Czerwone życiorysy Michnik.doc

(552 KB) Pobierz

 

Czerwone życiorysy



Załgany rodowód Adama Michnika

 

- vel  Aarona Szechtera  [polonica.net]

 

 

 

Prof. dr. hab. Jerzy Robert Nowak

 

 

Magdalenkowa zdrada zydowska

 

"Michnik jest manipulatorem. 

To jest człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny." - Zbigniew Herbert

 

 

 Magdalenkowa zdrada zydowska

koncesjonowany przez SB i PZPR "opozycjonista", dywersant i komunista Adam Michnik - Aaron Szechter
i jego szef gen. Służby Bezpieczenstwa Czesław Kiszczak


 

Załgany rodowód

Jarosław Kaczyński, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to, że potrafi łżeć w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że szczyt łgarstwa osiąga Michnik już przy najnowszych opisach rodowodu swojej rodziny. Kiedy na przykład stara się maksymalnie wybielić postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. I pisze o nim, że czuł się on jak absolutnie polski Polak (Między Panem a Plebanem, Kraków 1995, s. 50). Nie wyjaśnia tylko nigdzie, co ten absolutnie polski Polak szukał w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swą rzekomą dumą z polskiej tożsamości (tamże, s. 50).

Przypomnijmy, że Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już rusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy. Dodajmy, że według książki H. Piecucha: Akcje specjalne (Warszawa 1996, s. 76), ten absolutnie polski Polak Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce. I wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie.

 

 

Podczas tajnych rozmów z komuną w Magdalence, w czasach "reglamentacji" - ...wszystko na kartki
 

Magdalenkowa zdrada zydowska


Od lewej: 

Tadeusz Mazowiecki - Icek Dikman, Lech Walęsa - Lejba Kohne, pijący zdrowie generałów Adam Michnik - Aaron Szechter, Janusz Reykowski i uszczęśliwiony Aleksander Kwaśniewski - Izaak Stoltzman

 

 

Magdalenkowa zdrada zydowska

 

 

Magdalenkowa zdrada zydowska

Od lewej: 

Lech Walęsa - Lejba Kohne, pijący zdrowie generałów Adam Michnik - Aaron Szechter, Janusz Reykowski i szef SB gen. Czesław Kiszczak

 

Komuniści - konfidenci

Według najlepszego jak dotąd opracowania dziejów przedwojennych komunistów pióra Jana Alfreda Reguły (Mitzenmachera), Szechter, bardzo znany działacz KPZU, został aresztowany wraz z grupą innych działaczy KPZU jesienią 1930 r. Jak pisze Reguła: Oskarżeni sypali innych towarzyszy partyjnych (...) przodowali w tym komuniści, zajmujący stanowiska kierownicze (...) okazało się, że ci bohaterowie byli skończonymi tchórzami (J.A. Reguła: Historia Komunistycznej Partii Polski, Warszawa 1934, s. 243). Michnik w wywiadzie z Danielem Cohn Benditem stwierdził: Mój ojciec byl bardzo znanym działaczem komunistycznej partii przed wojną, siedział osiem lat w więzieniu. Po wojnie nie odgrywał żadnej roli. Nie odgrywał, bo nie chciał jej odgrywać (cyt. za: L. Żebrowski: Paszkwil „ Wyborczej", Warszawa 1995, s. 35). Zdaniem Żebrowskiego (op. cit., s. 35): Bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż z powodu zaszłości nie powierzono mu wysokich funkcji partyjnych.

Według Adama Michnika kapo wojnie jego ojciec rzekomo już nie wierzył w komunizm, doskonale wiedział, że cały realny socjalizm to wielkie świństwo i paskudztwo (op. cit., s. 53). A nawet według zwierzeń Michnika o ojcu: Miał on poglądy straszliwie antyreżimowe, antysowieckie, a w związku z tym antykomunistyczne (według: Polityka Polska, grudzień 1990, s. 34). I ten wielki antykomunista Ozjasz Szechter, który uważał realny socjalizm za wielkie świństwo, po wojnie jednak wstąpił do PZPR. Gdy ksiądz Tischner zdziwiony zapytał Michnika o to: Zapisał się, chociaż nie wierzył? Michnik odpowiednio „wyjaśnił": Absolutnie nie wierzył, ale potem to sobie racjonalizował. Skoro nic się nie da poradzić na sowiecką przemoc... (Między Panem... op. cit., s. 51). Ze zwierzeń Michnika w Polityce Polskiej dowiadujemy się również, że od ojca już w pierwszych rozmowach otrzymał niezwykle mocny zastrzyk myślenia antyreżimowego. Był to rzeczywiście „mocny" zastrzyk, jeśli nie przeszkodził Michnikowi już w młodości w działaniu przez lata w komunistycznym „czerwonym harcerstwie" walterowców, a jeszcze podczas swego procesu w 1969 r. w gromkich zapewnieniach, że jest komunistą!

 



Brat - morderca sądowy

W "Między panem a plebanem" (op. cit., s. 50) znajdujemy kolejne łgarstwo Michnika o ojcu: "Przez wszystkie lata bardzo konsekwentnie unikał peerelowskiej kariery". Jak więc wytłumaczyć piastowanie przez Ozjasza Szechtera w czasach stalinowskich stanowiska zastępcy redaktora naczelnego skrajnie serwilistycznego organu związków zawodowych - "Głosu Pracy" (od 1 stycznia 1951 r. do 11 marca 1953 r.). Ciekawe, że szefem Szechtera w tej gazecie kadłubowych związków zawodowych był Bolesław Gebert, ojciec obecnego podwładnego Michnika - Dawida Warszawskiego (Geberta).

Wpływ wychowawczy "wielkiego antykomunisty" Ozjasza Szechtera jakoś nie zaszkodził w PRL-owskiej karierze starszego brata Adama - mordercy sądowego Stefana Michnika. Należy on do grupy stalinowskich katów, którzy winni odpowiadać przed sądem Rzeczypospolitej za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu. Prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz pisał na łamach "Rzeczpospolitej" (z 18 marca 1996 r.) o kapitanie Stefanie Michniku jako członku jednej z dwóch grup sędziów najbardziej odpowiedzialnych za mordercze wyroki. Był on bowiem członkiem grupy sędziów, którzy orzekali wyroki śmierci w sprawach, w których doszło później do pełnej pośmiertnej rehabilitacji osób skazanych na śmierć.


Jeszcze jako młody podporucznik Stefan Michnik został dopuszczony do sądzenia spraw oficerów dużo wyższych od niego stopniem. Niejednokrotnie wchodził do składów sędziowskich w warszawskim Wojskowym Sądzie Rejonowym, który miał najwięcej spraw "ciężkiego kalibru" o wielkim politycznym znaczeniu, oczywiście spraw całkowicie sfabrykowanych. Wyrokował w tzw. sprawach tatarowskich.

 

 Stefan Michnik-Szechter - sądowy morderca


Magdalenkowa zdrada zydowska
Stefan Michnik nie zawiódł pokładanego w nim zaufania. Sądził tak, jak od niego oczekiwano, nieuczciwie i bezwzględnie, wydając surowe wyroki, w tym wyroki śmierci na osoby całkowicie niewinne. I został za to dobrze wynagrodzony, awansując w 1956 r. w wieku zaledwie 27 lat do stopnia kapitana. 

Jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach majora Zefiryna Machalli, pułkownika Maksymiliana Chojeckiego, majora Jerzego Lewandowskiego, pułkownika Stanisława Weckiego, majora Zenona Tarasiewicza, pułkownika Romualda Sidorskiego, podpułkownika Aleksandra Kowalskiego (por. "Dokumenty. Mieczysław Szerer. Komisja do badania odpowiedzialności za łamanie praworządności 10 czerwca 1957", paryskie "Zeszyty Historyczne", 1979, nr 49, s. 156-157, i J. Poksiński, My sędziowie, nie od Boga..., Warszawa 1996, s. 276). 

Wydał w tych procesach surowe wyroki, w tym kilka wyroków śmierci.

Był sędzią między innymi w procesach:

·         majora Zefiryna Machalli (wyrok śmierci, pośmiertnie rehabilitowany)

·         pułkownika Maksymiliana Chojeckiego (niewykonany wyrok śmierci)

·         majora Jerzego Lewandowskiego (niewykonany wyrok śmierci)

·         pułkownika Stanisława Weckiego wykładowcy Akademii Sztabu Generalnego (13 lat więzienia, zmarł torturowany, pośmiertnie zrehabilitowany)

·         majora Zenona Tarasiewicza

·         pułkownika Romualda Sidorskiego redaktora naczelnego Przeglądu Kwatermistrzowskiego (12 lat więzienia, zmarł wskutek złego stanu zdrowia, pośmiertnie zrehabilitowany)

·         podpułkownika Aleksandra Kowalskiego

·         majora Karola Sęki, artylerzysty spod Radomia, przedwojennego oficera, potem oficera Narodowych Sił Zbrojnych (wyrok śmierci, stracony w 1952 roku)

 


10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Michnika majora Zefiryna Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.). Stefan Michnik wydał wyroki śmierci również na byłego polskiego attaché wojskowego w Londynie, pułkownika M. Chojeckiego i na majora J. Lewandowskiego. Ci mieli więcej szczęścia, wyroku nie wykonano. W przypadku płk. Chojeckiego zadecydowało to, że wiceminister MBP Romkowski chciał wykorzystać Chojeckiego jako świadka w innym procesie. Dzięki temu Chojecki dożył 1956 r., a 28 marca 1956 r. jego sprawa została umorzona z powodu całkowitego braku dowodów winy. 8 grudnia 1954 r. zmarł, niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w odbywaniu kary więzienia, skazany przez Michnika na 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki, były wykładowca Akademii Sztabu Generalnego, przez dwa lata więzienia torturowany, pośmiertnie uniewinniony (por. J. Poksiński, TUN, Warszawa 1992 r.).

Ciężkie przejścia więzienne przyspieszyły śmierć innego skazanego przez Michnika (na 12 lat więzienia) płk. Romualda Sidorskiego, byłego naczelnego redaktora "Przeglądu Kwatermistrzowskiego". W marcu 1955 r. ze względu na bardzo zły stan zdrowia udzielono mu przerwy w odbywaniu kary; zmarł wkrótce. Został pośmiertnie zrehabilitowany 25 kwietnia 1956 r.


Wyroki śmierci w głośnych sprawach wysokich oficerów z grupy generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko że te inne wyroki - w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego, są dużo mniej znane. Tak jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka, który miałem możliwość oglądać w listopadzie 1994 r. na wystawie na UMCS w Lublinie, uczestnicząc tam w panelu na temat "Żołnierzy wyklętych" (tj. żołnierzy polskiego niepodległościowego podziemia po 1944 r.). Major Karol Sęk, artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego wojskowego Stefana Michnika w 1952 r.


Stefan Michnik "niewiele rozumiał, ale podpisywał wyroki śmierci i czuwał nad ich wykonaniem". A były to wyroki godzące w najlepszych polskich patriotów. Tak jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czaykowskim, cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów "Oaza-Ryś" na Mokotowie i Czerniakowie. Odznaczonym za bohaterstwo w walce z Niemcami Krzyżem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 r. pod nadzorem porucznika Stefana Michnika (por. opis tej tragedii pióra P. Jakuckiego, "Zamordowany za patriotyzm", "Gazeta Polska", 20 października 1994 r.).

 



Hańba domowa

Myślę, że sprawa brata - stalinowskiego zbrodniarza, stanowi jeden z kluczy, wyjaśniających ciągły flirt Adama Michnika z komunistami po czerwcu 1989 r. Chodziło o łączący go z nimi równie głęboki strach przed rozliczeniami i pełnym pokazaniem "hańby domowej" czy "hańby rodzinnej". Mając stalinowskiego kata w rodzinie, Michnik robił wszystko, aby nie doszło do prawdziwych rozliczeń ze zbrodniami komunizmu, opublikowania ksiąg hańby, bo uznał to za niezwykle groźne dla własnej legendy.

 

Stoltzman i Szechter


Magdalenkowa zdrada zydowska

Przypomnę tu, że Adam Michnik usprawiedliwiał wyroki wydawane przez swego brata (nigdzie nie podając jednak, że chodziło o wyrok śmierci) tym, że: "Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był dwudziestoparoletnim człowiekiem, który niewiele rozumiał z tego, co się działo" ("Między panem...", s. 48). Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach wojskowych nad dużo wyższymi od niego stopniem majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szansę błyskawicznego przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście uległa ona radykalnemu przyspieszeniu - już w wieku 27 lat awansował na kapitana.

 

 

bandyci PRLu

 Magdalenkowa zdrada zydowska

koncesjonowany "opozycjonista" Adam Michnik - Aaron Szechter  (ich człowiek i agent),

gen. SB Czesław Kiszczak, Ireneusz Sekuła i gen. Wojciech Jaruzelski


Przy obrazie rodowodu Adama Michnika warto wspomnieć również o roli jego matki, zaangażowanej komunistki sprzed wojny - Heleny Michnik. 

Po wojnie wsławiła się głównie dogmatycznymi podręcznikami, zalecającymi m.in. jak najskuteczniej walczyć z religią katolicką. Oto przykładowy fragment jej zaleceń zamieszczony w "Komentarzu metodycznym dla klasy IX ogólnokształcącej szkoły korespondencyjnej stopnia licealnego" do podręczników: E. Kosiński "Historia wieków średnich", A.W. Jefimow "Historia nowożytna", S. Missalowa i J. Schoenbrenner "Historia Polski", Warszawa 1953 r.: "(...) Nie wystarczy np. powiedzieć, że Kościół był główną podporą feudalizmu, lecz trzeba to udowodnić. Udowadniać będziecie w ten sposób: Kościół był główną podporą feudalizmu, ponieważ: 1) głosił, że władza królewska pochodzi od Boga, a więc poddanym nie wolno się buntować; 2) głosił wieczność feudalizmu i zasady nierówności społecznej; 3) stosował klątwę kościelną i karał wszystkich występujących przeciwko nierówności społecznej; 4) urządzał krucjaty przeciwko ruchom ludowym, np. przeciwko albigensom we Francji, husytom w Czechach itd.; 5) zwalczał postępową naukę, gdyż podważała ona panujący ustrój (np. potępienie nauki Kopernika, Galileusza itd.); 6) przez hasło 'błogosławieni maluczcy duchem' utrwalał ciemnotę i zacofanie mas ludowych; 7) głosząc, że ci, którzy cierpią na tym świecie, będą zbawieni po śmierci, rozbrajał rewolucyjną walkę mas ludowych" itd. Adam Michnik twierdził, że jego matka wywodziła się z "całkowicie spolonizowanej żydowskiej rodziny", pisał o jej "całkowitej identyfikacji z polskością" ("Między panem...", s. 46-47). 

Nie wyjaśnił tylko, jak pod opieką takich patriotycznych rodziców - ojca jakoby absolutnie "polskiego Polaka" i matki "całkowicie identyfikującej się z polskością" - on sam już w młodości stał się narodowym nihilistą ("Między panem...", s. 91). Pisał sam o sobie, że był narodowym nihilistą i rzekomo przestał nim być po marcu 1968 r.

 

 

 Magdalenkowa zdrada zydowska

dobrzy znajomi:  gen. SB Czesław Kiszczak i "opozycjonista" Adam Michnik - Aaron Szechter


Komunistycznemu rodowodowi Michnika towarzyszyły odpowiednie splendory - wielkie, eleganckie mieszkanie w gęsto obsadzonej przez zaufanych towarzyszy z partyjnej i bezpieczniackiej elity Alei Przyjaciół w Warszawie, dokładnie w tym samym domu, w którym mieszkał były stalinowski minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz (por. "Wprost", 22 listopada 1991 r.). 


prof. Jerzy Robert Nowak



Fragment książki "Czerwone dynastie", prof. dr. hab. Jerzy Robert Nowak, Wydawnictwo MaRoN 2004

 

sumienie narodu ...'wybranego'

Aaron Szechter  - sumienie narodu ...wy... wy... wy... "wybbrrrrrranego" ...

 

 

 

Adam Michnik „Eurołgarz"

W maju 1995 roku doszło do otwartego, bezpośredniego starcia Adama Michnika z przedstawicielami śląskich górników. Michnik przybył wówczas, by zeznawać w obronie byłego szefa MSW - gen. Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci 9 górników z kopalni „Wujek" i zranienie 25 górników z kopalni „Manifest Lipcowy". Widząc Michnika przyjacielsko witającego się z Kiszczakiem, związkowcy śląskiej „Solidarności" zapytali go jak może podawać rękę mordercy górników z „ Wujka"? Górników, którzy strajkowali po to, by wypuszczono internowanych w stanie wojennym, takich jak Michnik. I dodali: Mamy prawo sądzić, że jest pan kupiony.

Półtora roku później w Gazecie Wyborczej z 17 XII 1996 r. Michnik gwałtownie zaatakował oświadczenie Komisji Krajowej „Solidarności", domagającej się, by wreszcie stało się zadość tak długo oczekiwanej sprawiedliwości w sprawie zamordowania górników z kopalni „Wujek". Dla Michnika żądanie Nadzwyczajnego Trybunału rozliczenia stanu wojennego jest czymś wyjątkowo niegodziwym, jest drwieniem z cierpień tych, którzy zginęli. Za to nie jest dla niego drwieniem dotychczasowa parodia wymiaru sprawiedliwości i bezkarność zbrodniarzy, odpowiedzialnych za śmierć górników z „Wujka" i jakże wiele innych PRL-owskich zbrodni.

Jak zrozumieć ten tak nikczemny komentarz człowieka, który kiedyś był jednym z idoli dla wielu osób ze środowisk „Solidarności"? Prezentowany niżej tekst jest próbą pokazania uwarunkowań, które wpłynęły na taką postawę Michnika, prawdziwego homo sovieticus, który nigdy faktycznie nie wyzwolił się spod ducha skrajnej komunistycznej nietolerancji wobec wszystkich inaczej myślących.

Niewiele osób w Polsce może się „poszczycić" takim, jak Michnik zafałszowaniem swego życiorysu, równie starannym przemilczaniem rzeczy wstydliwych i eksponowaniem „blasków". Czyż można się jednak temu dziwić w przypadku osoby przez ponad osiem i pół roku kierującej najpotężniejszą trybuną prasową, jaką jest GW i korzystającej z ciągłej reklamy, robionej mu przez wdzięcznych podwładnych? Dziennikarka Irena Lasota, niegdyś bardzo bojowa towarzyszka Michnika w ruchu marcowym 1968 roku, w listopadzie 1991 r. w obszernym, udokumentowanym artykule wyraziła całe swe obrzydzenie nieustającym reklamowaniem Michnika na łamach jego własnej gazety (I. Lasota: Niewidzialny redaktor, Tygodnik Solidarność l XI 1991 r.). Niewiele się odtąd zmieniło.

Uznany w swoim czasie przez Żydów amerykańskich za „Żyda roku" i super-Europejczyka przez polskie lobby filosemickie, Michnik wciąż cieszy się wyjątkową klaką w najbardziej wpływowych mediach. By przypomnieć choćby serię ośmiu czy dziewięciu audycji telewizyjnych Jerzego Markuszewskiego, puszczanych wieczorami ku skrajnemu zanudzeniu telewidzów. Sam Michnik doszedł wręcz do krańców próżności i samouwielbienia, i potrafi już tylko zapewniać, iż nie ma cienia wątpliwości, że Jezus go umiłował (GW24-26 XII 1994 r.).



Pochodzę z żydokomuny

Środowisko G W od lat z niezwykłą zaciętością zwalcza wszelkie przejawy stosowania pojęcia „żydokomuna", piętnując je jako przejaw antysemityzmu. Cóż, komunizm stał się rzeczą bardzo wstydliwą i teraz już nikt nie chce się do niego przyznać ani Jaruzelski, ani Kwaśniewski czy Rakowski. Bardzo wstydliwe stało się też pojęcie żydokomuny. Tym ciekawsze na tym tle może być więc przypomnienie wypowiedzi Michnika z 1988 roku, a więc jeszcze przed światowym załamaniem się komunizmu. W nowej sytuacji Michnik potrafił jeszcze szczerze wyznawać w katolickim piśmie Powściągliwość i Praca (nr 6, 1988 r.): (...) Jak na pewno wiecie, środowiskiem, z którego pochodzę, jest liberalna żydokomuna. To jest żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowisk żydowskich i byli przed wojną komunistami. Być komunistą znaczyło wtedy coś więcej niż przynależność do partii to oznaczało przynależność do pewnego języka, do pewnej kultury, fobii, namiętności. Niejednokrotnie spierając się z moimi kolegami, którzy wywodzili się z podobnego środowiska właśnie w kontekście dyskusji o mojej książce — mówiłem im: zastanówcie się, jak trudno jest wam wziąć się za łeb z syndromem żydokomuny l Dlaczego? Dlatego, że widzicie nie tylko paskudztwo jego skutków, ale też wszystkie żeby tak rzec realne wartości motywacyjne, które niesie: nadzieję na sprawiedliwość społeczną, przekonanie dłużników, że trzeba się angażować po to, aby zmieniać świat i czynić go lepszym... Do tego wszystkiego jesteście przywiązani i nie godzicie się na zniszczenie całej tej tradycji  en bloc(...).

Trzeba przyznać, że w tym cytacie Michnik jawił się już jako ktoś znacząco wyprzedzający myślowo swoje środowisko, ciągle jeszcze (w 1988 roku!) przekonane o wartości tradycji żydokomuny i jej broniące. I dopiero Michnik musiał je przekonywać o tym, że tradycja ta jest bardzo niewygodna i konieczna do odcięcia. Oczywiście do odcięcia tylko słownego, na pokaz, bo sam komunizm pozostał dla Michnika czymś, co dalej jakże uparcie lubi idealizować. Z jakimż rozczuleniem wspominał w początkach 1992 roku w rozmowie z generałem Jaruzelskim, fałszywie generalizując: Najświatlejsze umysły na Zachodzie popierały komunizm (G W25-26 IV 1992 r.).

Fałszywie generalizując, bo można wyliczyć cały szereg najświatlejszych umysłów na Zachodzie od Camusa po Orwella, Dos Passosa i Steinbecka, które nie tylko, że nie popierały komunizmu, ale go gorąco zwalczały. Nie mówiąc o traktujących komunizm z odrazą najświatlejszych umysłach na Wschodzie od Pasternaka, Bułhakowa i Sołżenicyna, poprzez Tatarkiewicza i Herberta po Kodalya.

 



Komunistyczna zaprawa w młodości

W kierowanym przez Kuronia „czerwonym harcerstwie" młody Michnik przeżywał nastrój komsomolskich idealistów. Wspominał jeszcze w 1984 roku: Bez sentymentu nie umiem myśleć o tej gromadce chłopców i dziewcząt, która latem 1958 roku w czerwonych chustach nawiedzała chłopskie zagrody, śpiewając piosenki po rosyjsku i żydowsku. Ksiądz Tischner, komentując wspomnienie Michnika, zauważył: Jestem trochę zdziwiony. Kiedy wyobrażam sobie to lato 1958 roku i tych biednych chłopów, którzy dopiero co odzyskali ziemię, dopiero się podnieśli, bo jeszcze dwa lata wcześniej byli zrównani z ziemią, i pewnie po prostu bali się przegnać was kijami, to mam uczucie mieszane (Między Panem..., op. cit., s. 56). Michnik tłumaczy się w odpowiedzi: Ależ ja o tym piszę. Czytaj dalej „Było w tym bezczelne wyzwanie, rzucone potocznej świadomości, było też głębokie niezrozumienie pokaleczonej narodowej pamięci"... Tylko, że my tego wówczas nie rozumieliśmy(...).

 



Pod bokiem czerwonego inkwizytora

Po kilku latach „czerwonego harcerstwa" Michnik przeżywa kolejny etap wtajemniczenia w politykę, tym razem w rozkręcanym pod patronatem dawnego stalinowskiego inkwizytora nauki Adama Schaffa Klubie Poszukiwaczy Sprzeczności przy stołecznym ZMS.

Klub skupił dzieci różnych komunistycznych prominentów, między innymi syna ówczesnego I sekretarza KW PZPR Andrzeja Titkowa. Klub w końcu został rozwiązany, ale Michnik już coraz ambitniej przechodzi do pierwszego szeregu „intemacjonalistycznego" nurtu studentów UW. Nurtu, który krytykuje różne oficjalne rozwiązania z pozycji trockistowskich (popularyzując głównie trockistowski List otwarty Kuronia i Modzelewskiego).

 



Komunistyczna Polska to moja Polska

W rozmowie z Danielem Cohn Benditem w czerwcu 1988 Michnik stwierdził: Nie będę ukrywał, że coś mieliśmy wspólnego z trockizmem. I dodawał: Należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska (por. L. Żebrowski: op. cit., ss. 25, 26). Jeszcze w 1995 roku przyznawał w rozmowie z księdzem Tischnerem: "Normalny człowiek z normalnego domu kiedy kończył szkołą, wiedział, że ci rządzący komuniści to są oprawcy, zbrodniarze, że mogą zabić, złamać życie. To rodziło strach. Ja uważałem, że komuniści wprawdzie popełniają pewne błędy ideologiczne, bo nie dość uważnie przeczytali Marksa oraz Lenina, ale, że to da się naprostować. Wystarczy ich trochę oświecić, przekonać, zmusić do czytania (...) (Między Panem..., op. cit., s. 91).

 



Przeciw Narodom i Kościołowi

Od przeważającej większości Polaków różniła Michnika i jego otoczenie również skrajna, absolutna niechęć do patriotyzmu i Kościoła katolickiego. Mówienie o narodzie i polskości było dla Michnika czymś jak mówienie do ślepego o kolorach. Bardzo wymowna pod tym względem była jego reakcja na stanowcze potępienie przez Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego w styczniu 1963 roku nihilistyczno-kolaboranckiego artykułu Stanisława Stommy. Przedstawił on na łamach TP Powstanie Styczniowe i inne powstania polskie jako niepotrzebne i chore wytwory polskich kompleksów antyrosyjskich. Oburzony Prymas Polski powiedział we wspaniałym kazaniu 27 stycznia 1963 roku, że nie chodziło w tych powstaniach żaden narodowy kompleks, ale o niezbywalne prawa Narodu do wolności samostanowienia o sobie. Michnik dosłownie niczego z tego nie zrozumiał. Przyznawał w książce Między Panem a Plebanem (s. 168): Nikt z nas nie potrafił wówczas zrozumieć, co się Prymasowi stało. Wyszyński miał jednak lepszą intuicję niż warszawscy inteligenci. Czuł już, że rodzi się jakaś nowa tożsamość, że słowo „naród" odzyskuje swoje miejsce w politycznym myśleniu Polaków. Jak widać Michnik dalej niewiele rozumie z postawy Prymasa Tysiąclecia.

W rzeczywistości kardynał Wyszyński nie musiał się bowiem wcale przystosowywać do nowej sytuacji, bo zawsze głęboko odczuwał takie słowa, jak Polska i Naród w przeciwieństwie do antynarodowych „michnikowców". Wszak pierwszy powiedział, na dwadzieścia lat przed słynną pieśnią Pietrzaka Żeby Polska... - w kazaniu na Jasnej Górze w czerwcu 1958 roku: Aby Polska Polską była! Aby w Polsce po polsku się myślało.

Cóż z tego mógł pojąć Michnik, który w rzeczywistości nigdy nie przestał być narodowym nihilistą (przynajmniej w odniesieniu do historii Polski), w ostatnich latach wręcz wyspecjalizowanym w zagranicznych donosach na Polskę. Nie mógł pojąć polskości człowiek wychowany od kolebki na luksemburgizmie (vide obrona przez Michnika pod pseudonimem A. Zagozda poglądów Róży Luksemburg na łamach Więzi w 1975 r., nr 9).

Szczególnie skrajne było zacietrzewienie Michnika i jego środowiska przeciw Kościołowi katolickiemu i kardynałowi Wyszyńskiemu. Przedstawiali go jako skrajnego wstecznika i popierali ideologiczną wojnę PZPR przeciw Kościołowi. Także i w najostrzejszym punkcie tej wojny po ogłoszeniu Listu biskupów w 1965 roku. Michnik wsławił się wówczas gwałtownym atakiem na kardynała Wyszyńskiego na łamach Argumentów, atakiem odzwierciedlającym, jak przyznawał po latach, głębię myśli kompletnego troglodyty (Między Panem..., op. cit., s. 73). Już w 1977 roku „samokrytycznie" oceniał w wydanej w Paryżu książce Kościół, lewica, dialog (s. 61) swój udział w potępianiu listu biskupów polskich z 1965 roku: (...) w tym nieprzyzwoitym spektaklu sam wziąłem udział i na samo wspomnienie rumienię się ze wstydu. Wstydzę się swojej głupoty (...). W innych częściach tej książki (s. 31 i 139) Michnik tak pisał o swoim środowisku lewicy laickiej: (...) Popieraliśmy politykę represji, często okrutnych, widząc w niej drogą do „ nowego wspaniałego świata ", oskarżaliśmy Kościół o reakcyjność i wszystkie inne grzechy główne, nie bacząc na to, że w atmosferze totalitarnego zniewolenia Kościół bronił prawdy, godności i wolności człowieka (...). Tradycyjnie przywykliśmy sądzić, że religijność i Kościół to synonimy wstecznictwa i tępego Ciemnogrodu. Z tej perspektywy wzrost indyferentyzmu religijnego traktowany był przez nas jako naturalny sojusznik umysłowego i moralnego postępu. Pogląd taki sam byłem jego wyznawcą uważam za fałszywy (...).

Warto uważnie przeczytać tę „samokrytykę" Michnika, gdyż cała linia GW w sprawach religii i Kościoła od 1989 roku była i jest faktycznym bardzo zręcznym rozwinięciem tej samej postawy antykościelnej, za którą tak się kajał na pokaz w powyższej wypowiedzi. Faktem jest, że w połowie lat sześćdziesiątych Michnik jeszcze nawet nie próbował ukrywać tego, iż uważa, że wszystko, co pochodzi od episkopatu katolickiego, jest reakcyjne, nacjonalistyczne i perfidne (jak przypomniał w interesującym szkicu o Michniku Adam Krzemiński na łamach Polityki z 18 maja 1989 roku).

Oderwanie Michnika i jego środowiska od przeważającej części polskiego społeczeństwa przyniosło fatalne skutki w 1968 roku. „Michnikowcy" dali się wówczas wciągnąć w perfidną pułapkę „moczarowców" i nieświadomie ułatwili ich grę dla umocnienia polityki „twardej ręki" w Polsce. Najgorsze skutki przyniósł fakt, że pochodzący z prominenckich rodzin „michnikowcy" nie umieścili w swym programie z 1968 r. żadnych postulatów gospodarczych i społecznych, które by mogły rzeczywiście pociągnąć polskie społeczeństwo, zmęczone wyrzeczeniami okresu późnego Gomułki (na zaledwie dwa lata przed wybuchem społecznym na Wybrzeżu!). Tragicznie rozbity ruch studencki „owocował" represjami, w tym pierwszym paroletnim więzieniem Michnika.

 



Z daleka od Radomia i Ursusa

Wydarzenia 1976 roku, czas Radomia i Ursusa, Michnik spędza daleko od Polski. Przebywa rok we Francji na zaproszenie Jeana Paula Sartre'a, akurat wówczas przeżywającego jeden z najbardziej fanatycznych okresów ultralewicowości. Michnik jest wielokrotnym gościem paryskiej Kultury, słynnego Maisons Laffitte, poznaje ogromną liczbę ludzi, zdobywa znajomości, które okażą się później wprost bezcenne dla nagłaśniania poza Polską ludzi związanych z opozycją z tzw. lewicy laickiej. Wiele podróżuje. Zygmunt Hertz w liście do Miłosza z 30 XI 1976 r. wspomina, że Michnik właśnie narozrabiał jak pijany zając we Włoszech, i podziwia jego rozmach.

Po powrocie do Polski Michnik odgrywa znaczącą rolę w ożywieniu związanego z KORem ruchu prasowego i książkowego (NOWA), wykładach Latającego Uniwersytetu, ale także i w nasileniu konfliktu ze środowiskami niepodległościowymi (grupą Głosu etc.). W tym czasie Michnik bardzo mocno deklaruje chęć dialogu z Kościołem katolickim w Polsce, jego wydana w 1977 roku w Paryżu książka Kościół, lewica, dialog przynosi tony pełnego pokory samobiczowania za dawny antyklerykalizm własny i swojego środowiska. Swą samokrytyczną ekspiacją Michnik umie utorować sobie drogę do licznych środowisk katolickich. Nie zdają one sobie bowiem sprawy, że chodzi wyłącznie o manewr taktyczny, by zyskać poparcie Kościoła dla ciągle jeszcze czujących swą słabość „Europejczyków" z opozycji.

&...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin