Jackson Vina - Osiemdziesiąt dni (1 tom trylogii) - Osiemdziesiąt dni żółtych.doc

(3260 KB) Pobierz






  Summer, targana namiętnościami skrzypaczka o włosach

koloru płomieni, nieszczęśliwa w swoim związku, zamiast w

salach koncertowych gra Vivaldiego w metrze. Pewnego dnia

jej skrzypce zostają zniszczone. I wtedy Summer otrzymuje

    propozycję od tajemniczego, bogatego i pociągającego

  profesora uniwersytetu. Dominik kupi jej nowe skrzypce,

   pod warunkiem, że zagra prywatny koncert… Tylko dla

                           niego…

  Tak rozpoczyna się niebezpieczna, pełna zawirowań i

nieprzewidzianych zdarzeń podróż obojga do mrocznego

kresu siebie poprzez zakazane miejsca i sale koncertowe

Londynu i Nowego Jorku. Czy tak spalająca namiętność

może przetrwać? Czy może to być prawdziwa miłość?


Spis treści

1 Dziewczyna i jej skrzypce

2 Mężczyzna i jego pragnienia

3 Dziewczyna i jej tyłek

4 Mężczyzna i jego kwartet smyczkowy

5 Dziewczyna i jej wspomnienia

6 Mężczyzna i jego żądza

7 Dziewczyna i pokojówka

8 Mężczyzna i jego gość

9 Dziewczyna i jej nowa przyjaciółka

10 Mężczyzna i jego mroczne strony

11 Dziewczyna i jej pan

12 Mężczyzna i jego nastroje

13 Mężczyzna i dziewczyna

Podziękowania

VINA JACKSON


           1

Dziewczyna i jej skrzypce

      Wszystko przez Vivaldiego.

      A konkretnie przez płytę z Czterema porami roku Vivaldiego,

która teraz leżała okładką w dół na szafce nocnej, przy moim cicho

pochrapującym chłopaku.

      Mieliśmy lekkie spięcie, bo kiedy Darren wrócił o trzeciej nad

ranem z podróży służbowej, leżałam nago na drewnianej podłodze w

jego salonie, a concerto grało tak głośno, jak tylko pozwalało

nagłośnienie. Czyli głośno.

      Część presto z Lata – koncertu nr 2 g-moll – miała właśnie

rozwinąć się z pełną mocą, gdy Darren otworzył drzwi.

      Nie zauważyłam jego powrotu, dopóki nie poczułam na prawym

ramieniu podeszwy jego buta, którym mną potrząsał. Otworzyłam oczy i

zobaczyłam, że się nade mną pochyla. Okazało się, że zapalił światła, a

muzyka raptownie ustała.

      – Co ty, do ciężkiej cholery, wyprawiasz? – zapytał.

      – Słucham muzyki – odparłam niewinnie.

      – Właśnie słyszę! Już z końca ulicy! – wrzasnął.

      Był w Los Angeles i wyglądał zaskakująco świeżo jak na kogoś,

kto ma za sobą długi lot. Wciąż miał na sobie służbowe ubranie:

wykrochmaloną białą koszulę, granatowe spodnie w bardzo delikatne

prążki, skórzany pasek, a przez ramię trzymał przewieszoną marynarkę

od garnituru. Mocno ściskał rączkę walizki na kółkach. Najwyraźniej

musiało padać, choć nie słyszałam tego przez muzykę. Walizka była

mokra od deszczu, a strumyczki spływały na podłogę, tuż obok mojego

uda. Nogawki na dole miał mokre, bo parasolka nie mogła go tam

osłonić i spodnie kleiły mu się do łydek.

      Odwróciłam głowę w stronę jego buta i zobaczyłam kawałki nagiej

łydki. Pachniał piżmowo, trochę potem, trochę deszczem, trochę pastą

do butów i skórą. Kilka kropli spadło z buta na moje ramię.

      Vivaldi zawsze działał na mnie bardzo szczególnie i ani wczesna

poranna godzina, ani zirytowany wyraz twarzy Darrena nie były w

stanie powstrzymać fali ciepła, która przetoczyła się przez moje ciało i


rozpaliła krew w żyłach tak jak wcześniej muzyka.

      Odwróciłam się, jego but wciąż dotykał mojego prawego ramienia,

i lewą ręką przesunęłam w górę jego nogi.

      Cofnął się natychmiast.

      – Chryste, Summer… – Pokręcił głową.

      Pociągnął walizkę do ściany i postawił ją obok stojaka z płytami,

wyjął Cztery pory roku z odtwarzacza i poszedł do swojego pokoju.

Rozważałam pójście za nim, ale w końcu zrezygnowałam. Nie było

szansy, żebym wygrała kłótnię z Darrenem, nie mając na sobie ubrania.

Miałam nadzieję, że jeśli będę nadal leżała bez ruchu, stanę się mniej

widzialna i rozładuję jego gniew, liczyłam, że moje nagie ciało łatwiej

wtopi się w drewnianą podłogę w pozycji horyzontalnej niż na stojąco.

      Usłyszałam odgłosy otwierania drzwi garderoby i znajome

postukiwanie drewnianych wieszaków, kiedy zwieszał marynarkę. W

ciągu naszych wspólnych sześciu miesięcy ani razu nie widziałam, żeby

rzucił marynarkę na krzesło albo na oparcie kanapy jak normalny

człowiek. Zawsze odwieszał ją prosto do garderoby, potem siadał i

zdejmował buty, odpinał spinki do mankietów i rozpinał guziki koszuli,

którą wrzucał do kosza na brudną bieliznę, a następnie wyjmował ze

spodni pasek i zawieszał go na specjalnym wieszaku obok kilku innych

pasków w różnych ponurych odcieniach granatu, czerni i brązu. Nosił

markowe gatki, takie jakie najbardziej mi się podobały na facetach:

krótkie bawełniane spodenki z grubą gumką w pasie. Uwielbiałam to,

jak przylegały do jego ciała, kusząco ściśle, ale ku mojemu wiecznemu

rozczarowaniu zawsze okrywał się szlafrokiem i nigdy nie chodził po

mieszkaniu w samej bieliźnie. Nagość oburzała Darrena.

      Poznaliśmy się w lecie na recitalu. To była dla mnie duża rzecz:

jedna z zakontraktowanych skrzypaczek zachorowała i zostałam w

ostatniej chwili ściągnięta, żeby razem z orkiestrą zagrać utwór Arvo

Pärta, którego nie znosiłam. Uważałam, że jest poszarpany i monotonny,

ale dla występu na koncercie, na prawdziwej scenie, nie szkodzi, że

niewielkiej, mogłam zagrać coś Justina Biebera i udawać, że dobrze się

bawię. Darren był na widowni i się zachwycił. Miał słabość do

rudowłosych, a jak mi później powiedział, siedział pod takim kątem, że

nie widział mojej twarzy, ale miał doskonały widok na czubek mojej


głowy. Powiedział, że włosy tak mi lśniły w świetle rampy, iż

wyglądały, jakby płonęły. Kupił szampana i użył znajomości z

organizatorami koncertu, żeby znaleźć mnie za kulisami.

       Nie lubię szampana, ale i tak wypiłam, bo facet był wysoki,

atrakcyjny i najbardziej przypominał nieszkodliwego fana spośród tych,

jakich do tej pory miałam.

       Spytałam go, co by zrobił, gdyby okazało się, że nie mam zęba na

przedzie albo z jakiegoś powodu nie jestem w jego typie. Odpowiedział,

że spróbowałby szczęścia z perkusistką, która co prawda nie miała

rudych włosów, ale mimo to była całkiem ładna.

       Kilka godzin później byłam pijana i leżałam na plecach w jego

pokoju w Ealing. Zastanawiałam się, jakim cudem wylądowałam w

łóżku z facetem, który zanim się na mnie wdrapał, odwiesił w szafie

marynarkę i starannie poustawiał buty. Tyle dobrego, że miał dużego

fiuta i ładne mieszkanie i choć okazało się, że nie znosi właśnie takiej

muzyki, jaką ja uwielbiam, większość weekendów w ciągu ubiegłych

kilku miesięcy spędziliśmy wspólnie. Co prawda jak na mój gust zbyt

mało czasu przypadło na łóżko, a zdecydowanie za dużo na bywanie na

przeintelektualizowanych wernisażach sztuki, której ja nie lubiłam, a

Darren, daję głowę, nie rozumiał.

       Mężczyźni, którzy widzieli, jak gram w miejscach godnych

muzyki klasycznej, a nie w pubach czy na stacjach metra,

prawdopodobnie popełniali ten sam błąd, co Darren: sądzili, że jestem

wyposażona we wszystkie cechy, które kojarzyły im się ze skrzypaczką,

to znaczy: mam nienaganne maniery, jestem kulturalna, wykształcona,

pełna wdzięku, zachowuję się jak dama i mam szafę pełną eleganckich

sukien scenicznych, z których żadna nie jest wyzywająca ani nie

odsłania zbyt wiele ciała. Poza tym noszę buty na niskich słupkach i nie

jestem świadoma efektu, jaki mogą wywoływać moje szczupłe kostki.

       Tak naprawdę miałam tylko jedną długą czarną suknię na

koncerty, a kupiłam ją za grosze na Brick Lane i przerobiłam u

krawcowej. Była aksamitna i miała dekolt tuż pod szyję, ale za to

odsłaniała plecy; jednak tego wieczoru, kiedy poznałam Darrena, była

akurat w pralni, więc kartą kredytową zapłaciłam za superobcisłą

sukienkę u Selfridgesa, a metki schowałam w bieliźnie. Na szczęście


Darren okazał się pedantycznym kochankiem i nie zostawił na mnie ani

na sukience żadnych śladów, więc następnego dnia mogłam ją spokojnie

zwrócić.

      Miałam mieszkanie, w którym nocowałam w dni powszednie, na

osiedlu w Whitechapel. To była kawalerka, raczej pokój niż mieszkanie,

z pojedynczym łóżkiem, stojącym wieszakiem robiącym za garderobę

oraz małym zlewem, lodówką i kuchenką. Łazienka była na końcu

korytarza. Dzieliłam ją z czterema innymi osobami. Od czasu do czasu

wpadaliśmy na siebie, ale raczej się nie spoufalaliśmy.

      Mimo lokalizacji i fatalnego stanu budynku i tak nie byłoby mnie

stać na czynsz, gdybym pewnego wieczoru nie dogadała się z

właścicielem, którego spotkałam w barze po późnowieczornej wizycie w

British Museum. Nigdy nie wyjaśnił, dlaczego zechciał wynająć mi

pokój za mniej, niż kosztowało go jego utrzymanie, ale podejrzewałam,

że pod podłogą jest trup albo paczka białego proszku i czasem w nocy

leżałam bezsennie, nasłuchując, czy na schodach nie słychać kroków

brygady policyjnej, która wpadnie do bloku.

      Darren nigdy u mnie nie był. Częściowo z powodu mojego

przeczucia, że nie zmusiłby się, żeby postawić stopę na terenie tego

budynku bez uprzedniego wyczyszczenia go za pomocą myjki parowej,

a częściowo dlatego, że lubiłam mieć kawałek życia tylko dla siebie.

Podejrzewam, że w głębi duszy wiedziałam, że nasz związek nie

przetrwa i nie chciałam mieć problemów z odrzuconym kochankiem,

który po nocy rzuca mi kamieniami w okno.

      Nieraz sugerował, żebym wprowadziła się do niego, a

zaoszczędzone na czynszu pieniądze przeznaczyła na lepsze skrzypce

albo na więcej lekcji, ale odmawiałam. Nie znoszę mieszkać z kimś,

szczególnie z kochankiem, i wolałabym dorabiać wieczorami na rogu

ulicy niż być utrzymywana przez faceta.

      Usłyszałam miękki trzask zamykanego pudełka na spinki do

mankietów. Zamknęłam oczy oraz skrzyżowałam nogi, starając się być

niewidzialna.

      Wrócił do salonu i przechodząc obok mnie, skierował się do

kuchni. Usłyszałam wodę płynącą z kranu, potem cichy syk zapalanego

gazu, a kilka minut później bulgotanie czajnika. Miał taki nowoczesny,


ale stylizowany na stary, który trzeba było postawić na gazie i czekać, aż

zagwiżdże. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie kupi sobie

elektrycznego, ale on utrzymywał, że z takiego woda smakuje lepiej i

porządna filiżanka herbaty powinna zostać zalana porządnie zagotowaną

wodą. Ja nie piję herbaty. Mdli mnie od samego zapachu. Piję kawę, ale

Darren nie pozwalał mi pić kawy po dziewiętnastej, bo potem

odechciewa mi się spać, a on twierdził, że przez moją nocną aktywność

on nie może spać.

      Rozluźniłam się i udawałam, że jestem gdzie indziej. Uspokoiłam

oddech, starając się skoncentrować na całkowitym bezruchu, jakbym

była trupem.

      – Nie mogę z tobą rozmawiać, Summer, kiedy tak wyglądasz –

dotarł do mnie jego odłączony od ciała głos. To jedna z moich

ulubionych jego cech: głębokie brzmienie akcentu ucznia z

ekskluzywnej szkoły, czasem w wydaniu łagodnym i ciepłym, innym

razem zimnym i twardym. Poczułam falę ciepła między udami i

zacisnęłam nogi, najmocniej jak mogłam. Myślałam o tym jednym

jedynym razie, kiedy uprawialiśmy seks na podłodze w salonie i Darren

położył na niej ręcznik. Nie znosił bałaganu.

      – Tak, to znaczy jak? – zapytałam, nie otwierając oczu.

      – No tak! Goła i rozciągnięta na podłodze jak jakaś psychopatka!

Wstań i załóż coś na siebie, do cholery!

      Wypił ostatnie łyki herbaty, a łagodny odgłos przełykania sprawił,

że wyobraziłam sobie, jak by to było, gdyby Darren klęczał i miał usta

między moimi nogami. Od tej myśli zrobiło mi się gorąco.

      Raczej nie lubił seksu oralnego, no chyba że byłam maksimum

pięć minut po prysznicu, ale nawet wtedy jego liźnięcia były niepewne i

zastępował język palcem przy pierwszej nadarzającej się okazji. Używał

tylko jednego palca i nie reagował, gdy sama sięgałam ręką i

próbowałam przekonać go, żeby włożył we mnie jeszcze dwa.

      – Chryste, Summer, jak nie przestaniesz tak robić, będziesz miała

luzy jeszcze przed trzydziestką! – powiedział.

      Potem poszedł do kuchni, umył ręce płynem do zmywania, a

dopiero potem wrócił do łóżka, obrócił się na drugi bok i zasnął plecami

do mnie, a ja leżałam i gapiłam się w sufit. Sądząc po odgłosach


energicznego chlapania, umył ręce aż po łokcie jak weterynarz przed

odebraniem porodu krowy albo ksiądz przed złożeniem ofiary.

      Później już nigdy nie zachęcałam go, żeby użył większej liczby

palców.

      Darren odstawił filiżankę do zlewu i minął mnie w drodze do

sypialni. Odczekałam kilka chwil i dopiero potem wstałam, zażenowana

myślą, jak bardzo zniesmaczył go widok, jak wstaję nago z podłogi, ale

byłam już zupełnie wytrącona z mojej wywołanej Vivaldim ekstazy i

kończyny zaczynały mi marznąć i boleć.

      – Chodź spać, jak będziesz gotowa – zawołał przez ramię.

      Słuchałam, jak się rozbiera i wchodzi do łóżka. Włożyłam bieliznę

i zaczekałam, aż jego oddech stanie się głęboki; dopiero potem

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin