Dariusz Kos Prawo norymberskie.odt

(29 KB) Pobierz

 

Prawo norymberskie dla palących

Dariusz Kos

 

 

 

Nazistowską ustawę przeciw palaczom tytoniu przygotowali posłowie z Komisji Zdrowia polskiego parlamentu. Zapalić papierosa, pykać fajkę czy delektować się cygarem nie będzie można praktycznie nigdzie. Nawet w samochodzie, jeśli jest służbowy. Palacze tytoniu mają być traktowani jak Żydzi w hitlerowskich Niemczech. Tymczasem państwo polskie na konsumentach tytoniu zarabia miliardy złotych. Na dodatek to palacze ratują budżet i finansują leczenie innym, choć sami traktowani są dość podle.

Już dziś palacze w Polsce nie mają łatwego życia. Na ulicach, pod biurowcami można zobaczyć zimą zmarzniętych ludzi, opatulonych w dreszcze, z trzęsącymi się rękami. To napiętnowani palacze papierosów, zmuszeni do wyjścia na zewnątrz, by „pociągnąć dymka”. W niektórych biurowcach można spotkać ludzi kucających na schodach lub okupujących całe klatki schodowe, by zapalić papierosa. W expresach polskich kolei dorośli ludzie zamknięci w toaletach przed wścibskim wzrokiem konduktora przypominają sobie szkolne czasy, gdy ukryci przed nauczycielem odpalali „fajka”. Nie lepiej jest w Sejmie, gdzie ustawiono dla palaczy specjalne przeszklone, małe kabiny, których nikt nie sprząta. Palący posłowie w malutkich klatkach równi są wtedy palącym sprzątaczkom. Palacze wyrobów tytoniowych są w Polsce obywatelami drugiej kategorii. Cały czas trwa na nich nagonka. Dochodzi do sytuacji, iż lekarze odmawiają leczenia chorego, jeśli dowiedzą się, że mają do czynienia z palaczem papierosów.

W mediach ciągle słychać narzekania na palaczy. Po prostu ten, kto pali, jest człowiekiem gorszym. Polski rząd z kolei ustanawia oficjalne programy dręczenia swych obywateli za sam fakt palenia tytoniu. Sytuacja w Europie, w tym i w Polsce, przypomina nazistowską nagonkę na Żydów, zanim zaczęto ich mordować w obozach koncentracyjnych.

Zakazać wszystkiego

Posłowie z sejmowej Komisji Zdrowia zakończyli właśnie prace nad projektem nowelizacji ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych. Nowe prawo zakaże palenia wyrobów tytoniowych praktycznie wszędzie. Nie będzie można zapalić papierosa, cygara czy pykać z fajki w żadnych miejscach publicznych, a więc np. w kawiarniach, restauracjach, pubach i dyskotekach. W miejscach pracy także nie będzie wolno palić, a dodatkowo nie będzie można wyznaczyć żadnego miejsca do palenia. Hotele, pensjonaty, domy wypoczynkowe czy młodzieżowe hostele też nie będą mogły pozwalać na konsumpcję wyrobów tytoniowych. Nawet w samochodzie, jeśli jest służbowy, będzie obowiązywał zakaz palenia. Jedyne miejsce, gdzie będzie można delektować się tytoniem, to własne mieszkanie lub dom. Ale już nie ogród. Projekt nowego prawa wprowadza także cenzurę. W internecie nie będzie można sprzedawać tytoniu i jego wyrobów, a w prasie, radiu czy telewizji nie będzie wolno pisać i mówić o paleniu. Nawet nie będzie można wydawać gazety o wyrobach tytoniowych ani założyć witryny internetowej czy forum dla koneserów np. cygar. Po prostu wszystko będzie zakazane. Będzie wolno jedynie sprzedawać wyroby tytoniowe. To już nie dziwi, jeśli przyjrzymy się, ile palacze wpłacają pieniędzy z podatków do budżetu państwa.

Miliardy od palaczy

Mimo zmasowanej nagonki na konsumentów wyrobów tytoniowych, traktowania ich jako obywateli drugiej kategorii, wrzasków na temat skutków „biernego palenia” i innych represji palacze oddają do budżetu państwa mniej więcej tyle samo pieniędzy co właściciele samochodów. Wyroby tytoniowe obłożone są podatkiem akcyzowym, którego stawka rośnie co roku o ok. 20%! W 2003 roku palacze tytoniu wpłacili z tego tytułu do państwowej kasy prawie 8,5 mld złotych. W 2009 roku wpływy z podatku akcyzowego od tytoniu to już ponad 15 mld złotych. Mniej więcej tyle samo wyniosły wpływy z akcyzy na paliwa. Do tego doliczmy jeszcze podatek VAT. To jakieś 5 mld zł ze sprzedaży paczek papierosów. Doliczając pozostały tytoń – do skręcania, do fajek, cygara oraz cygaretki – otrzymamy prawie 6 mld zł wpływów z podatku VAT od palaczy. W 2009 roku ta jedna z najgorzej traktowanych grup obywateli oddała państwu w formie podatków 21 mld zł ze swoich pieniędzy. Lecz to nie wszystkie wpływy budżetowe od palaczy. Państwo czerpie jeszcze podatki z wyrobów „okołotytoniowych”, czyli ze sprzedaży zapalniczek, gazu i benzyny do nich, fajek, etui na papierosy, tytoń, sprzęt fajkowy itp. akcesoriów. Także inne gałęzie przemysłu czerpią zyski z branży tytoniowej. W końcu do produkcji papierosów potrzebna jest bibuła i papier na opakowania, czyli przemysł papierniczy i drzewny odprowadza podatki od swych wyrobów zakupionych przez palaczy tytoniu. Można więc spokojnie uznać, iż około 25 mld zł rocznych wpływów pochodzi od konsumentów tytoniu.

Tytoń ratuje budżet

Zwolennicy nazistowskiego prawa ciągle powtarzają, iż koszty leczenia palących tytoń i akcji propagandowych o szkodliwości jego konsumpcji przewyższają wszystkie wpływy podatkowe ze sprzedaży i produkcji tytoniu trzy-, a nawet czterokrotnie. W 2007 roku takie właśnie wyliczenia przedstawił Tadeusz Parchimowicz z Departamentu Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia. Tymczasem biuro prasowe NFZ twierdzi, iż nie można policzyć, ile kosztuje leczenie chorób wywołanych paleniem tytoniu, a tym bardziej nie wiadomo, ile kosztuje leczenie „biernego palenia”. Zatrzymajmy się przy wyliczeniach p. Parchimowicza z Ministerstwa Zdrowia. Według niego, trzykrotnie, a nawet czterokrotnie więcej pieniędzy budżet wydaje na walkę ze skutkami palenia, niż wynoszą wpływy od palaczy. Jeśli więc rocznie palacze wpłacają około 25 mld zł, to na walkę z paleniem tytoniu państwo polskie musi wydawać rocznie, wg wyliczeń urzędnika Ministerstwa Zdrowia, 75-100 mld zł!!! To wierutna bzdura. Całoroczny budżet NFZ na ten rok ma wynieść ok. 52 mld zł. Gdyby trzymać się wyliczeń p.Parchimowicza, należałoby wnioskować, że NFZ leczy tylko palaczy i choroby wywołane paleniem. Z kolei z corocznych informacji rządu na temat walki z paleniem tytoniu przedstawianych Sejmowi wynika, iż na akcje propagandowe, jak za czasów Hitlera czy Stalina, przeznacza się rocznie trochę ok. 2,5 mln zł.

Z tych liczb wynika za to coś innego. Prawie połowa pieniędzy wydawanych przez państwo na leczenie wszystkich Polaków pochodzi od palaczy tytoniu. Finansują więc oni leczenie innym osobom – także tym, które palaczy traktują dość podle i wymyślają, jak im uprzykrzyć życie. Teraz powinni się zreflektować i raczej im dziękować.
25 mld zł to połowa tegorocznego deficytu budżetu państwa. Jeśliby więc wszyscy palacze nagle rzucili palenie i zaprzestali kupowania wyrobów tytoniowych, nastąpiłoby załamanie finansów państwa. Brak miliardów złotych od konsumentów tytoniu przy obecnej strukturze wydatków stanowiłby poważny problem, który groziłby największym kryzysem finansowym w Polsce – drugą Argentyną.

Pierwsi byli naziści

Nad tym wszystkim nie zastanawiają się następcy Adolfa Hitlera, którzy chcą wprowadzić w Polsce nazistowskie prawo. Bowiem jakoś się nie wspomina, że pierwszym politykiem, który postanowił wykorzystać aparat państwa i prawo do walki z paleniem tytoniu był właśnie szef NSDAP i niemiecki dyktator. Po dojściu do władzy Hitler rozpoczął pierwszą w cywilizowanych krajach rządową kampanię przeciw palaczom. Jej częścią było wprowadzenie ustaw dyskryminujących palaczy i zakazujących palenia w miejscach publicznych. Z kolei propaganda nazistowska porównywała palaczy do Żydów i przedstawiała palenie jako brudny zwyczaj Żydów, Cyganów, Murzynów i Indian, a więc „podludzi”. To właśnie wprzęgnięcie państwowej machiny w walkę z konsumentami tytoniu jest pomysłem nazistów i tym samym nazistowską metodą propagowania tej totalitarnej ideologii. Hitlerowskie władze wprowadziły zakaz palenia w urzędach, transporcie publicznym, na uczelniach i w szkołach, w domach wypoczynkowych, urzędach pocztowych, w wielu restauracjach i barach, w szpitalach i miejscach pracy, a rząd przyznawał nagrody urzędnikom, którzy rzucili nałóg. Zakazano reklamy wyrobów tytoniowych i wszystkiego, co z nimi związane. Propaganda dr. Goebbelsa wezwała do niepalenia w prywatnych samochodach i rozpoczęła wielką akcję plakatową przeciw palaczom, a do programów szkolnych wprowadzono obowiązkowe lekcje z zagrożeń dla aryjskiej rasy wynikających z palenia tytoniu. Hitlerowscy naukowcy pisali prace dowodzące np., że palenie papierosów powoduje „samoistne poronienia” i uszkodzenia płodów.

Palące kobiety były przedstawiane w naukowych opracowaniach jako nie nadające się na żony i matki dla prawdziwych Niemców. Oczywiście na tytoń Hitler nałożył najwyższe w Europie podatki. Nie mówi się też o innym przerażającym fakcie. Otóż określenia „bierne palenie” pierwszy użył hołubiony przez samego Hitlera i nazistów Fritz Lickint z Drezna, który stanął na czele założonej przez narodowych socjalistów Ligi Antynikotynowej. Organizacja ta miała wymyślać naukowe uzasadnienia zakazów palenia. Sam Fritz Lickint opublikował także pracę, która miała udowodnić, iż picie kawy powoduje raka tak samo jak palenie tytoniu.

Uchronić cywilizację

Jak widać, walka z palaczami została już dość dobrze przećwiczona przez oficerów SS i Gestapo oraz naukowców, którzy swą przyszłość widzą tylko i wyłącznie w komitywie z władzą i na jej potrzeby są w stanie udowodnić każdą tezę. Europejska cywilizacja pali od przeszło 500 lat i w tym czasie średnia długość życia cały czas wzrasta, a nie spada. Także populacja ludzka przyrasta, zamiast się zmniejszać. Jeśli w końcu nie przerwie się obłędnego napuszczania niepalących na palących, jeśli nie przerwie się obłędnej nagonki na palaczy tytoniu – prędzej czy później zacznie się to, do czego doprowadziły rządy nazistów. Obozy koncentracyjne znów zaczną działać.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin