27. L. J. Braun - Kot, który wykradał banany.pdf

(488 KB) Pobierz
LILIAN JACKSON BRAUN
KOT, KTÓRY WYKRADAŁ BANANY
Przełożyła Maja Szubińska
Tytuł oryginalny serii: The Cat Who... Series!
Tytuł oryginału: The Cat Who Went Bananas
PODZIĘKOWANIA
Dla Earla, mojej drugiej połowy - za mężowską miłość, zachętę oraz pomoc w
niezliczonych kwestiach.
Dla mojej asystentki Shirley Bradley - za fachowość i entuzjazm.
Dla mojej wydawczyni Natalee Rosenstein - za jej wiarę w Kota, który... od samego
początku.
Dla mojej agentki Blanche C. Gregory, Inc. - za długoletnią, zgodną współpracę.
Dla prawdziwych Koko i Yum Yum - za pięćdziesięcioletnią inspirację.
Prolog - Połam nogi, Fran, kochanie!
- Ty też, Alden!
- Połamania, Derek!
Była to noc premiery nowego przedstawienia w Pickax, czterysta mil na północ od
wszystkiego. Wszyscy trzymali kciuki i życzyli aktorom powodzenia. Klub Teatralny
wystawiał komedię absurdu Oscara Wilde'a z życia wyższych klas Bądźmy poważni na serio.
Fran Brodie, dekoratorka wnętrz, grała Gwendolen. W głównej roli męskiej
obsadzono Aldena Wade'a, nową twarz w mieście. Larry Lanspeak, właściciel domu
towarowego, był perfekcyjnym lokajem. W nieznośnie wyniosłą lady Bracknell wcielił się
Derek Cuttlebrink. Nie była to rzecz niezwykła, że rolę tę powierzano mężczyźnie. Cała
różnica polegała w tym przypadku na tym, że Derek, szef kuchni z drogiej restauracji, miał
dwa metry wzrostu. Sztukę reżyserowała Carol Lanspeak, a Qwilleran ją recenzował.
Rozdział pierwszy
Początkowo Jim Qwilleran był w „Moose County coś tam” tylko felietonistą, ale
obecnie spoczywało na nim znacznie więcej obowiązków. Dawniej był też dziennikarzem
śledczym w wielkich krajowych dziennikach, ale po odziedziczeniu fortuny
Klingenschoenów przeniósł się na północ. Majątek scedował na filantropijną fundację,
twierdząc, że taka ilość pieniędzy tylko go przytłacza. Fundacja K, jak ją nazywano,
finansowała szkoły, służbę zdrowia i wszystkie inne instytucje, które miały wpływ na jakość
życia w Moose County. Tym samym Qwilleran mógł swobodnie przebywać wśród
miejscowych ludzi, słuchać ich historii, pisać swoje felietony i poświęcać się opiece nad
dwoma syjamskimi kotami.
Cała trójka mieszkała w przebudowanym składzie na jabłka, na skraju miasta Pickax.
Właśnie tam pewnego wrześniowego poranka Qwilleran przygotowywał kotom śniadanie:
łososia obłożonego kraszonym roquefortem. (Koty były nieco rozpuszczone). Siedziały na
barze, skulone w jednakowe futrzane kulki, i nadzorowały przygotowanie jedzenia.
Nazywały się Koko i Yum Yum i były doskonale znane czytelnikom kolumny
„Piórkiem Qwilla”. Samiec był giętki, muskularny i pewny siebie. Kotka, choć mniejsza,
delikatniejsza i skromna, potrafiła dochodzić swoich praw.
Oba miały płowe futerko z wyrazistymi brązowymi plamkami i niebieskie oczy
typowe dla swojej rasy, jak również charakterystyczną dla syjamczyków skłonność do
komentowania wszelkich zjawisk. Zawołaniem Koko było energiczne „Yow”, a Yum Yum
wysokie sopranowe „Now-ow!”.
Dokładnie w chwili, kiedy Qwilleran kładł talerze na kuchennym stole, uwagę
syjamczyków przykuła plamka na ścianie. Chwilę później zadzwonił telefon.
Zanim rozbrzmiały dwa dzwonki, Qwilleran mówił już grzecznym głosem do
telefonu:
- Dzień dobry.
- Jesteś szybki jak błyskawica, Qwill - usłyszał dobrze ułożony, znajomy kobiecy głos
Carol Lanspeak.
- Mam tu elektroniczny czujnik - wyjaśnił. - Informuje mnie, kiedy zadzwoni telefon,
a nawet czy to miły, czy niemiły telefon. O co chodzi, Carol?
- Chciałam tylko zapytać, czy nie napisałbyś tekstów do nowego programu?
- Właściwie to mam inny pomysł, który chciałbym z tobą przedyskutować. Będziesz
dzisiaj w sklepie?
- Cały dzień! Co powiesz na kawę i pączki o dziesiątej? - Nie dzisiaj - odparł z żalem.
- Właśnie odbyłem coroczną kontrolę lekarską. Doktor Diane pouczyła mnie co do mojej
diety.
Lanspeakowie byli w Moose County od czterech pokoleń. Historia rodziny na tych
ziemiach sięgała czasów pionierskich. Babka Larry'ego prowadziła sklep, w którym
sprzedawano naftę, perkal i cukierki. Ojciec Larry'ego otworzył dom towarowy na Main
Street. Lany, obdarzony zdolnościami aktorskimi, pojechał do Nowego Jorku, gdzie odniósł
pewien sukces, ale później ożenił się z aktorką i razem wrócili do Pickax prowadzić rodzinny
interes i założyć klub teatralny. Córka Larry'ego była lekarzem i to ona zaleciła Qwilleranowi
ograniczenie kawy, jedzenie brokułów i jednego banana dziennie.
Qwilleran pożegnał się z kotami i ruszył do domu towarowego Lanspeaków. Z
podwórka zszedł na nieutwardzoną ścieżką, która przez gęste kępy drzew prowadziła do Park
Circle, gdzie Main Street okrążała mały park. Przy rondzie stały dwa kościoły, ratusz,
publiczna biblioteka i ogromny kamienny budynek, dawniej rezydencja Klingenschoenów.
Obecnie mieściła się w nim duża scena i siedziba Klubu Teatralnego Pickax. W kierunku
północnym Main Street była ciągiem kamiennych stuletnich budynków przerobionych na
domy mieszkalne, biura i świeżo odnowiony hotel „Mackintosh Inn”.
Dom towarowy Lanspeaków, mający za sobą stuletnią tradycję, reklamował się
hasłem „nowoczesne pomysły, staroświecka obsługa”.
Qwilleran wszedł do sklepu i mijając szklane gabloty z kosmetykami, biżuterią,
apaszkami i torebkami, kłaniał się pozdrawiającym go sprzedawcom: „Dzień dobry, panie Q!
Jak się ma Koko, panie Q?” Skierował się w stronę zaplecza, gdzie mieściło się biuro
szefowej.
Qwilleran był słynny nie tylko z popularnej kolumny w gazecie, filantropii i miłości
do dwóch syjamczyków, ale również z powodu sumiastych szpakowatych wąsów. Żadne nie
mogły się im równać od czasu, kiedy w 1895 do miasta zawitał na wykład sam Mark Twain.
Qwilleran był dobrze zbudowanym pięćdziesięciolatkiem, mającym sto osiemdziesiąt osiem
centymetrów wzrostu, o dobrych manierach i upojnym głosie. Uwagę ludzi przykuwały
jednak jego imponujące wąsy i melancholijne spojrzenie. Jego zdjęcie ukazywało się na
szczycie kolumny „Piórkiem Qwilla”.
Oboje Lanspeakowie pracowali w biurze. Nic poza szczególnymi właściwościami ich
głosów nie wskazywało na to, że są aktorami. W ich wyglądzie nie było nic
charakterystycznego, ale na scenie potrafili przedzierzgnąć się w skrajnie różne postacie z
profesjonalną wprawą. W chwili kiedy Qwilleran wszedł do ich biura, byli jednak zwykłymi
właścicielami domu towarowego.
- Siadaj, Qwill. Przypuszczam, że nasza sztuka jest ci dobrze znana - powiedział
Larry.
- W college'u to była nasza obowiązkowa lektura. Do końca semestru chodziliśmy,
powtarzając kwestie lady Bracknell. Kilka razy widziałem ją też na scenie. To stylowa
komedia. Jestem ciekaw, dlaczego wystawiacie ją w tej zapadłej dziurze, przepraszam za
wyrażenie.
- Dobre pytanie! - odpowiedział Larry. - Jej zapytaj! Żony pchają się czasem tam,
gdzie mężowie nie mają śmiałości.
Carol rzuciła mu rozbawione spojrzenie i zaczęła wyjaśniać.
- Klub prezentuje jedną klasyczną sztukę rocznie. Tak się składa, że oboje z Larrym
zgadzamy się, że Wilde jest najdowcipniejszym dramaturgiem, jaki kiedykolwiek żył na tym
świecie. Grupa z Lockmaster wystawiała sztukę dwa lata temu w ramach Akademii Sztuk.
Przedstawienie wypadło wspaniale. A Alden Wade, który zagrał w nim Jacka Worthinga,
przeprowadził się do Pickax i dołączył do Klubu Teatralnego. Jest niezwykle utalentowany i
przystojny.
- Co go sprowadza do Moose County? - zapytał Qwilleran.
- Tragiczna strata żony - powiedziała Carol. - Potrzebował drastycznej zmiany
scenerii. Poza tym sprzedał swoją stadninę. Wygląda na to, że zamierza tu zostać.
- Ten facet - wtrącił Larry - w roli członka wyższych sfer jest tak przekonujący, że
reszta zespołu zaraża się jego zapałem.
- Mieliśmy problem z obsadzeniem roli Algernona - kontynuowała Carol - więc Alden
zaproponował Ronniego Dicksona, który grał go w przedstawieniu w Lockmaster i był chętny
do pomocy. Nie opuścił ani jednej próby, mimo że to oznacza sześćdziesiąt mil w obie strony
za każdym razem.
- Czego nie mogę powiedzieć o naszych ludziach - dodał Larry. - Jedyne, o co musimy
się teraz martwić, to publiczność. Zobaczą aktorów, którzy z kamiennymi twarzami będą
recytować zupełnie bezsensowne kwestie. Jak zareagują? Znam kilku, którzy powiedzą, że to
głupie, i wyjdą.
- Ludzie w Moose County lubią się śmiać, ale czy załapią dowcip? Zastanawiałam się,
czy mógłbyś napisać wprowadzenie do programu, mając na względzie charakter sztuki.
- Właśnie dlatego tu jestem! Zauważyłem, że nasza publiczność nigdy nie czyta
programu przed przedstawieniem. Ludzie są zbyt zajęci rozmowami ze znajomymi. To, czego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin