Mertz Barbara - Czekaj nieubłaganego losu.pdf

(714 KB) Pobierz
Barbara Michaels
CZEKAJ NIEUBŁAGANEGO LOSU
(tłum. Danuta Petach
2000
Rozdział pierwszy
I
Latem, gdy słońce świeci na lazurowym niebie, morze otaczające skalisty cypel ma
pogodne i niewinne oblicze. W szczelinach przepastnych skal kryją się złociste janowce i
fioletowe wrzosy. Fale pluszcza radośnie na srebrzystym piasku zatoki, igrają między
kamieniami, migocąc i błyszcząc. Gdy sionce o zachodzie zaczyna powoli zapadać, kopuła
nieba przypomina paletę malarza, splamioną czystą, delikatną purpurą i błękitem. Świeci
tylko jedna gwiazda, na piersi nocy zawieszona niczym diament. Wyobraźnia podpowiada, że
w ciszy zamierającego dnia można usłyszeć dźwięk zatopionych dzwonów kościołów
Lyonesse.
Dziennik Caroline Tregellas
ur. w 1762 roku, zm. 1780 (?)
Carla Tregellas, urodzona w 1952 roku, pełna życia i werwy, zbliżając się po raz
pierwszy do domu swych przodków, chłonęła piękno sławnego skalistego wybrzeża
Kornwalii. Ale nie było w tym entuzjastycznego zachwytu. Przeciwnie, bluźnierczo mruczała
pod nosem i narzekała na niewygody życia w zmechanizowanym świecie.
Wynajęty austin, posuwając się powoli ulicami Exeter, nie różnił się od podobnych
pojazdów, wydzielających tumany obrzydliwych spalin. Zmęczenie i komentarze
sfrustrowanych kierowców przygnębiały ją. Miała dwie możliwości, albo otworzyć szyby i
narazić się na skutki wdychania trujących spalin, albo przy zamkniętych oknach znosić upał.
Była naiwna, sądząc, że Anglia, a szczególnie Kornwalia, będzie inna od reszty tak
zwanego cywilizowanego świata.
Na początku czerwca wybrzeże kornwalijskie jest miejscem wypoczynku całej Anglii,
powinna więc wiedzieć, że ruch na drogach nie będzie tu mniejszy niż między Bostonem a
Cape Cod albo między Baltimore a miejscowościami zatoki Chesapeake. Podobnie jak te
tereny wypoczynkowe w jej rodzimych Stanach, Kornwalia to skrawek ziemi prawie
całkowicie otoczony przez morze, a zatem jest tu niewiele dróg. Muszą więc być w sezonie
zatłoczone.
Przewodnik turystyczny i człowiek w agencji wynajmu samochodów ostrzegli ją, aby
ominęła Exeter. Zamierzała posłuchać ich rady, ale niełatwo było odczytywać znaki drogowe,
mając całą uwagę skupioną na lewostronnym ruchu.
Dlaczego sądziła, że Anglia jest chłodnym, wilgotnym krajem? Było niezwykle
gorąco jak na tę porę roku, nawet jak na Kornwalię, którą przewodniki turystyczne przesadnie
nazywają angielską Riwierą.
Jednakże po przejechaniu rzeki Tamar jej ponury nastrój poprawił się i musiała
przyznać, że nawet w dwudziestym wieku Kornwalia jest czarująca. Droga prowadziła
wzdłuż skalistego, urwistego wybrzeża. Ze wzniesień ukazywały się od czasu do czasu
zapierające dech widoki oceanu i małych wiosek, malowniczo przylepionych do stromych
zboczy. Nic dziwnego, że miasta, zbudowane wokół skalistych zatok, kwitły w czasach
dawnej świetności Anglii na morzach. Falmouth i Plymouth, Penzance i St. Ives - to były
nazwy znajome, toteż czuła się, jakby wróciła do domu. Niektóre z nich stęsknieni emigranci
przenieśli w podobny krajobraz, o tysiące mil na zachód, inne spopularyzowała tradycja
literacka - od legend ludowych po operetki Gilberta i Sulliyana, aż stały się dziedzictwem
całego anglojęzycznego świata... Dla Carli kryło się w tym coś więcej. Jej ożywienie rosło w
miarę zbliżania się do celu podróży. Powracała myślami do rozmowy z adwokatem z Bostonu
zaledwie sprzed paru tygodni. Tak, to był powrót do domu, w najpełniejszym sensie tego
słowa.
II
- Korzenie? - Carla odrzuciła do tyłu głowę i zaśmiała się. - Nie, panie Fawcett, nie
mogę powiedzieć, abym kiedykolwiek pragnęła je poznać.
Prawnik spojrzał na nią z nieoczekiwaną aprobatą. Miała przyjemny uśmiech, a
zmiana wyrazu cudownie odmieniła jej twarz. Gdy pierwszy raz zjawiła się w jego kancelarii,
uważał ją za osóbkę zbyt poważną jak na jej dwadzieścia sześć lat. Ale uśmiech
rozświetlający twarz Carli wywoływał błysk w jej oczach i podkreślał nadzwyczajną
delikatność rysów.
Pan Fawcett znał wiek Carli i inne dotyczące jej szczegóły, choć spotkali się po raz
pierwszy. Z wielu względów uznał jej powierzchowność za niezwykłą. Był zamiłowanym
antropologiem - i, choć energicznie by temu zaprzeczył, trochę poetą - a teraz zdał sobie
sprawę, nie całkiem naukowo i nie bez skrępowania, że miał przed sobą typowy przykład rasy
jeszcze starszej niż celtycka. Tak pradawnej, że jej historia stała się osnową legend i baśni
ludowych. Niewysocy, ciemnowłosi ludzie, zamieszkujący Anglię w czasach
prehistorycznych, zostali wypchnięci na odległe rubieże wyspy przez wojowników celtyckich,
których z kolei pozbyli się siłą późniejsi najeźdźcy.
Do Kornwalii, Walii i Szkocji przez burzliwe, szare wody Morza Północnego,
sięgające aż do Irlandii, uciekły i pozostały tam niedobitki kilkunastu ras, zatrzymane przez
wody oceanu. Nie było innej drogi ucieczki. Najazd nastąpił ze wschodu, z kontynentu, a za
zachodnimi krańcami Brytanii było tylko bezkresne morze i Szczęśliwe Wyspy.
Niektórzy uczeni doszukiwali się wśród ludności komwalijskiej śladów rasy
śródziemnomorskiej i na poparcie tej teorii mieli dowody. Wyspa brytyjska, ukryta w
zimnych mgłach północnych mórz, była celem nieustraszonych żeglarzy z czasów Odyseusza.
Na monolitach Stonehenge są wyryte toporki minojskie. Natomiast kupcy z Fenicji, którzy
wzbogacili się na handlu cyną, zazdrośnie ukrywali mapy szlaków Morza Północnego.
Patrząc na Carlę Tregellas, pan Fawcett uznał te teorie za bardziej wiarygodne, niż
dotąd sądził. Gdyby nie to, co o niej wiedział, mógłby uważać ją za Greczynkę albo Włoszkę
z południa, biorąc pod uwagę jej bujne włosy i smagłą cerę. Jednakże w jej twarzy był jakiś
rys obcy tym praktycznym, mocno trzymającym się ziemi ludziom, cień jakiegoś innego
świata w szeroko rozstawionych oczach i zdecydowanych liniach twarzy. Uszy, widoczne
spod rozwichrzonych, krótkich włosów, były małe i delikatne; pan Fawcett mógłby użyć
słowa „spiczaste”, gdyby pozwoliła na to jego głęboko ukryta żyłka poetycka.
Owi ciemnowłosi, niewysocy mieszkańcy byli jak zwierzęta ścigani przez
najeźdźców, którzy zmusili ich do ukrywania się w jaskiniach. Zdaniem niektórych uczonych,
oni właśnie dali początek gnomom i elfom z angielskiego folkloru...
Zdziwiony i przerażony kierunkiem swych rozważań, pan Fawcett szybko otrząsnął
się z tych myśli. W tej dziewczynie było coś, co pobudzało fantazję, i to tak mocno, że nie
oparł się temu nawet stary prawnik, który nade wszystko szczycił się zdrowym rozsądkiem.
Jej zachowanie nie potwierdzało jego śmiałych wniosków. Mówiła energicznie i
rzeczowo, a myślała praktycznie.
- Wiem, oczywiście, że moja rodzina pochodzi z Kornwalii. Skąd miałaby pochodzić,
nazywając się Tregellas? W nazwiskach, zaczynających się na Tre, Ros, Pol, Lan, Caer i Pen,
należy się doszukiwać pochodzenia komwalijskiego. Przeczytałam kilka powieści o
Kornwalii, oglądałam filmy w telewizji, ale nie prowadziłam badań genealogicznych. Bo niby
po co miałabym to robić? Chyba przyjęłam za rzecz oczywistą, że rodzina była biedna i
niewyróżniająca się. Wiem, że liczni Kornwalijczycy przybyli do Stanów w dziewiętnastym
wieku po za mknięciu kopalń cyny, kiedy to nie mogli znaleźć pracy.
Zamilkła, czekając na jego uwagi, a pan Fawcett poczuł się winny. Znowu
fantazjował. Ale oczy tej dziewczyny zastanawiały go. Były tak ciemne, że w pewnym
świetle robiły wrażenie czarnych. Ale chwilami - na przykład gdy się uśmiechała - pod
wpływem emocji pojawiały się w nich srebrne błyski.
- Do rzeczy, panie Fawcett! - powiedział sobie. - Tak nie można. Co się z tobą dzieje?
- Pani postawa jest zrozumiała - powiedział zasadniczym tonem. - Zanim wspomniane
przez panią książki zdobyły sukces, badania genealogiczne stanowiły tylko hobby
starzejących się panów. Młodzi ludzie na ogół nie myślą o przeszłości. A w fakcie, że gałąź
rodziny, do której pani należy, była biedna i bez znaczenia, jest z pewnością sporo prawdy.
- Nie powiedziałam, że byli bez znaczenia - powiedziała Carla. - Użyłam słowa
„niewyróżniający się”.
- Ach, tak! Rozumiem panią. To znaczy... nie interesuje się pani historią rodziny?
- Nie bardzo.
- Jest pani szczera.
- Już mi to mówiono - Carla uśmiechnęła się do niego, a jego nagła uraza natychmiast
się rozwiała. - Przykro mi - mówiła dalej. - Proszę mi wskazać, czego według pana powinnam
się dowiedzieć. Sądzę, że w tej sytuacji należy podjąć działanie, a zatem powinnam poznać
fakty.
- Słusznie. Bardzo dobrze, a więc musi pani wiedzieć, że pani cioteczny pradziad
William Tregellas był typowym młodszym synem. Są jakieś wzmianki o jego kłótni z ojcem,
po której został wydziedziczony. W rzeczywistości dziedzictwo nie było wówczas duże.
Rodzina jest bardzo stara, ale po wojnie domowej podupadła - to znaczy po angielskiej wojnie
domowej, w latach...
- Znam historię angielskiej wojny domowej - powiedziała Carla, lekko się
uśmiechając. - Cromwell i król Karol... Przypuszczam, że moja rodzina popierała króla?
Bardzo nierozsądnie!
- Właśnie tak było - powiedział pan Fawcett, nie wiadomo dlaczego rozgniewany tą
uwagą. Cynizm nie pasował do tych dużych szarych oczu. - Hmm. W każdym razie dopiero w
dziewiętnastym wieku, po wyjeździe Williama do Ameryki, jego kuzyn odbudował majątek
rodzinny. Na owe czasy była to duża fortuna. Jednakże ówczesny system podatkowy sprawił
to, czego nie dokonała wojna. Pieniądze się skończyły. Pozostał jedynie dom i kilka akrów
ziemi.
- A zatem mój domysł sprawdził się - spokojnie powiedziała Carla. - A to kawał.
- Kawał? Kawał? Droga panno Tregellas...
- Ależ nie miałam na myśli, że pan...
Przepraszający okrzyk był bardzo szczery, ale pan Fawcett dostrzegł jakiegoś
chochlika w przelotnym spojrzeniu szarych oczu.
- Proszę mi wybaczyć - powiedziała skruszona. - Należę do tych okropnych ludzi,
którzy mówią, zanim pomyślą. Martwię się tym. Próbuję z tym walczyć, ale zdaje się, że
Zgłoś jeśli naruszono regulamin