na bršz skórze trudno było dopatrzyć się jakichkolwiek ladów po... wypadku. Zacznij rozmrażanie powiedział Fords. Jego siwowłosy pomocnik stał już przy kapsule w pełnej gotowoci, z dłoniš na gałce. Zdjšł z niej blokadę i przekręcił jš odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Czerwone wiatełko na szarym cylindrze zaczęło migać, najpierw wolno, potem coraz szybciej, zmieniło też kolor. Uwaga Fordsa była skupiona na nieprzytomnym ciele. Oszczędnymi, precyzyjnymi ruchami przecišgnšł ostrzem skalpela wzdłuż skóry u podstawy czaszki, następnie spryskał nacięcie substancjš powstrzymujšcš krwawienie i dopiero wtedy poszerzył szczelinę. Ostrożnie dostał się pod mięnie szyi, uważajšc, aby ich nie uszkodzić, i obnażył białe koci u szczytu kręgosłupa. Dusza jest gotowa odezwał się pomocnik. Ja też. Daj jš tutaj. Fords poczuł łokieć Darrena obok własnego. Nie musiał nawet odrywać wzroku od stołu; wiedział, że jego pomocnik jest gotowy, że stoi z wycišgniętš rękš i czeka na polecenie. Pracowali ze sobš od lat. Fords poszerzył otwór. Do dzieła wyszeptał. Ujrzał przed sobš dłoń Darrena, a w niej srebrzysty blask budzšcej się istoty. Piękno nagiej duszy niezmiennie go poruszało. Mieniła się w mocnym wietle lamp, janiejsza niż skalpel, który lnił wyłšcznie wiatłem odbitym. Była jak żywa wstšżka, wiła się, marszczyła i rozcišgała, cieszšc się dopiero co odzyskanš wolnociš. Setki cienkich, zwiewnych wici kłębiły się miękko niczym srebrna czupryna. Wszystkie dusze wyglšdały wspaniale, lecz ta wydała się Fordsowi szczególnie urodziwa. Nie był zresztš w swoich odczuciach odosobniony. Słyszał cichutkie westchnienie Darrena, szmer zachwytu wród studentów. Darren delikatnie umiecił lnišcš istotę w szczelinie. Dusza wliznęła się gładko w wolnš przestrzeń i od razu zespoliła z otoczeniem. Fords podziwiał sprawnoć, z jakš zadomowiła się na nowym miejscu. Wici ciasno oplotły orodki nerwowe, niektóre wydłużyły się, sięgajšc dalej niż jego spojrzenie, aż do samego mózgu, nerwów wzroku, kanałów słuchowych. Działała szybko i bez wahania. Wkrótce było już widać tylko jej mały skrawek. Dobra robota szepnšł do niej, choć wiedział, że nie może go usłyszeć. Leżšce na stole ciało miało uszy, nadal jednak trwało pogršżone w głębokim nie. Reszta była już tylko formalnociš. Fords oczycił i wyleczył ranę, posmarował jš maciš, która zasklepiła nacięcie, potem rozprowadził wzdłuż blizny proszek wspomagajšcy gojenie. Idealnie, jak zwykle powiedział Darren, który z nieznanego Fordsowi powodu pozostał przy imieniu swojego żywiciela. Fords westchnšł. le się z tym czuję. Spełniasz tylko swojš powinnoć, jeste Uzdrowicielem. To jedna z tych rzadkich chwil, w których uzdrawiajšc, wyrzšdzam tak naprawdę krzywdę. Darren zaczšł sprzštać po operacji. Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Fords wykonywał przecież swój zawód. Z punktu widzenia Darrena liczyło się tylko to. Ale dla Fordsa bycie Uzdrowicielem oznaczało co więcej; dotykało sedna jego istnienia. Spoglšdał zafrasowany na pogršżone w spokojnym nie ciało, wiadom, że ów spokój prynie, gdy tylko kobieta się obudzi. Koszmarny los, jaki jš spotkał, będzie teraz musiała udwignšć niewinna dusza, którš przed chwilš umiecił w rodku. Fords pochylił się nad dziewczynš i bolejšc w duchu, że nie może go usłyszeć, wyszeptał jej do ucha Powodzenia, moja mała wagabundo, powodzenia. Jakżebym chciał, żeby go nie potrzebowała. Rozdział 1 Wspomnienie Wiedziałam, że wszystko zacznie się od końca i że koniec oglšdany tymi oczami będzie jak mierć. Uprzedzono mnie. Nie t y m i oczami. M o i m i oczami. Moimi. Teraz to już byłam ja. Język, którym teraz mówiłam, był dziwny, ale sensowny. Rwany, prosty, lepy i linearny. Niesłychanie ułomny w porównaniu do wielu innych, którymi posługiwałam się wczeniej, ale jednak płynny i pozwalajšcy się wyrazić. Chwilami piękny. Mój nowy język. Moja mowa. Kiedy znalazłam się w tym ciele, najbardziej pierwotny instynkt kazał mi opleć orodek mylenia, sprzęgnšć się z każdym oddechem i odruchem, aż to ciało przestało być osobnym bytem. Aż stało się mnš. Nie w t y m ciele w m o i m ciele. Czułam, jak sen powoli ustępuje, a jego miejsce zajmuje jasnoć. Czekałam, aż uderzy we mnie pierwsze wspomnienie, będšce w istocie ostatnim ostatnie chwile tego ciała, wspomnienie końca. Uprzedzono mnie, jak to będzie wyglšdać. Ludzkie emocje miały być potężniejsze i żywsze niż doznania gatunków, które zamieszkiwałam do tej pory. Starałam się być na to przygotowana. Kiedy jednak wspomnienie wreszcie nadeszło, okazało się tak jak mnie ostrzegano czym, na co nie sposób się było przygotować. Parzyło ostrymi kolorami i głonymi dwiękami. Skórę żywicielki przenikał chłód, kończyny trawił palšcy ból. W ustach miała nieznonie metaliczny posmak. I był jeszcze jeden, nowy, pišty zmysł, którego nigdy wczeniej nie miałam, zbierajšcy czšsteczki z powietrza i przetwarzajšcy je w mózgu na dziwne komunikaty, ostrzeżenia, czasem na przyjemnoci były to zapachy. Rozpraszały mnie i dezorientowały mnie, ale nie jej pamięć. Pamięć nie miała czasu na rejestrowanie zapachów. Jedynym wspomnieniem było uczucie strachu. Strach wypełniał jš całš, popychał dziwaczne kończyny do przodu i zarazem je hamował. Mogła tylko biec, uciekać. Przegrałam. Ta myl, nienależšca do mnie, pojawiła się nagle z wielkš siłš, jak gdyby nie była tylko cudzym wspomnieniem, lecz częciš mnie samej. Mimowolnie zanurzyłam się w piekle ostatnich chwil jej życia, sta...
Night_Angel