William Tenn - O ludziach i Potworach.docx

(284 KB) Pobierz

William Tenn

 

 

 

 

O ludziach i potworach

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Część pierwsza

 

Nauki kapłanów





 

I.





 

Ludzkość liczyła sto dwadzieścia osiem osób. Dzięki tak gwałtownemu rozwojowi populacji zamieszkanych było ponad tuzin jam, a zbrojne grupy Stowarzyszenia Mężczyzn patrolowały bezustannie zewnętrzne korytarze. Ci młodzi, sprawni wojownicy, w rozkwicie swych męskich sił, byli zawsze gotowi przyjąć na siebie pierwsze uderzenie nieznanego niebezpieczeństwa zagrażającego Ludzkości. Byli na to gotowi oni, ich przywódcy oraz usługujący im młodzi chłopcy, którzy nie przeszli jeszcze obrzędu inicjacji.

Eryk Jedynak był jednym z nich. Jeszcze się szkolił, był gońcem i tragarzem dla tych, którzy już dostąpili godności wojowników, ale jutro… jutro…

Jutro przypada dzień jego urodzin. Jutro wyruszy po raz pierwszy by Kraść Dla Ludzkości. A jeśli wróci… a wróci z pewnością jako Eryk Szybki, a może Eryk Sprytny… a więc gdy wróci, precz pójdzie luźna chłopięca przepaska na biodra, a zastąpią ją skórzane rzemienie dumnego wojownika, członka Stowarzyszenia Mężczyzn.

Wtedy będzie mógł zabierać głos i wyrażać swoje zdanie w Radzie Ludzkości. Będzie mógł patrzeć na kobiety kiedy tylko zechce i jak długo zechce, będzie mógł się do nich zbliżać, będzie mógł…

Spostrzegł, że wędrując bez celu dotarł na sam kraniec jamy swojej grupy. W rękach wciąż trzymał włócznię wuja, którą ostrzył tego popołudnia. Dalej zaczynały się nisze kobiet. Zobaczył kilka członkiń Stowarzyszenia Kobiet przygotowujących jedzenie z produktów skradzionych ze spiżarni Potworów. Przy tej pracy każde zaklęcie musiało być wypowiedziane poprawnie, każda inkantacja wymagała skupienia, inaczej nie wolno byłoby zjeść tego pokarmu, mógł być nawet niebezpieczny. Jakaż szczęśliwa była Ludzkość - tak wiele było łatwo dostępnej żywności, i mieli kobiety, które tak dobrze władały magiczną wiedzą, umożliwiającą przyrządzenie z niej właściwego dla człowieka pokarmu.

Kobiety - cóż to za wspaniałe istoty!

Na przykład Sarah Lecząca Chorych, z jej niewiarygodną wiedzą o produktach zdatnych do jedzenia i trujących… Odziana tylko w płaszcz długich włosów, który na przemian zasłaniał i odkrywał jej biodra i piersi - największe jakie kiedykolwiek widział! To była kobieta dla każdego prawdziwego mężczyzny, miała za sobą pięć miotów, dwa niezwykle liczne.

Eryk przyglądał się jej, gdy obracała w dłoniach kawał żółtej masy, badając ją dokładnie w świetle zwisającej z sufitu latarni. Tylko ona wiedziała czego szuka i co pozwala jej stwierdzić, że żywność jest dobra. Z takiej kobiety każdy wojownik mógł być dumny. Ale była już żoną jednego z wodzów grup i stała w hierarchii znacznie wyżej niż Eryk. Z kolei jej córce - Selmie O Gładkiej Skórze z pewnością pochlebiłoby jego zainteresowanie. Wciąż jeszcze nosiła włosy związane w wielki kok. Musi minąć jeszcze co najmniej rok, nim Stowarzyszenie Kobiet dopuści ją do inicjacji i zezwoli na przykrycie nagości rozpuszczonymi włosami. Nie… była o wiele za młoda i zbyt mało znacząca jak na kogoś, kto niemal osiągnął już status wojownika. Teraz jego spojrzenie przyciągnęła inna dziewczyna. Obserwowała go już od jakiegoś czasu spod długich rzęs, uśmiechając się zalotnie. Harriet Głosząca Przeszłość, najstarsza córka Rity Strażniczki Pamięci, która pewnego dnia zastąpi matkę w tej pracy. Była piękną, szczupłą dziewczyną. Jej włosy opadały w nieładzie, co potwierdzało status dorosłej kobiety o poważnej pozycji społecznej. Eryk dostrzegał już wcześniej te ukryte, a przeznaczone dla niego uśmiechy, zwłaszcza w ostatnich kilku tygodniach, gdy zbliżał się czas jego Kradzieży. Wiedział, że jeśli odniesie sukces - a musiał go odnieść, nie dopuszczał nawet innej myśli - ta dziewczyna będzie patrzeć przychylnie na jego zaloty. Harriet była jednak ruda, a według tradycji Ludzkości, to znaczyło, że przynosi nieszczęście. Nie będzie jej łatwo odbyć gody…

Jego matka też miała rude włosy… i była nieszczęśliwa. Ciążące na niej straszne przeznaczenie dotknęło nawet jego ojca. Niemniej Harriet Głosząca Przeszłość była ważną osobą w szczepie, jak na jej młody wiek nawet bardzo ważną… i, na dodatek, pełną wdzięku. I co najważniejsze, była mu przychylna. Teraz uśmiechała się do niego całkiem otwarcie. Odwzajemnił uśmiech.

- Patrzcie na Eryka! - rozległ się donośny głos za jego plecami. Już się rozgląda za leżem. Eryku, przecież nie nosisz jeszcze nawet rzemieni! Najpierw Kradzież, potem gody!

Eryk odwrócił się szybko, z jego twarzy nie zdążył jeszcze zniknąć rozmarzony uśmiech.

Stojąca przy samym wejściu do jamy grupa młodych mężczyzn zanosiła się chichotem. Wszyscy byli dorośli, mieli już za sobą Kradzież. Na razie ciągle jeszcze mieli wyższą pozycję w społeczeństwie, więc mógł zachować tylko wyniosły spokój.

- Wiem o tym - zaczął - nie ma godów przed…

- Dla niektórych nie ma nigdy - przerwał jeden z mężczyzn. Trzymał niedbale włócznię i spoglądał na Eryka z nieukrywaną wyższością. - Nawet po Kradzieży wciąż jeszcze musisz przekonać kobietę, że jesteś mężczyzną. A dla niektórych to trudne zadanie, bardzo trudne Eryku - J!

Wybuch śmiechu, teraz znacznie głośniejszy, smagnął go jak biczem. Eryk Jedynak poczuł, że jego twarz oblewa się purpurą. Jak śmiał przypomnieć mu o tym? W tym najważniejszym dniu jego życia, gdy przygotowywał się, by po raz pierwszy Kraść Dla Ludzkości…

Przeciągnął dłonią po świeżo naostrzonej włóczni wuja.

- Przynajmniej - powiedział cedząc powoli każde słowo - moja kobieta pozostanie już przekonana, Royu Biegaczu. Nie będzie oczekiwać ofert od każdego mężczyzny w szczepie.

- Ty mały zawszony śmieciu! - warknął Roy Biegacz. Oderwał się od grupy i szybkim krokiem podszedł do Eryka. Jego trzymająca włócznię ręka lekko drżała ze zdenerwowania. - Chcesz zarobić dziurę w brzuchu? Moja żona ma dwa mioty mojej krwi. Dwa duże mioty! A co ty mógłbyś jej dać, ty obmierzły jedynaku?

- Ma dwa mioty, ale nie z twojej krwi - odparował Eryk przyjmując obronną pozycję. - Bo jeśli ty byłbyś ojcem, to chyba znaczyłoby, że jasne włosy wodza są tak samo zaraźliwe jak wysypka.

Roy wrzasnął i dźgnął włócznią. Eryk sparował cios i nie pozostał mu dłużny. Chybił jednak, gdyż przeciwnik wykonał gwałtowny unik. Krążyli teraz wokół siebie obrzucając się przekleństwami i wyzwiskami, a czujne oczy wypatrywały słabego punktu, który można by zaatakować. Pozostali odsunęli się w głąb jamy, aby zrobić walczącym więcej miejsca.

Nagle potężne dłonie chwyciły Eryka od tyłu, unosząc go nad ziemię. Silny kopniak zwalił go z nóg. Przeturlał się z pół tuzina kroków. Zerwał się natychmiast wciąż dzierżąc w dłoni włócznię i obrócił w mgnieniu oka do nowego przeciwnika. Ogarnięty szaleństwem gotów był rzucić wyzwanie całej Ludzkości… ale nie Thomasowi Niszczycielowi Pułapek. Jego szaleństwo miało jednak swoje granice.

Gdy rozpoznał kapitana grupy, cała wściekłość natychmiast po nim spłynęła. Nie mógł walczyć z Thomasem. To był jego wuj i największy wojownik Ludzkości. Ogarnięty poczuciem winy podszedł do niszy w ścianie, ku składowisku broni i odłożył włócznię wuja na miejsce.

- Co u diabła się z tobą dzieje, Roy? - usłyszał za plecami głos Thomasa. - Pojedynek z chłopcem? Gdzie twój instynkt grupy? Tego nam tylko potrzeba, zmniejszyć siłę grupy z sześciu do pięciu. Zaoszczędź swą broń na Obcych, albo jeśli jesteś tak odważny, na Potwory! Ale nie waż się dobywać jej w rodzinnej jamie.

- To nie był pojedynek - wymamrotał Roy, chowając włócznię. Dzieciak za bardzo podskakiwał. Chciałem go skarcić.

- Karć rękojeścią włóczni! Poza tym to moja grupa, i karanie należy do mnie! A teraz wynoście się stąd wszyscy i przygotujcie się do Rady. Sam zajmę się chłopcem.

Odeszli posłusznie, nawet nie odwracając głów. Grupa Thomasa Niszczyciela Pułapek słynęła z dyscypliny jak długie i szerokie były jamy zamieszkałe przez Ludzkość. Przynależność do tej grupy stanowiła wielki powód do dumy. Tylko że Eryk został nazwany chłopcem przy innych… chłopcem, gdy był już w pełni dorosły i gotów do Kradzieży!

Chociaż po krótkim przemyśleniu stwierdził, że lepiej być nazwanym chłopcem niż jedynakiem. Chłopiec w końcu staje się mężczyzną, a jedynak zostaje jedynakiem na zawsze. To było tylko niewiele lepsze niż być bękartem - dzieckiem kobiety nie w pełni zaakceptowanej przez Stowarzyszenie Kobiet. Zwrócił się z tym nurtującym go problemem do wuja, który przeglądał właśnie stan zapasowych włóczni.

- Czy nie mogłoby być tak… przecież to chyba jest możliwe, że mój ojciec miał dzieci z inną kobietą? Powiedziałeś mi, że był jednym z najlepszych złodziei, jakiego kiedykolwiek mieliśmy.

Kapitan spojrzał na niego z troską. Skrzyżował ręce na piersiach, co podkreśliło grę jego olbrzymich bicepsów. Tańczył na nich blask światła z małej lampy, którą nosił umocowaną do czoła. Była to lampa, jaką mogli nosić tylko wojownicy o pełnym statusie. Po chwili milczenia przemówił cicho do siostrzeńca:

- Eryku, Eryku, zapomnij o tym, chłopcze. Był najlepszy a nawet więcej, był sławny. Eryk Pustoszący Spiżarnie, Eryk Śmiejący Się Z Zamków, Eryk Wielki Rabuś Ludzkości - tak go zwano. To on nauczył mnie wszystkiego co potrafię… ale poślubił tylko jedną kobietę. A jeśli jakaś kobieta kiedykolwiek połączyła się z nim, zachowała to w tajemnicy. A teraz poukładaj te włócznie. Nie mogą leżeć w takim nieładzie. Rękojeści i ostrza razem.

Eryk posłusznie uporządkował stos broni, co zresztą i tak było jego obowiązkiem. Przejrzał też plecaki i menażki, które miały być użyte podczas wyprawy. Dopiero teraz ponownie zwrócił się do wuja.

- Ale przypuśćmy, że była taka kobieta. Mój ojciec mógł mieć dwa, trzy, może nawet cztery inne mioty. Gdybyśmy tylko mogli udowodnić coś takiego, nie byłbym już Erykiem Jedynakiem.

Niszczyciel Pułapek westchnął i zastanowił się przez moment. Wyciągnął z niszy jedną z włóczni, a potem położył dłoń na ramieniu Eryka. Pociągnął chłopca ku centrum jamy, aż obaj stanęli w samym jej środku. Wtedy rozejrzawszy się uważnie na wszystkie strony, przemówił cichym i niezwykle napiętym głosem:

- Czegoś takiego nie jesteśmy w stanie udowodnić, ale jeśli nie chcesz być Erykiem Jedynakiem, jeśli chcesz nosić inny przydomek… no cóż, to zależy tylko od ciebie. Dokonaj dobrej Kradzieży. O tym teraz powinieneś myśleć i wyłącznie o tym, o Kradzieży! Jaką kategorię chcesz zapowiedzieć?

Nad tym prawdę rzekłszy Eryk dotąd się nie zastanawiał.

- Myślę, że jak zwykle, no… pierwszą kategorię. Zazwyczaj chyba właśnie to wybiera się podczas inicjacji?

Starszy mężczyzna przygryzł wargę. Wydawał się rozczarowany.

- Pierwsza kategoria, żywność, cóż…

Eryk spojrzał na niego ze zrozumieniem.

- Sądzisz, że dla takiego jak ja, jedynaka, który musi dopiero zdobyć dobre imię, trzeba czegoś więcej? Powinienem więc powiedzieć, że dokonam kradzieży w drugiej kategorii - Przedmioty Użyteczne Dla Ludzkości? Czy tak właśnie postąpiłby mój ojciec?

- Wiesz jak postąpiłby twój ojciec?

- Nie. Jak? - spytał podekscytowany Eryk.

- Wybrałby trzecią kategorię! Tę samą, którą wybrałbym ja, gdyby była to moja inicjacja. I chcę żebyś ty także ją wybrał.

- Trzecia kategoria? Przedmioty Potworów? Ale nikt nie wybrał trzeciej kategorii, od co najmniej kilkunastu starych-dobrychczasów! Dlaczego ja miałbym to robić?

- Bo to nie jest po prostu ceremonia inicjacji. To może być coś znacznie ważniejszego, początek nowego życia.

Eryk zmarszczył brwi. O cóż więcej mogło chodzić, jeśli nie o jego inicjację, o udowodnienie, że jest już prawdziwym, dorosłym złodziejem?

- Ostatnio wśród Ludzkości dzieją się pewne rzeczy… - Thomas Niszczyciel Pułapek ciągnął swą wypowiedź tym samym cichym i napiętym głosem. - A ty będziesz w ich centrum. Ta kradzież, jeśli spiszesz się dobrze, jeśli zrobisz to, co ci powiem, poważnie potrząśnie tronem wodza.

- Wodza? - teraz Eryk pogubił się zupełnie. - Co wódz ma wspólnego z moją Kradzieżą?

Jego wuj znów zlustrował uważnie okolicę.

- Eryku, co jest najważniejszą rzeczą jaką my, ty, albo ktokolwiek z nas może uczynić? Jaki jest sens naszego życia? Po co tu jesteśmy?

- To łatwe - odparł Eryk. - To najłatwiejsze z pytań. Każde dziecko mogłoby na nie odpowiedzieć. Zaintonował:

 

By uderzyć w Potwory, cieszyć duszę odwetem, Aby wygnać je precz, by odzyskać planetę, Aby sprawić cierpienie, które nam było dane, By pokazać, że Ludzkość wciąż jest niepokonana.

 

- By uderzyć w Potwory. Dobrze. I co w związku z tym robimy? Eryk Jedynak spojrzał na wuja. Nie tak brzmiało następne pytanie katechizmu. Musiał niewłaściwie usłyszeć. Jego wuj nie mógł popełnić błędu w tak podstawowym rytuale.

Przeszedł do drugiej odpowiedzi, wpadając bezwiednie w śpiewny język modlitwy, którą tak wiele razy powtarzał w dzieciństwie:

Uczynimy to zatem. Przez know-how i wiedzę, Co czyniła praprzodków Panami tego, co żyje. Albowiem know-how i wiedza, którą oni władali Uczyni nas władnymi pokonać Potwory.

 

- Tak, tak, Eryku - przerwał mu delikatnie wuj. - A teraz mi coś wyjaśnij. Cóż, u wszystkich piekieł, oznacza owo know-how?

To nie było tak. Nie tak brzmiał katechizm, zupełnie nie tak.

- Know-how… no… myślę, że… - stąpał ostrożnie po nieznanym terenie - …to jest to, co nasi Przodkowie wiedzieli. I to co z tym robili… tak myślę. Know-how to jest to, co musisz mieć nim zrobisz bomby wodorowe albo pociski samo… samosterujące, no wszystkie te potężne bronie, jakie mieli nasi przodkowie.

- A czy ta potęga im pomogła w walce z Potworami? Czy powstrzymali Potwory?

Eryk przez moment słuchał oszołomiony. Nagle jednak rozjaśniło mu się w głowie. Już wiedział. Znowu wchodzili w znajomy katechizm.

- Poprzez nagłość ataku…

- Przestań! - rozkazał wuj. - Daruj sobie te głodne kawałki. Poprzez nagłość ataku, poprzez zdradę Potworów… czy dla ciebie to brzmi prawdopodobnie? Bądź uczciwy. Skoro nasi Przodkowie byli Panami Stworzenia, mieli taką wspaniałą broń, to jak Potwory mogły ich podbić? Wiodłem moją grupę na dziesiątki wypraw i znam wartość niespodziewanego ataku, ale wierz mi chłopcze, to jest dobre w przypadku błyskawicznego napadu i natychmiastowej ucieczki, jeśli naprawdę walczysz z kimś potężnym. Możesz kogoś powalić nagłym atakiem, ale gdy jest o wiele potężniejszy od ciebie, to potem powstanie. Jasne?

- Nno… może tak. Nie myślałem o tym.

- Ja myślałem. Mam za sobą doświadczenie wielu bitew. I zwróć na to uwagę, bo tylko to jest ważne: kiedy nasi Przodkowie upadli, nigdy już nie powstali! To może oznaczać, że ta ich mityczna wiedza i know-how wcale nie były takie potężne. A to z kolei oznacza… odwrócił głowę i utkwił spojrzenie w oczach Eryka - …że cała ta Wiedza Przodków okazała się nic niewarta w starciu z Potworami i być może również nie jest za dużo warta dla nas.

Eryk pobladł. Potrafił wszak doskonale rozpoznać herezję.

Wuj klepnął go w ramię i z głośnym westchnieniem wypuścił powietrze, jakby wyrzucił wreszcie z siebie coś, z czym długo się męczył. Pochylił się ku chłopcu, który widział teraz wyraźnie jego błyszczące w świetle lampy oczy, i zniżył głos do ledwie słyszalnego szeptu.

- Eryku, kiedy spytałem cię, co robimy aby pokonać Potwory, ty odpowiedziałeś mi, co powinniśmy robić. Bo przecież nie robimy nawet najmniejszej rzeczy, która mogłaby im zaszkodzić. Nie mamy pojęcia, jak odzyskać Wiedzę Przodków, nie mamy ani narzędzi ani broni, ani tego ich know-how, cokolwiek to było. Ale nawet gdybyśmy mieli to wszystko, nasza sytuacja w najmniejszym stopniu by się nie poprawiła. Bo Przodkowie ponieśli już raz klęskę, klęskę kompletną, a byli wówczas u szczytu swojej potęgi. Czy jest więc sens dążyć do odzyskania takiej wiedzy?

I teraz Eryk wszystko zrozumiał. Zrozumiał, dlaczego jego wuj szepcze konspiracyjnie, dlaczego rozgląda się gorączkowo wokół. Niemal czuł już w powietrzu zapach krwi.

- Wuju Thomasie - wyszeptał przez zaschnięte gardło, nie mogąc mimo wysiłku powstrzymać drżenia głosu - od jak dawna jesteś wyznawcą Wiedzy Przybyszów? Kiedy porzuciłeś Wiedzę Przodków?

Thomas Niszczyciel Pułapek pogładził w milczeniu swoją włócznię. Był to powolny, niemal nieuświadomiony ruch, jakby chciał przypomnieć siostrzeńcowi, że broń w jego ręku jest gotowa do użycia w każdej chwili. Wszystkie mięśnie i ścięgna jego potężnego i niemal zupełnie nagiego ciała również się napięły, gotowe do natychmiastowej akcji. Ponownie spojrzał w głąb korytarza starając się przebić wzrokiem ciemność rozciągającą się poza niewielkim obszarem oświetlanym blaskiem lampki. Eryk podążył za jego wzrokiem. Zdawało się, że nikt nie czai się w mrocznym cieniu.

- Od jak dawna? Odkąd poznałem twojego ojca. Był w innej grupie… naturalnie nie widywaliśmy się często dopóki nie poślubił mojej siostry. Chociaż oczywiście słyszałem o nim. Każdy w Stowarzyszeniu Mężczyzn o nim słyszał. Był wielkim złodziejem. Kiedy został moim szwagrem, dużo się od niego nauczyłem, o zamkach, o pułapkach… o Wiedzy Przybyszów. Był jej wyznawcą już na wiele lat przedtem. To on nawrócił twoją matkę, nawrócił i mnie.

- Nie! - wrzasnął Eryk odskakując jak oparzony. - Nie moi rodzice! Oni byli religijnymi ludźmi! Kiedy zginęli odprawiono im żałobną ceremonię. Bo przyczynili się do odzyskania cząstki Wiedzy Przodków.

Ciężka dłoń wuja wylądowała z impetem na jego ustach.

- Zamknij się, ty cholerny głupcze! Wykończysz nas obu! Oczywiście, że twoi rodzice byli religijni. Wiesz, jak zginęli? Twoja matka była z ojcem na terenie Potworów. Słyszałeś, aby kiedykolwiek kobieta poszła na złodziejską wyprawę? A może myślisz, że to była zwykła złodziejska wyprawa? Oni wyznawali Wiedzę Przybyszów i służyli swojej religii najlepiej jak potrafili. Dla niej oddali życie.

Eryk patrzył teraz w oczy wuja, który wciąż przyciskał jego usta wielkim łapskiem.

Wyznawcy Wiedzy Przybyszów… służyli swojej wierze… czy myślisz, że to była zwykła złodziejska wyprawa? Nigdy dotąd nie zastanawiał się nad tym dziwnym faktem, że jego rodzice poszli razem na terytorium Potworów. Mężczyzna, który zabrał tam swoją żonę…

Rozluźnił się nieco, a wuj poczuwszy to, cofnął powoli rękę.

- Cóż to była za Kradzież, którą moi rodzice przypłacili życiem?

Thomas przyjrzał się uważnie wyrazowi jego twarzy. Zdawał się satysfakcjonować go.

- Taka sama jak ta, którą ty wykonasz - odparł - jeśli jesteś wart, by kontynuować dzieło swojego ojca. Jesteś?

Eryk chciał przytaknąć, ale nagle poczuł się tak osłabiony, że potrafił tylko zwiesić w milczeniu głowę. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Do tej pory wuj stanowił dla niego wzór, był silny, mądry i zręczny. Ojciec… naturalnie chciał być jego godnym następcą, kontynuować zadanie, którego się podjął, ale dziś miał przejść inicjację. Wystarczająco niebezpieczna będzie próba udowodnienia, że jest mężczyzną. Czy mógł teraz podejmować się zadania, które zniszczyło jego ojca - największego złodzieja w całym szczepie? A jeszcze dowiedział się o herezji. Gdyby to wyszło na jaw groziłaby mu śmierć.

- Spróbuję… ale nie wiem czy podołam.

- Podołasz! - zapewnił go wuj mocnym głosem. - Wszystko jest już zaplanowane. Gdy staniesz przed Radą powiedz wodzowi, że wybierasz trzecią kategorię.

- Dlaczego trzecią? - spytał Eryk. - Dlaczego to musi być Przedmiot Potworów?

- Bo go potrzebujemy. I masz się przy tym upierać, choćby nie wiem jak starali się wpłynąć na zmianę twojej decyzji. Jak wiesz, podczas ceremonii inicjacji kandydat ma prawo wybrać kategorię. Pierwsza Kradzież mężczyzny jest jego własnym wyborem.

- Ale wuju, posłuchaj…

Z ciemnego korytarza doszedł ich przenikliwy gwizd.

- Rada zaczyna się zbierać, chłopcze. Porozmawiamy później, podczas wyprawy. I zapamiętaj, że trzecia kategoria jest twoim pomysłem, wyłącznie twoim! O wszystkich innych rzeczach, które ode mnie przed chwilą usłyszałeś, lepiej zapomnij. Jeśli będą problemy z wodzem, pomogę ci. W końcu jestem twoim protektorem.

Otoczył ramieniem swojego wciąż oszołomionego siostrzeńca, i pchnął go lekko w głąb ciemnego korytarza, tam, gdzie oczekiwali ich pozostali członkowie grupy Thomasa Niszczyciela Pułapek.





 

2.





 

Szczep zebrał się w centralnej i zarazem największej z jam, oświetlanej olbrzymimi wiszącymi lampami, które mogły się zmieścić tylko w tym pomieszczeniu. Oprócz kilku strażników pilnujących zewnętrznych korytarzy, była tu cała Ludzkość - ponad setka osób, co tworzyło jedyny w swoim rodzaju widok.

Na niewielkim podeście zwanym Kopcem Tronowym rozsiadł się Franklin Ojciec Wielu Złodziei, wódz Ludzkości. On jeden pośród tych srogich wojowników wyróżniał się wielkim brzuchem i obwisłymi mięśniami, bo tylko on cieszył się przywilejem próżniaczego życia. W porównaniu z otaczającymi go potężnie zbudowanymi kapitanami grup wyglądał niemal jak kobieta, a mimo to jeden z przydomków, który oficjalnie nosił, brzmiał po prostu Mężczyzna. I zaprawdę mężczyzną pośród Ludzkości był Franklin Ojciec Wielu Złodziei. Świadczył o tym zarówno szacunek z jakim traktowali go stojący wokół Kopca wojownicy, jak i pełne uwielbienia spojrzenia kobiet, stojących po przeciwległej stronie jamy w szeregach zgodnych z hierarchią Stowarzyszenia Kobiet. Świadczyły o tym pełne wyższości i pogardy spojrzenia, które rzucała im Ottilia Pierwsza Żona Wodza, jak i wreszcie rysy twarzy dzieci stojących opodal w bezładnej ciżbie, których większość, w mniejszym lub większym stopniu nosiła podobieństwo do rysów twarzy Franklina.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin