pełna wersja(10).pdf

(9631 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
w
863454190.001.png
Andrzej Boruszewski
Z A KŁA D
863454190.002.png
Andrzej Boruszewski: Zakład | 3
© Copyright by Andrzej Boruszewski & e-bookowo 2011
zdjęcie na okładce: Iness Rychlik
projekt okładki: Beata Rychlik
ISBN 978-83-62480-81-4
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2011
www.e-bookowo.pl
Andrzej Boruszewski: Zakład | 4
– A może tamten? Wydaje mi się, że by się nadał.
Mężczyzna, który wypowiedział te słowa już dawno przekroczył
pięćdziesiątkę, ale trzymał się dzielnie, w czym podobny był trochę
do starego samochodu, mającego wprawdzie czasami kłopoty z ru-
szeniem z miejsca, ale takiego, co to jak już ruszy, to do mety doje-
dzie.
Jeśli trzymać się tego porównania, to należy uczciwie powie-
dzieć, że połysk karoserii nasz samochód zawdzięczał nie tyle jako-
ści lakieru, co ilości i jakości kosmetyków użytych do podkreślenia
koloru i połysku, tudzież zatuszowania rys, a w jego sylwetce było
coś, co sugerowało wojskowe pochodzenie. Krótko mówiąc, mężczy-
zna przypominał nie pierwszej młodości, ale jeszcze na chodzie sa-
mochód terenowy, z napędem na cztery koła oczywiście, podraso-
wany w pierwszorzędnym warsztacie tuningowym.
Jego towarzyszką była sportowa limuzyna. Niestety, tylko na
pierwszy rzut oka firmowa. Każdy fachowiec po dokładniejszych
oględzinach nie miałby wątpliwości, że to składak. Za to, z jakich
części! W oczy przede wszystkim rzucały się zderzaki, z pewnością
sprężyste i gotowe przyjąć na siebie niejedną czołówkę, a także ku-
fer, który chociaż niewątpliwie pojemny, to jednak zgrabny, a cho-
ciaż noszony wyzywająco, to przecież z gracją i z wdziękiem. Z syl-
wetki wnioskować można było znakomite przyspieszenie i z pewno-
ścią dużą prędkość maksymalną. Jaskrawy, czerwony lakier przy-
ciągał wzrok każdego miłośnika sportów ekstremalnych, a chociaż
na dnie lamp czaiła się pustka, to jednak świeciły one blaskiem
mocnym, niejednego wprost oślepiającym. I tylko hamulce pozo-
stawały wiele do życzenia, co w połączeniu z nie najlepszym prowa-
dzeniem na zakrętach, jazdę tym wozem czyniło na tyle podniecają-
cą, by niejeden śmiałek spoglądał ku niemu okiem tęsknym, a na-
www.e-bookowo.pl
Andrzej Boruszewski: Zakład | 5
wet rozmarzonym i to pomimo jego dość już zaawansowanego wie-
ku.
– A może tamten? Wydaje mi się, że by się nadał.
Kobieta podążyła za wzrokiem męża i zapytała: – Mówisz o tym
brunecie w czerwonej koszulce?
Mężczyzna potaknął głową i przytknął do ust kufel z piwem, co
uczynił z ledwie ukrywaną odrazą. Nie lubił piwa i nie lubił smrodu
frytek. Nie lubił swojego dawnego życia.
Kobieta kontynuowała:
– Niezły. Myślisz, że...
– W końcu to ty będziesz z nim sypiała, nie ja.
– Mam nadzieję.
– To nie był udany żart.
– Masz rację, przepraszam – przyznała kobieta, ale już nie pa-
trzyła na męża. Obserwowała wskazanego przez niego młodego
mężczyznę i wcale się z tym nie kryła.
Jeśli trzymać się porównań motoryzacyjnych, mężczyzna ów był
znakomitym przykładem samochodu o ciekawej, acz niezbyt od-
krywczej sylwetce, wytrzymałym, z pewnością szybkim, lecz –
prawdopodobnie – także o dużym zapotrzebowaniu na paliwo. Jego
największą zaletą był niewątpliwie niewielki przebieg i młody rocz-
nik.
– I jak?
– Dla mnie bomba.
– Pewna jesteś?
– Wiem, co mówię. Do zobaczenia wieczorem.
www.e-bookowo.pl
Zgłoś jeśli naruszono regulamin