McDonald Laura - Mylące podobieństwo.pdf

(601 KB) Pobierz
Laura McDonald
Mylące podobieństwo
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- To nie fair, wszyscy idą. Tylko mnie nigdy nie wolno! -
Hannah wypadła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
Olivia drgnęła. Po chwili do jej uszu dobiegł głośny tupot
i trzaśnięcie drzwi, od którego miała wrażenie, że zatrząsł się
cały dom. Westchnęła, odgarniając z twarzy pasmo ciemnych
włosów. Ma przed sobą ciężki dzień: przyjęcia chorych,
mnóstwo papierkowej roboty podczas lunchu, wizyty domowe
i poradnię przedporodową. I jakby tego było za mało,
rozmowę z kandydatem do objęcia zastępstwa. Ostatnią
rzeczą, jakiej w tej chwili potrzebuje, jest awantura z córką.
Wiedziała, że nie może tego tak zostawić.
Odetchnąwszy głęboko, przeszła przez pokój i otworzyła
prowadzące do holu drzwi. Przy schodach zatrzymała się,
oparła dłoń na balustradzie i podnosząc głowę, zawołała:
- Hannah!
Żadnej odpowiedzi. Olivia czuła, że jej irytacja zaczyna
osiągać poziom krytyczny. Ponownie zawołała córkę, a kiedy
znowu nie doczekała się reakcji, mrucząc coś gniewnie pod
nosem, pobiegła na górę. Po chwili gwałtownie zapukała do
pokoju córki, ale kiedy nacisnęła klamkę, okazało się, że
drzwi są zamknięte.
- Hannah, otwórz! - zawołała z furią. - Nie mam czasu na
takie zabawy. Już jestem spóźniona, a ty, jeśli natychmiast nie
wyjdziesz, też się spóźnisz.
- Nie zależy mi na tym - odparła Hannah zza zamkniętych
drzwi. - Nie pójdę do szkoły.
- Pójdziesz! - mruknęła Olivia przez zęby. - W tej chwili
otwórz, bo nie tylko nie pójdziesz na to przyjęcie, ale zabronię
ci wychodzenia z domu przez cały tydzień.
Po chwili Olivia usłyszała zgrzyt klucza w zamku, a kiedy
ponownie nacisnęła klamkę, drzwi się otworzyły. Hannah
leżała na łóżku otoczona niezliczoną ilością pluszowych
zwierzaków, a ściany jej sypialni były tak oblepione plakatami
gwiazd muzyki pop, że prawie nie było widać tapet. Na
toaletce leżały przybory do makijażu, na krzesłach i łóżku
poniewierały się ubrania, a na podłodze dziesiątki
najrozmaitszych butów. Ubrana w szkolny mundurek Hannah
wyglądała na tle tego pokoju dosyć dziwnie.
Olivia z trudem powstrzymała się, by nie powiedzieć, co
myśli o tym bałaganie. Zamiast tego wzięła jedynie kolejny
głęboki oddech.
- Hannah, porozmawiamy wieczorem, teraz naprawdę nie
mam czasu.
- Czyżby to było coś nowego? - zauważyła Hannah,
patrząc na matkę z ukosa.
- Hannah, to nie fair - zaprotestowała Olivia.
- Nigdy nie masz dla mnie czasu. Twoja praca zawsze jest
najważniejsza. - W głosie Hannah słychać było gorycz.
Olivia, patrząc na zagniewaną twarz córki, kolejny raz
pomyślała, jak bardzo Hannah jest podobna do swojego ojca.
- Staram się poświęcić ci tyle czasu, ile tylko mogę -
odrzekła Oliwia, z trudem opanowując irytację. - Ale moja
praca jest ważna. Bez niej nie miałabyś tego wszystkiego. -
Zatoczyła ręką szeroki łuk, wskazując na komputer, sprzęt
grający i stojący na podstawce klarnet.
Hannah z westchnieniem wstała z łóżka. Miała dopiero
czternaście lat, lecz była tak wysoka jak Olivia i bez trudu
mogła jej patrzeć prosto w oczy.
- A więc, jeśli chodzi o to przyjęcie, to nie podjęłaś
jeszcze decyzji? - zapytała, odrzucając do tyłu długie włosy
koloru miodu.
- Powiedziałam ci, że porozmawiamy o tym później -
odparła Olivia. - Naprawdę, Hannah, muszę już wyjść. Za
chwilę zjawi się pani Cooper. Będzie przekonana, że nie ma
cię już w domu. Nie przestrasz jej więc, schodząc w dół.
Przy drzwiach zatrzymała się nagle i odwróciwszy w
stronę córki, krytycznie spojrzała na jej spódniczkę, która
ledwo zakrywała pośladki i wyglądała na zdecydowanie
krótszą, niż zezwalał szkolny regulamin.
- Ile razy podwinęłaś ją w talii?
- Tylko dwa - mruknęła Hannah.
- Czyżby? - Olivia uniosła do góry brwi.
- No dobrze, kilka razy. Wszystkie dziewczyny tak robią.
Kręcąc głową, Olivia opuściła pokój. Nie miała czasu na
jeszcze jedną sprzeczkę. Wychowawczyni Hannah musi sama
tę sprawę rozstrzygnąć.
W obecnych czasach, myślała Olivia, wyprowadzając
samochód z garażu, problem z nastolatkami polega na tym, że
za szybko dorastają. Za szybko przestają być dziewczynkami.
W wieku trzynastu lat stają się już młodymi kobietami lub
raczej wyglądają jak młode kobiety, chociaż emocjonalnie
tkwią jeszcze w dzieciństwie.
Był deszczowy, listopadowy poranek, jeden z takich,
kiedy wydaje się, że nawet słońce ma problemy ze wstaniem.
Wiejące ostatnio silne wiatry ogołociły drzewa, a sterty
poczerniałych liści leżały w ogrodach i na chodnikach oraz
zatykały odprowadzające wodę z dachów rynny.
Olivia i Hannah mieszkały w najstarszej części miasta, w
głębi maleńkiego placyku, w domu z czerwonej cegły
zbudowanym w miejscu, gdzie kiedyś stał klasztor. Dom był z
pewnością zbyt obszerny dla dwóch osób, ale jeszcze rok
temu mieszkała z nimi matka Olivii, zajmując znaczną jego
część.
Olivia nadal nie mogła się pogodzić z jej śmiercią i nie
było dnia, by jej nie wspominała. Teraz też, gdy przejeżdżała
przez plac, patrząc na ogromne, wciąż jeszcze pokryte liśćmi
czerwone buki, myślała o matce, która tak bardzo te drzewa
lubiła.
Na ulicach Wiltshire o tej porze panował ożywiony ruch i
Olivia nie kryła irytacji, gdy po raz trzeci musiała zatrzymać
się na światłach. Kiedy w końcu dotarła do przychodni,
nowoczesnego, parterowego budynku zbudowanego specjalnie
dla mieszkańców Malsonbury, z niezadowoleniem stwierdziła,
że samochody jej wspólników stały już na parkingu. Jedynie
miejsce szefa ośrodka, Jamesa Wilsona, było puste, ponieważ
James po ostatnim ataku serca nadal przebywał na zwolnieniu,
a zastępująca go lekarka po dwóch miesiącach pracy wróciła
do swojego macierzystego szpitala w Lincolnshire.
Samochody należące do pielęgniarek, recepcjonistek i
administratorki ośrodka, Fiony Cliford, również stały na tych
samych co zwykle miejscach i Olivia, idąc w kierunku wejścia
dla personelu, nie miała wątpliwości, że dziś w pracy zjawiła
się ostatnia.
W przychodni było już wielu pacjentów. Jedni czekali na
lekarza, inni chcieli zamówić wizytę lub poprosić o
przepisanie leków, toteż Lauren i Sarah miały zbyt wiele
pracy, by zauważyć, że Olivia przyszła dziś do pracy znacznie
później niż zwykle. Olivia szybko minęła hol recepcyjny i
kiedy po chwili wchodziła do swego gabinetu, w drzwiach
spotkała sekretarkę, Lucy Scofield.
- Dzień dobry, pani doktor - powiedziała Lucy. - Już
zaczynałam się martwić, że coś się pani stało.
- Wszystko w porządku, Lucy - odparła Olivia, rzucając
torbę na biurko. - Coś mnie po prostu zatrzymało.
- Rozumiem. Zostawiłam pocztę na pani biurku i
zabrałam zlecenia z wczoraj. I proszę nie zapomnieć, że ma
pani przed południem spotkanie z nowym zastępcą.
- Przed południem? - Olivia gwałtownie podniosła głowę
znad sterty leżących na jej biurku papierów. - Byłam
przekonana, że ten człowiek przyjedzie dopiero po południu.
- To prawda, ale zjawił się wcześniej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin