Katherine Stone HAPPYEND Przekład Marta Dmitnik ANBER Tytuł oryginału HAPPY ENDINGS Redakcja stylistyczna EUGENIUSZ MELECH Redakcja techniczna ANNA BONISŁAWSKA Korekta URSZULA KARCZEWSKA Ilustracja na okładce MARAIS CAUSSEN Opracowanie graficzne okładki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER Skład O AMBER Informacje o nowociach w ksišżkach Wydawnictwa AMBER oraz możliwoć zamówienia możecie Państwo znaleć na stronie Intemetu http://www.amber.supermedia.pl Copyright (c) 1994 by Katherine Stone Ali rights reserved For the Polish edition (c) Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 2000 ISBN 83-7245-268-7 1 Century City, Kalifornia Pištek, 10 marca Kochać cię, Raven? Kochać ciebie? To jakby kochać lodowiec. Nie, lodowiec by z czasem roztajał. Ale nie ty..." Brzęczek interkomu na jej biurku przerwał bolesne wspomnienie okrutnych słów Michaela. Na szczęcie i we właciwym momencie, pomylała Raven, zmuszona do porzucenia rozważań o przeszłoci i do skupienia się na teraniejszoci. Była w pracy. Absolutnie nic nie usprawiedliwiało tego, że pozwalała, aby jej myli dryfowały od teraniejszoci do czasu minionego, od spraw zawodowych do osobistych. W elegancko urzšdzonym biurze, zawieszonym symbolicznie ponad Alejš Gwiazd, była tš sławnš Raven Winter - doradcš gwiazd. Pomylała ponuro, że w pracy miała być włanie zimnym, nieustępliwym, pozbawionym serca lodowcem, o co z takim okrucieństwem oskarżał jš Michael. Wzięła głęboki oddech, zanim nacisnęła guzik interkomu. Może wielki haust powietrza z pokoju, w którym przeprowadzała pertraktacje w sprawach wielomilionowych umów, pozwoli zapomnieć o bólu. - Słucham? Czuła niepewnoć w swoim głosie. Przysłuchujšc się słowom sekretarki, jeszcze raz głęboko odetchnęła. - Barbara Randall na linii pierwszej. Kierowniczka działu kontraktów nowojorskiego wydawnictwa nie musiała się przedstawiać. Barbara, także prawniczka, była osobš, z którš Raven miała do czynienia, kiedy klient - który z największych hollywoodzkich producentów, reżyserów lub aktorów - chciał kupić prawa do sfilmowania ksišżki, wydanej przez jej firmę. Zwykle to Raven inicjowała rozmowy, ale tym razem dzwoniła Barbara, prawdopodobnie w sprawie ksišżki, która dopiero miała się ukazać. Raven podziękowała sekretarce, wzięła kolejny głęboki oddech i wcisnęła pulsujšcy przycisk na telefonie. - Dzień dobry, Barbaro. Poczuła ulgę; jej głos znowu brzmiał normalnie: entuzjastycznie i zarazem chłodno, przyjanie i profesjonalnie. A przede wszystkim wyczuwało się w nim pewnoć siebie. - Dzień dobry, Raven. Dzwonię w sprawie Darów miłoci. Raven wyczuła w głosie, który witał jš z drugiej strony kontynentu, niepewnoć, równie nietypowš dla Barbary Randall, jak dla Raven Winter. Tak jak Raven Barbara była arbitralnym negocjatorem, ekspertem w rozgrywaniu partii szachów, w których każdy pionek wart był miliony, a zmierzano nie do pokonania przeciwnika, lecz do remisu. Pertraktacje w sprawie Darów miłoci były twarde, ale w końcu każda ze stron osišgnęła wszystko, co mogła - i ustšpiła na tyle, na ile musiała. Kiedy osišgnięto możliwie najlepsze porozumienie, został podpisany kontrakt. Jason Cole uzyskał wyłšczne prawo do zrobienia filmu opartego na tym bestsellerze. - Sš jakie problemy, Barbaro? - Chyba nie. Mam nadzieję, że nie. Włanie dzwoniła Lauren Sinclair. Poczštkowo, kiedy wydawnictwo poinformowało jš o umowie, była zadowolona, że jej ksišżkę wybrał włanie Jason Cole. Kto mógłby być lepszy? Ale teraz ma wštpliwoci. Niepokoi się, że on zechce wprowadzić jakie zmiany. - Ma do tego prawo. Sšdziłam, że o prawach do filmowania decyduje wydawnictwo, a nie pani Sinclair. - To prawda, ale zawarlimy kontrakt bez porozumienia z niš. To był mój błšd. Rzecz jasna, wcale nie musielimy się z niš konsultować i, szczerze mówišc, nie przyszło mi to nawet do głowy. - Raven usłyszała, że Barbara nabiera powietrza, jak gdyby miała nadzieję, że zaczerpnie pewnoci siebie i wraz z wydechem pozbędzie się niepokoju. Nie całkiem jej się to udało. -Wiem, że to skończona sprawa. Dzwonię, żeby dowiedzieć się, czy istniejš jakie kwestie sporne. - Chcesz, żebym spytała Jasona, czy zamierza wprowadzić zmiany? - Zrobiłaby to? Sama wiele razy próbowałam się do niego dodzwonić w cišgu ostatnich pięciu dni, ale nic mi z tego nie wychodziło, jakbym stale napotykała jakš kamiennš cianę. Na ustach Raven pojawił się lekki umiech. Jason Cole nie był włacicielem studia Gold Star. W gruncie rzeczy dzięki wynegocjowanej przez niš umowie na cztery filmy, wartej setki milionów, można by twierdzić, że to Jason należy do Gold Star. Niemniej jednak, gdy ten aktor, zdobywca Oscarów (zdobywał je także, gdy stał się scenarzystš i reżyserem) pojawiał się w studiu, każdy, kto podnosił słuchawkę, zdawał sobie sprawę, że musi surowo "przewietlać" wszystkie telefony do Jasona. Na większoć telefonów, nawet od najsłynniejszych gwiazd Hollywood, nigdy nie odpowiadano, a osoby obce zawsze były ignorowane. Ale Raven Winter zawsze łšczono z Jasonem Coleem - i to bezzwłocznie. - Z przyjemnociš porozmawiam z Jasonem, Barbaro. Ale może jeszcze nie mieć żadnych planów co do Darów miłoci. Włanie kończy montować Szmer fal, za trzy tygodnie pojedzie do Hongkongu, gdzie przez dwa miesišce będzie kręcił sceny plenerowe do Nefrytowego pałacu, a potem czeka go jeszcze jeden film przed Darami miłoci. - Może więc upłynšć sporo czasu, zanim zdołam uspokoić Lauren Sinclair. - Tak. - Raven nie zamierzała upiększać prawdy, choć mogła to zrobić. Być może nigdy nie dojdzie do tego "uspokojenia". O ile znała Jasona, mógł chcieć wprowadzić zmiany. - Ale spróbuję porozmawiać. Czy co jš konkretnie niepokoi, może podejrzewa, co Jason chciałby zmienić? - Czytała tę ksišżkę? Oczywicie, że nie, pomylała Raven, bez najmniejszego poczucia winy czy chęci usprawiedliwienia się. Była prawnikiem, nie agentem literackim. Włšczała się do działania wtedy, gdy praca agenta - omawianie pomysłów, sposobu narracji, ocena jakoci działania - była zakończona i obie strony chciały zawrzeć umowę. Zadaniem Raven było wynegocjowanie ceny umowy, a potem opracowanie kontraktu. Nie znała Darów miłoci, ale czytała kilka entuzjastycznych recenzji. Tłem tej ksišżki o miłoci była wojna w Wietnamie. Krytycy porównywali panoramę i ładunek emocjonalny powieci do klasycznych sag wojennych: Przeminęło z wiatrem, Casablanki i Doktora Żywago. I nawet ci, którzy woleli niepokoje i udręki typowe dla "prawdziwej" literatury, wynosili Dary miłoci pod niebiosa pomimo ich szczęliwego zakończenia. Raven nie miała wštpliwoci, że to naprawdę wspaniała ksišżka, co nie znaczyło, żeby chciała jš przeczytać. To w gruncie rzeczy romans. A Raven Winter nie czytywała romansów. Może powinna? Nie, od tego nie będzie lepsza w swoim zawodzie. Raven Winter, doradca prawny, nie mogła być już lepsza. Wiedziała o tym dobrze, ale ten wewnętrzny głos przypominał o wszystkich jej przegranych i wszystkich jej wadach. - Nie czytałam - przyznała cicho. - Ale znam trochę treć. Akcja toczy się w Wietnamie, jest to historia miłoci pomiędzy żołnierzem i lekarkš chirurgiem. - Samem i Savannah - uzupełniła Barbara. Najwyraniej nie tylko czytała powieć, ale -jak miliony czytelników - widziała w nich co więcej niż fikcyjne postaci. Sam i Savannah tak jak Rhett i Scarlett, Jurij i Lara, lisa i Rick byli istotami mitycznymi, legendarnymi, nie zapomnianymi. Zakochali się w sobie, a potem musieli się rozstać. Odnaleli się na krótko przed tym, jak Savannah urodziła ich córkę. W ksišżce dziecko przeżyło, ale Lauren boi się, że w filmie będzie inaczej, że Jason zechce zmienić to szczęliwe zakończenie na bardziej smutne. - W porzšdku. Zadzwonię do Jasona i spróbuję się czego dowiedzieć. -Raven zerknęła na złoty, wysadzany brylantami zegarek, który nosiła na szczupłej ręce. Za piętnacie czwarta, czyli za piętnacie szósta w Nowym Jorku. - Prawdopodobnie kończysz już pracę. - Uwiadomiła sobie, że to pištek, i dodała: - Właciwie kończysz tydzień roboczy. - Tak. Ale poczekam tu, dopóki nie zadzwonisz. Raven była zła na autorkę bestsellera. Dlaczego nie można zmienić zakończenia na bardziej autentyczne? Czy Lauren Sinclair spadła z innej planety? Co to za nieprawdopodobny wiat Sama i Savannah? A może życie pisarki było naprawdę tak cudowne, jej romanse niczym nie splamione, nieskazitelnie szczęliwe, zachwycajšco doskonałe? Czy nikt nigdy nie powiedział do Lauren Sinclair: "Kochać cię, Lauren? Kochać ciebie?". - To trochę potrwa, zanim skontaktuję się z Jasonem, więc może ja zadzwonię do pani Sinclair? - Mam bilety do Metropolitan Opera - szepnęła Barbara. - Naprawdę nie będziesz miała nic przeciwko temu? - Oczywicie, że nie. - Nie będzie miała nic przeciwko temu, by powiedzieć pani Lauren Sinclair, że miłoć nie zawsze kończy się szczęliwie. - A jeli nie uda mi się dzisiaj złapać Jasona, to też jš o tym zawiadomię. - Wspaniale. Bardzo ci dziękuję. Zaraz do niej zadzwonię i powiem jej, że się z niš skontaktujesz. Barbara podała numer Lauren Sinclair. Raven powtórzyła go na wszelki wypadek. - Co to za kierunek, dziewięćset siedem? - Kodiak, na Alasce. - Musi zrobić kawał drogi, gdy wybiera się na promocję ksišżek. - Nigdy tego nie robi. Jest naszš najbardziej kasowš autorkš, ale nigdy nie była nawet w Nowym Jorku, a tym bardziej gdzie indziej. Nikt z nas jej nie widział, nie mamy nawet fotografii na okładkę. Raven cišgnęła brwi. To było zadziwiajšce. Stworzyła sobie bardzo wyrany obraz autorki romansów, która miała tyle tupetu, by pisać szczęliwe zakończenia, a teraz chce dyktować Jasonowi Coleowi, jak ma robić filmy. Była to olniewajšca wizja kobiety czarujšcej, a zarazem chorobliwie żšdnej sławy, spodziewajšcej się, że zawsze będš jej rozciełać pod nogami czerwony aksamitny chodnik. 10 Raven wyobraziła jš sobie jako utalentowanš, a zarazem skupionš wyłšcznie na sobie primadonnę. Nie ...
renata656