Pomiedzy - Tara Hudson.pdf

(1157 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
858712108.001.png
Hudson Tara
Pomiędzy
Śmierć nas nie rozłączy...
Unosząc się w wodach ciemnej rzeki, Amelia jest świadoma tylko jednego – tego, że nie żyje. Nie wie, kim była
przed śmiercią, nie wie, dlaczego i w jaki sposób umarła. Skazana na wieczne dryfowanie w bezczasie, zamknięta
w pułapce, Amelia jest tylko szeptem w mroku, cichym, nieszczęśliwym cieniem dziewczyny, którą kiedyś, być
może, była.
Nagle wszystko się zmienia.
Jako duch, Amelia nie może pomóc chłopakowi, który tonie w bezdennej rzece. Może tylko życzyć mu szczęścia. A
jednak, w krótkiej chwili porozumienia, która nigdy nie powinna nastąpić, dzieje się coś dziwnego i Joshua nie
umiera.
Kim jest Amelia? Kto skazał ją na śmierć? Zafascynowany cieniem chłopak angażuje się bez pamięci w dziwny
związek, żyjąc nadzieją na to, że któregoś dnia wspólnie z Amelią rozwikła jej zagadkę. Chwile szczęścia są krótkie,
przyszłość zaś niemożliwa... Zły duch imieniem Eli chce za wszelką cenę wciągnąć zmarłą dziewczynę z powrotem
w otchłań. Tym razem na zawsze.
Rozdział PIERWSZY
Było tak samo jak zwykle, choć inaczej niż za pierwszym razem.
Czułam się tak, jakby moje żebra były drzwiami, w których ktoś gwałtownie przekręcił
klucz. Drzwi. Moje płuca chciały się otworzyć, zaprzestać dalszej walki z naciskiem
klucza. Pierwotna część mojego umysłu, ta, która była odpowiedzialna za przetrwanie,
chciała oddychać. Ale ta druga, głośniejsza, walczyła z pragnieniem, by woda wpłynęła do
środka.
Ciemna woda pieniła się, wpływając, gdzie tylko się dało. Zaciskałam usta i powieki, choć
przecież musiałam otwo-
rzyć oczy, by wydostać się z tego koszmaru. Woda jednak wciąż wpływała do moich ust i
nosa, a nawet do oczu i uszu. Otaczała moje ramiona i nogi jak lejąca się szata, ciągnęła
ciało we wszystkie strony naraz. Zostałam zakryta wieloma warstwami śliskiego,
skręconego materiału, spod których nie miałam się już wydostać.
Walczyłam zbyt długo, zbyt gwałtownie, aż wreszcie moje ciało osłabło, pozbawione
tlenu. Ruch ramion w stronę tego, co wydawało mi się powierzchnią, słabł, kiedy spowijała
je coraz grubsza warstwa niewidzialnego materiału. Zaczęłam potrząsać głową, walcząc z
pragnieniem oddechu. W myślach krzyczałam: „Nie! Nie!".
Instynkt jest dziwny - nigdy nie da się go oszukać.
Moje usta otworzyły się i odetchnęłam.
Odetchnęłam tak samo jak zawsze, tyle że za pierwszym razem, gdy miałam ten koszmar,
obudziłam się.
Moje oczy pozostały zamknięte, a ja wciąż walczyłam o oddech. Tym razem histerycznie
wciągnęłam haust powietrza, zamiast słonawej wody, która zalała mi płuca i zatrzymała
pracę serca podczas pierwszego koszmaru.
Teraz powietrze nie nadawało się już do niczego, było w moich martwych płucach
bezużyteczne. Mimo to czułam ponurą radość: choć moje serce już nie biło, dzięki
powietrzu przestałam tonąć.
Było mi trochę głupio, że tak się boję. Nie można przecież umrzeć dwa razy.
Jedna rzecz była pewna: już nie żyłam.
Zaakceptowanie tego faktu zajęło mi trochę czasu, może nawet parę lat - po śmierci upływ
czasu staje się bardzo niepewny. Lata włóczenia się, ciągłe zaskoczenia każdym obrazem i
dźwiękiem. Krzyczałam na widok przechodniów, błagając ich, żeby pomogli mi
zrozumieć, dlaczego byłam tak zagubiona, domagając się, żeby przynajmniej zauważyli
moją obecność. Widziałam siebie - bosą, w białej sukience, z ciemnymi włosami,
ułożonymi w grube fale - nikt inny mnie jednak nie widział. Nigdy też nie spotkałam
nikogo takiego jak ja, nikogo martwego, nie miałam więc żadnego punktu odniesienia.
Koszmary pozwoliły mi wreszcie dostrzec i zaakceptować prawdę.
Początkowo nic w mojej włóczędze nie przypominało mi dawnego życia, nic prócz
ulotnego wrażenia, że znam lasy i drogi, którymi wędruję.
Potem jednak zaczęły się koszmary.
Nagle, bez uprzedzenia traciłam przytomność i znowu zaczynałam tonąć. Dopiero po kilku
pierwszych koszmarach zrozumiałam, czym są naprawdę: były to wspomnienia mojej
gwałtownej śmierci.
Echa te powróciły, wraz z nimi jednak ledwie kilka wspomnień z życia: moje imię -
Amelia - ale nazwisko już nie; mój wiek w chwili śmierci - osiemnaście lat - ale już nie
data urodzenia. Pamiętałam też oczywiście, że rzuciłam się z mostu w wezbrane fale rzeki,
nie wiedziałam jednak dlaczego.
Chociaż zapomniałam swoje życie i to, czego się w nim nauczyłam, pozostało mi mętne
pojęcie o religijnych dogmatach. Te które pamiętałam, nie mówiły jednak o tym
konkretnym rodzaju życia po śmierci. Zalesione wzgórza południowo-wschodniej
Oklahomy nie odpowiadały moje
Zgłoś jeśli naruszono regulamin