2013-02-04-wyborcza-pl-grodzka-robie-swoje.txt

(12 KB) Pobierz
Grodzka: Robię swoje

 Płciš nie sš geny, genitalia ani ludzki fenotyp. Płeć mamy w głowie, w duszy, w sercu - mówi Anna Grodzka z Ruchu Palikota, pierwsza transseksualna posłanka w polskim Sejmie, kandydatka na wicemarszałkinię Sejmu
Renata Grochal: Pani kandydatura to prowokacja Palikota, by wywołać kolejnš awanturę, jak mówi Grzegorz Schetyna z PO?

Anna Grodzka: Moja kandydatura może być kontrowersyjna, ale jak kto mówi o prowokacji, to pytam, czym prowokuję? Cechami osobistymi, tym, że byłam kiedy mężczyznš, a teraz jestem tym, kim się czuję, czyli kobietš? Jeżeli to jest prowokacja, to takš samš byłoby kandydowanie na wicemarszałka Sejmu kogo czarnoskórego albo o innym pochodzeniu etnicznym. A może dla kogo prowokacjš byłoby, gdyby kandydował kto rudy albo leworęczny? Mam wiadomoć, że będzie taka dyskusja, ale o to także mi chodzi.

Czyli obnażenie homofobii, transfobii, skłanianie do tolerancji, to ma być "efekt Grodzkiej"?

- Niech powiedzš jasno ci, którzy mylš, że nie każdemu człowiekowi wolno ubiegać się o funkcje publiczne. Że nie sš ważne jego zalety i kompetencje, a ocenia się go, bioršc pod uwagę tylko jego tożsamoć płciowš. Proszę bardzo, zgadzam się na takš prowokację.

Czy to nie paradoks, że w kraju katolickim, tradycjonalistycznym, niezbyt tolerancyjnym, transseksualistka może pełnić jeden z najwyższych urzędów państwowych?

- Kiedy kandydowałam do Sejmu, wszyscy pytali, jak to możliwe, że akurat z Krakowa, który jest tak mieszczański, konserwatywny, dostałam mandat? Odpowiadałam, że tam, gdzie jest akcja, jest i reakcja. Gdy ludzie majš już powyżej dziurek w nosie wizji wiata, w której człowiek musi być taki, jak kto go narysował, jak go rysujš stereotypy - zaczynajš nie tylko tolerować to, że wiat jest różnorodny, ale wręcz akceptujš. Na tym polega humanizm, demokracja. Demokracja nie jest stanem, w którym decyduje większoć, jak się niektórym wydaje. Demokracja jest stanem, w którym, owszem, o kształcie życia społecznego, gospodarczego, decyduje większoć, ale uwzględnia głos mniejszoci.

Kiepsko chyba z polskš demokracjš, skoro Krystyna Pawłowicz z PiS podczas debaty o zwišzkach partnerskich woła z sejmowej mównicy, że homoseksualne zwišzki sš jałowe, sprzeczne z naturš, naruszajš poczucie estetyki i moralnoci większoci Polaków. A ci, którzy nie majš dzieci, sš społecznie bezużyteczni.

- Ci ludzie głęboko się kompromitujš brakiem wiedzy i szacunku dla drugiego człowieka. Pani Pawłowicz podkrela, że jest katoliczkš, ale mylę, że katoliczka, w której jest tyle nienawici do drugiego człowieka, zaprzecza chrzecijaństwu. Ja jestem niewierzšca, ale wiara chrzecijańska polega przecież na prymacie ducha nad ciałem, na miłoci do drugiego człowieka.

Mamy parlament, który nie może uchwalić ustaw o in vitro czy zwišzkach partnerskich, a z drugiej strony w sondażach ponad 70 proc. badanych jest za in vitro. W sondażu "Gazety" z 2011 r. 54 proc. badanych opowiedziało się za zwišzkami partnerskimi. Nie wiemy, kogo wybieramy?

- Po głosowaniu nad zwišzkami partnerskimi - gdy zobaczyłam, co ludzie na ten temat mówiš, jak media to komentujš - napisałam na Facebooku, że zwišzki partnerskie już wygralimy w społeczeństwie, a z posłami społeczeństwo sobie poradzi.

Jako sobie nie radzi, skoro kolejne parlamenty od 2005 r. sš coraz bardziej konserwatywne.

- Ruch Palikota wszedł półtora roku temu przebojem do Sejmu z hasłami zmiany społecznej i wiatopoglšdowej, między innymi z postulatem likwidacji Funduszu Kocielnego. I proszę zobaczyć, co się dzieje. Sama PO likwiduje Fundusz.

Fundusz po cichu wrócił.

- Niestety, tak to PO załatwiła. Deklarujš ograniczanie finansowania Kocioła przez państwo, ale to zasłona dymna, bo Platforma boi się Kocioła, proboszcza. Od 20 lat politykš w Polsce steruje Kociół katolicki. Politycy sprzedajš się proboszczom w roli "trybunów ludowych", którzy z ambon prowadzš walkę politycznš.

Uda się w tej kadencji Sejmu uchwalić zwišzki partnerskie?

- To zależy od tego, jak bardzo koalicja rzšdzšca będzie się liczyć z opiniš publicznš i opozycjš. Ale mam nadzieję, że PO dojdzie do wniosku, że nie opłaca jej się tej sprawy przecišgać, bo może stracić pokolenie 20 - i 30-letnich wyborców.

Co zrobić, żeby osłabić agresję w debacie publicznej?

- Pracujemy nad zreformowaniem komisji etyki poselskiej, która rozpatruje wnioski o ukaranie posłów używajšcych niegodnego języka. Skład komisji nie powinien po prostu odwzorowywać składu parlamentu, potrzebni w jej składzie sš etycy, osoby zaufania publicznego, by o etyce nie decydowała większoć rzšdzšca. Powinien powstać kodeks etyczny parlamentarzysty. Poprosilimy etyków, profesorów Jana Hartmana i Magdalenę rodę, żeby przygotowali propozycję takiego kodeksu.

Jako wicemarszałkini zadba pani o wprowadzenie tego kodeksu? I o reformę komisji etyki?

- Oczywicie, wesprę ten projekt.

Jest pani za karami finansowymi dla posłów za obraliwe wypowiedzi?

- Przede wszystkim w tym kodeksie trzeba narysować granice, których politykom nie wolno przekroczyć. Kryterium powinno być poczucie, co ujmuje godnoci drugiego człowieka, a co nie. Na krzywdę drugiego człowieka pozwolić nie można, w języku także. W wiecie mediów, internetu można bardzo skrzywdzić drugiego człowieka werbalnie.

Czy to nie będzie ograniczanie wolnoci wypowiedzi?

- Absolutnie nie, bo wszystko można powiedzieć tak, żeby nie obrażać drugiej osoby.

A kiedy pani poczuła się najbardziej upokorzona?

- Poczułam się upokorzona wynurzeniami pana Terlikowskiego, który podważał mojš tożsamoć. Twierdził, że jestem mężczyznš i że nie można tego zmienić, bo geny o tym decydujš. Pisał, że dostałam się do parlamentu tylko dlatego, że jestem transseksualistkš. Pozwałam Terlikowskiego do sšdu. A teraz poczułam się tak upokorzona wypowiedziami pani poseł Pawłowicz. Oni twierdzš, że płci zmienić nie można - całkowicie podzielam tę opinię. Tyle że płciš nie sš geny, genitalia ani ludzki fenotyp. Płeć mamy w głowie, w duszy, w sercu.

Poda pani posłankę Pawłowicz do sšdu za słowa na spotkaniu z czytelnikami "Gazety Polskiej": "Nie jest tak, że jak się człowiek hormonów nażre, zrobi operację, to jest kobietš. No jaka pani? Twarz boksera. Jak ja widzę faceta koło siebie, no to jak ja mam mówić pani?".

- Zastanowię się nad tym z prawnikami.

Sprawa Brunona K., który chciał wysadzić parlament, czy wczeniejsze zabójstwo działacza PiS w Łodzi pokazujš, że polityczna agresja przenosi się na społeczeństwo.

- Obserwuję to na sobie. Drzwi mojego biura poselskiego cišgle sš zamalowywane nienawistnymi hasłami, wybijane sš szyby, urywane flagi, które wieszam nad swoim biurem, np. flaga tęczowa czy transowa. Ostatnio wymienilimy okno, pomalowalimy drzwi, wywiesilimy nowe flagi i obawiamy się, że to się powtórzy. Ten język polityków przekłada się na konkretne działania i konkretnymi działaniami tę agresję trzeba przecišć.

Politycy z prawej strony mówiš, że nie jest pani widoczna w parlamencie. Co pani zrobiła w cišgu roku?

- To politycznie motywowane wypowiedzi. Przejrzałam np. statystyki pana Niesiołowskiego, który formułował takie opinie. Przy całym szacunku dla jego życiorysu i dorobku - w tej kadencji był mniej aktywny ode mnie. Przygotowałam projekt ustawy o uzgodnieniu płci, pracuję nad dużš nowelizacjš prawa pracy a wraz z Kancelariš Sprawiedliwoci Społecznej kończymy przygotowywać nowelizację ustawy o ochronie lokatorów, która dzi jest iluzoryczna. Złożylimy do premiera wniosek o moratorium na wykonywanie eksmisji. Mam wiele interwencji poselskich i 50 interpelacji.

Nowelizacji ustawy o ochronie lokatorów sprzeciwia się liberalna częć Ruchu Palikota. Mówiš, że nie można włacicielowi kamienicy odebrać prawa eksmitowania lokatora, który nie płaci czynszu.

- I to jest druga częć mojej działalnoci - szukanie porozumienia w sprawach, w których dzi go nie ma. Jako wiceprzewodniczšca klubu parlamentarnego koordynuję pisanie programu Ruchu Palikota. To wymaga głębokiej dyskusji. Przecież eksmitowani ludzie mieszkali tam najczęciej przez całe swoje życie. Częć praw im się po prostu należy. Przydział na mieszkanie dostali od państwa. A dzi sš wyrzucani na ulicę! To nie jest nowoczesne, odpowiedzialne państwo.

Czym się zajmuje zespół parlamentarny ds. zrównoważonego rozwoju społecznego Społeczeństwo Fair, który pani prowadzi?

- Ten zespół zrzesza na razie posłów Ruchu Palikota i SLD. Organizujemy debaty, w których uczestniczš też organizacje społeczne, zwišzki zawodowe, naukowcy. Chodzi mi o to, żeby polityka nie była tylko przepychankš, lecz żeby w dyskusji tworzyć podstawy i pomysły do konkretnych rozwišzań, które stosowane będš potem podczas tworzenia ustaw i w realizacji polityki. Debatowalimy już o takich sprawach, jak polityka publiczna w obszarach pracy i bezpieczeństwa socjalnego, kryzys liberalnej polityki globalizacji - zagrożenia dla Polski i szanse, jakie z tego wynikajš. Spotkalimy się z protestujšcymi zwišzkowcami z okazji demonstracji "Pakt socjalny dla Europy". Było spotkanie na temat państwa i lewicy w czasach neoliberalnych. Od lat nie ma w Polsce szeroko rozumianej polityki społecznej. Politycy, zwłaszcza prawicowi, lubiš używać słowa "naród", a ja wolę "społeczeństwo", by podkrelić, że relacje społeczne sš dla wspólnoty, dla naszej przyszłoci najważniejsze.

Jak pani ocenia np. roczne urlopy rodzicielskie zaproponowane przez premiera?

- Krok w dobrym kierunku, choć wolałabym, żeby ustawa wyranie mówiła, że częć urlopu musi wykorzystać ojciec - tak jak w Szwecji. Inaczej będzie się pogłębiać wykluczenie kobiet na rynku pracy, bo one mniej zarabiajš, więc będš w większoci korzystać z urlopów. Pracodawcy nie będš chcieli zatrudniać młodych kobiet w obawie, że zaraz ucieknš na roczny urlop. W rzšdzie Tuska przes...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin