EUGEN DREWERMANN _ Istotngo nie widać-rzecz o Małym Księciu.doc

(440 KB) Pobierz


EUGEN DREWERMANN

ISTOTNEGO NIE WIDAĆ

Rzecz o Małym Księciu


tlumaczenie: Jerzy Prokopiuk

WARSZAWA 1996

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

              Cóż więc dziwnego, że Mały Książę Exupe-ry'ego urósł do rangi idealnej postaci z marzeń o prawdziwym człowieczeństwie? Spojrzenie pisarza wstecz na królestwo dziecięcej niewinności, a jednocześnie w górą ku gwiazdom, które nocami dźwięczą niby dzwonki, aby opowiedzieć nam

o niewidzialnej planecie osobliwej róży, ofiarowuje nam otwartość serca i głębię marzeń, które, jak można by sądzić, zaginęły już na naszej jałowej ziemi. Mimowolnie, z prawie macierzyńskim współczuciem, życzymy Małemu Księciu, aby zdrów i szczęśliwy pozostał w swym małym świecie gwiazd, i niemal zapominamy, że w dziele Exupery'ego dla tego świata umarł na nieokreślony czas; co zaś do Exupe-ry'ego, chcielibyśmy, aby w swym własnym życiu sam mógł był użyczyć rzeczywistości Małemu Księciu, i aż nazbyt chę­tnie wierzymy dużej liczbie biografów, którzy zapewniają nas, że ich przyjaciel i kolega Antoine w wizerunku Małego Księcia zostawił potomności swój własny portret.

W istocie wyraźnie autobiograficzne rysy Małego Księcia trzeba zbadać, korzystając z metody i wiedzy, jakiej dostarcza psychologia głębi. Wprawdzie łączy się to z niebezpieczeństwem zniszczenia miru Exupery'ego, albo­wiem nie chodzi o to, by sprzeczności, które przenikają życie

i twórczość Exupery'ego, niejako z zamiarem uchronienia go, usunąć z jego osoby i przypisać jedynie negatywnym oko­licznościom jego epoki, jednakże dzięki obiektywnej obser­wacji uzyskuje się szansę spotkania i zobaczenia tego czło­wieka, właśnie w Małym Księciu, w sposób głębszy i mniej zniekształcony niż we wszystkich innych jego pismach.

W dziele Exupery'ego jest wiele rysów, które pozwalają go zrozumieć zamiast mu wierzyć, a jeśli mieliby

znaleźć się tacy czytelnicy, którzy od przedstawionego tu ob­razu Exupery'ego, dotychczas nie spotykanego w literaturze, chcieliby odwrócić się z poczuciem zawiedzionej miłości czy obrażonej sympatii, to od razu możemy ich zapewnić, że po­ety tak wielkiego jak Exupery nigdy nie zdołamy rzeczy­wiście zrozumieć w jego intencjach i wypowiedziach, jeśli nie towarzyszy nam przeczucie czy lepiej - wiara i ufność w taki wymiar rzeczywistości, który przedstawia się jako jeszcze bardziej godny miłości, łączący się z jeszcze większą nadzieją, przynoszący jeszcze większą pociechę, wreszcie jeszcze bardziej ludzki od tego, który sam Exupery potrafił ujrzeć z wyżyn swego światopoglądu. Dzieło Exupery'ego posiada wielkość i wartość proroczego wezwania - ale właś­nie najwięksi spośród proroków w końcu znajdowali zaprze­czenie swego posłania, gdy znajdowało ono posłuch: kiedy tylko cichł wicher ich ust, Bóg zawsze przemawiał głosem cichym i wolnym (l Kr 19, 12), który nie chciał oskarżania, lecz dobroci. Mały Książę wróci na tę ziemię tylko wtedy, gdy pomożemy wskazać i przezwyciężyć sprzeczności, wskutek których zginął. Małemu Księciu powinno być wolno żyć na tej ziemi -jest to zasadniczy cel niniejszego eseju teologicz­nego i głębinowo-psychologicznego, który chciałby pozwo­lić, w słowie i obrazie, śnić dalej skondensowane symbole słynnej baśni Exupery'ego w powiązaniu z własnym życiem.

 

WSTĘP

Kto tylko próbuje zinterpretować Małego Księ­cia, naraża się na pokusę zostania baobabem. Baobaby swą wyniosłością i nadmierną wielkością niszczą każdą tajemną planetę szczęścia, swymi korzeniami rozsadzają świat dzie­cięcy i rozwalają świat marzeń, ba, polipim rozrostem torów swych nienasyconych myśli niszczą każdą zdrową glebę, z której mogłoby się wznieść piękno jakiejś róży. Czyż każ­da interpretacja, zwłaszcza zaś głębinowo-psychologiczna, nie zabija języka poezji? Pozbawia go ona bezpośredniości i zastępuje ją refleksją; pozbawia go ciepła i głębi uczucio­wej, zastępując je pojęciowymi wzlotami hipotez i abstrak­cji; pozbawia go skondensowanej jedności pełnego symbo­licznego oglądu i rozkłada ją w analizie. Kto chce bowiem zrozumieć ludzi, nie powinien słuchać, co mówią.

Dlaczego więc w ogóle podejmujemy psycho­analityczną interpretację Małego Księcia! Dlaczego nie zo­stawimy jego obrazów w ich prostym znaczeniu?

Dlatego - tak musimy powiedzieć - że każdy prawdziwie poetycki utwór kondensuje w sobie złożoną rze­czywistość w wielowarstwowym symbolu, a jego język zrozumiały jest tylko dzięki szczególnej mieszance wczuwają-cej się uwagi i refleksyjnej analizy.

Wprawdzie każdy bliski snu obraz poetycki czy religijny możemy zniszczyć wraz z całą jego siłą i mocą wią­żącą, jeśli rozłożymy go na części składowe. W ten sposób stworzymy intelektualny dystans, który zabija wszelkie bez­pośrednie uczucie. Jednakże prawdą jest także coś odwrot­nego: poetycką opowieść czy marzenie senne możemy po­zbawić ich realności i skuteczności, jeśli tylko potraktujemy je tak, jak zazwyczaj czynimy to rankiem, po obudzeniu się: przygnębieni lub rozbawieni wyśmiewamy wtedy oniryczne orędzie nocy i z ulgą stwierdzamy, że wszystko to było tylko snem ; lub też gdy beztrosko opowiadając o nich przyjacio­łom, raczymy ich obrazami snu, nie rozpoznając w nim sie­bie i nie doceniając jego diagnostycznej bystrości. Wreszcie świat poezji zawsze może przyjąć w życiu intelektualisty funkcję narkotyku, a każda lektura prawdziwej poezji, która nie prowadzi czytelnika do medytacji nad sobą, wyradza się w swej właściwej intencji.

A więc interpretacja poezji jest nieodzowna i nie staniemy się baobabem, którym żywić się będzie przekonanie o naszej własnej wyższości, tylko dlatego że zastanawiamy się, jaki fragment rzeczywistości koncentruje się w danym fragmencie poezji. Naturalnie interpretacja dzieła poetyckie­go zmierzająca w kierunku skondensowanej w nim rzeczy­wistości w charakterystyczny sposób różni się od interpreta­cji literaturoznawczej: o ile tej drugiej chodzi o analizę środ­ków językowych, za pomocą których życie przekształciło się w poezję, o tyle w naszym przypadku chodzi o próbę opisania samej rzeczywistości, która skondensowana wyraża się w jakimś literackim (lub plastycznym) dziele sztuki; nam nie cho­dzi o artystyczną wartość utworu, lecz o jego prawdziwość psychiczną i egzystencjalną. Kiedy Antoine de Saint--Exupery sam mówi o analizie, że Logika należy do płasz­czyzny przedmiotów, a nie łączącej je więzi , to nieodzownie musimy zobaczyć, jak dalece sami potrafimy uznać wiążącą moc tego „węzła", kondensującej wizji, poetyckiego ustano­wienia sensu poza „logiką". Twórczość Exupery'ego ma w sobie coś wizjonerskiego; sama pojmuje siebie jako pew­nego rodzaju misję człowieczeństwa. Toteż tym ważniejsze jest zbadanie, jakie doświadczenia i rozeznania, motywy i ce­le, osobiste i uwarunkowane przez epokę wrażenia i przeży­cia, jakie ludzkie oczywistości ukształtowały dzieło francus­kiego pisarza. Zapewne: ... A twórca znika zawsze ze swego dzieła twórczego. A ślad, który pozostawia, to czysta logika ; kiedy jednak jakieś dzieło chce oddziaływać, to trzeba zapy­tać o obraz człowieka, jaki w nim żyje, a zatem także o czło­wieka, który znajduje w nim swe odbicie. Interpretację dzieła sztuki czyni konieczną nie skłonność do (psycho-)logicznej analizy, której nie da się wykorzenić, lecz dążenie do egzys­tencjalnej autoafirmacji.

Jest jeszcze inna racja. Miliony ludzi przeczyta­ło Małego Księcia, miliony będą go czytać. Kiedy za kilka­set lat ogromne biblioteki naszej epoki, w której jeszcze pisze się książki, skurczą się do postaci mikrofilmów, to podobnie jak z dzisiejszej perspektywy poezja Dantego może dla nas reprezentować całe średniowiecze, a poezja Szekspira całą epokę elżbietańską, tak z naszego krwawego, wstrząsanego niszczącymi konfliktami stulecia za istotne i charakterystyczne wybrane zostaną być może tylko 2 utwory: Zamek Kafki i Mały Książę.

 

PRZSŁANIE

1. Królewskie dziecię - quasi-religijne odkrycie

 

To zdumiewające: kiedy poeci mają do powie­dzenia coś istotnego, czerpią ze świata obrazów religijnych. Tak też jest z postacią Małego Księcia.

Najrozmaitsze ludy opowiadają o królewskich dzieciach, które przybywaj ą do ludzi z ukrytych części świata i potrafią wszystko ujrzeć innymi oczami. Już ten archetypo­wy motyw posiada pewną jakość religijną. Jednakże Exupery jeszcze bardziej zbliża się do języka religijnego, kiedy opo­wiada o synu królewskim, który przybywa do nas z dalekiej gwiazdy; jak zapewnia nas pisarz, ten królewski syn tylko krótki czas przebywał w naszym świecie, już po roku czekała go śmierć i musiał powrócić do świata gwiazd; a jednak jego pobyt u nas nie był nadaremny, odtąd bowiem możemy cze­kać na jego powrót i gwiazdy inaczej już świecąnam w ciem­ności nocy. Świat nie zmienił się od chwili, kiedy pojawił się w nim Mały Książę, ale teraz możemy go widzieć jego ocza­mi, a wiele z tego, co wydawało nam się poważne, wyda nam się śmieszne, wiele rzeczy śmiesznych zda się poważnymi, niejedna rzecz wielka zda się małą, niejedną rzecz niepozorną zobaczymy jako wielką, i tak wiele można na nowo odkryć w człowieczeństwie, którego się zaparliśmy -przede wszyst­kim zaś marzenie, oczekiwanie i miłość.

Cóż innego łączy religię z postacią boskiego dziecięcia jak nie to, że nasze serce może teraz powrócić do swego źródła, a nasze życie raz jeszcze, jak nowo narodzone, rozpocznie się w świecie, w którym zwierzęta i kwiaty prze­mawiają ludzkim głosem, a gwiazdy śpiewają, jak to się dzieje w Małym Księciu?

Nowy Testament w istocie nie mówi nam, co Jezus miał na myśli, kiedy rzekł swym uczniom: Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios (Mt 18, 3). Ale jeśli nawet wystrzegamy się, żeby nie narzucać dzieciństwu określonych romantycznych i idealizujących je treści, to przecież musimy przyznać, że w sensie religijnym dziecko dysponuje dwiema postawami, które pozwalająmu nigdy nie zaprzeć się swej prawdziwej istoty: postawą ufności i posta­wą wierności.

Z religijnego punktu widzenia dziecko jest symbolem życia. Charakteryzuje się niewzruszoną ufnością w dobroć świata i dlatego nie potrzebuje zabezpieczeń przed lękiem, które bez reszty formują i deformują życie doro­słych. Dopóki człowiek lęka się, będzie się też bał być małym: lęk ten będzie go poganiał i zmuszał do stawania się coraz większym i coraz bardziej dorosłym, aż całkowicie przerośnie swą własną miarę i stanie się zły : nadęty i nierze­czywisty za fasadą zachowań „jak-gdyby" – nieustannie domagających się potwierdzenia pozornych sprawności i zdolności. A któż z was, troszcząc się, może dodać do swego wzrostu jeden łokieć? -powiada Jezus uspokajająco i błagal­nie w Kazaniu na Górze (Mt 6, 27) , ale w lęku nie można żyć tą prawdą. Dzieckiem jest człowiek, który nauczył się wyrzekać pozornego świata wybujałych lęków dużych ludzi, pyszałków i fanfaronów, chronicznie przestraszonych sze-rzycieli lęku, i w pewnym sensie rozpoczynać życie raz jesz­cze od początku: z niezłomną odwagą prawdy - tylko na prawdzie opiera się błogosławieństwo Boże spływające na tego, który ją przyjmuje (Mt 5, 3) - a nadto z nieustanną tęs­knotą za światem łagodniejszym, miłosierniejszym, bardziej zgodnym i sprawiedliwszym (Mt 5, 5-9). Takie dziecko nie da się zaślepić potędze, żądzy sławy, karierze i pieniądzom, za którymi gonią duzi ludzie, ponieważ wie, że wszystko, co jest po ludzku prawdziwe i służy pokojowi, zrozumiałe i do­stępne może być tylko małym (Mt 11, 15). To uczucie ufno­ści pozwala na bezgraniczną otwartość. Tak ważne w świecie dorosłych moralne rozróżnienia między dobrem a złem właś­ciwie nie mają znaczenia dla kogoś, kto zna pozorną wszech­moc lęku i samotności i kto w głębi serca czuje, że potrafi być dobry, tylko udzielając daru i przyjmując szczęście mi­łości. I tak w Nowym Testamencie Jezus powiada, że Bóg każe słońcu wschodzić nad złymi i dobrymi i spuszcza deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5, 45) -i on, Nieskończony, musi tak samo pochylać się nad wszyst- kimi, nad wielkimi i nad małymi, a każdy z nich żyje tylko dzięki j ego łasce.

Takie dziecko jak choćby sam Jezus, mogło pewnego ranka sprawić na dziedzińcu Świątyni w Jerozoli­mie ów cud, że oto grupa ludzi z kamieniami w rękach, goto­wych w obliczu cudzołóstwa do nakazanego przez prawo samosądu na dwunastoletniej dziewczynie, za chwilę porzu­ciła pychę sprawiedliwości - powstrzymali się z potępie­niem i ośmielili wejrzeć we własne serca . Fiodor Dosto-jewski takie cudowne dziecko opisał w postaci księcia Mysz-kina - oto Myszkin w pewnej wsi szwajcarskiej wziął do sie­bie zhańbioną, wyjętą spod prawa i śmiertelnie chorą Marię, a wszystkim tamtejszym dzieciom, które uprzednio, podob­nie jak dorośli, wyśmiewały dziewczynę i obrzucały ją ka­mieniami, dał przykład prostej dobroci i bezgranicznego zro­zumienia11. Miłość takich dzieci jest uniwersalna - nie wy­klucza nikogo, kto potrzebuje pomocy, bez względu na to, czy jest człowiekiem, czy zwierzęciem, czy stoi wysoko, czy nisko.

Dla dorosłych różnice społeczne są czymś nie­zwykle ważnym i największe znaczenie ma dla nich to, jaki dom ktoś zbudował, jakim jeździ samochodem i czy wie, ja­kich sztućców używa się do jedzenia ryby lub homara. Dla takiego dziecka jak Jezus nie było ważne, czyjego uczniowie myli sobie ręce przed jedzeniem, czy po nim. O tym, jakim ktoś był człowiekiem, decydowało to, co działo się w jego sercu (Mk 7,1-13). Podobnie Georges Bernanos przedstawił takie dziecko w osobie proboszcza wiejskiego, który dzięki poczuciu głębokiej więzi z Bogiem przywrócił dziecko pani

de Chantal opłakującej śmierć syna i w rozpaczy spierającej się z Bogiem.

Z religijnego punktu widzenia dzieckiem jest ten, kto ufając Bogu przezwyciężył lęk przed ludźmi i dlate­go mają doń dostęp proste prawdy serca. Kto potrafi w swym życiu wierzyć w Boga jako swego Ojca, ten - z religijnego punktu widzenia -jest dzieckiem Boga; możemy z niewyrachowaną przyjaźnią, która nie bierze w posiadanie ani nie zniewala, traktować go jak siostrę czy brata. W jego pobliżu sami czujemy się zaproszeni, by jako goście zająć miejsce u stołu odwiecznego Władcy w niewidzialnym Królestwie, najżywiej potrafimy przypomnieć sobie własne pochodzenie od Światłości Nieba. Podobne jest Królestwo Niebios do pewnego króla, który sprawił wesele swemu synowi, powiada w Nowym Testamencie Jezus o wyróżnieniu i misji naszego istnienia (Mt 22, 2).

Biorąc to pod uwagę, trzeba powiedzieć, że Ma­ły Książę Exupery'ego niewątpliwie podejmuje decydujące motywy świata wyobrażeń religijnych i nie byłby do pomyś­lenia bez symbolicznego i duchowego tła chrześcijaństwa. A przecież Mały Książę żyje tylko jako ulotny cień ongiś potężnego religijnego świata, a smutek i melancholia, stre­fa zachodów słońca i samotności, która go otacza, jest ni­by wspomnienie czegoś, co musiało żyć, a jednak dziś obecne jest tylko jako cień. Choć bowiem Małego Księcia można czytać w duchu romantycznego rozmarzenia, choć pobrzmiewają w nim wielkie prawdy religijne i choć jego krytykę świata dorosłych z ich przesądną wiarą w liczby i formy zewnętrzne uznajemy za tak po ludzku sympatyczną - to w gruncie rzeczy nawet ten wspaniały poemat o Małym Księciu, ta najpiękniejsza baśń XX wieku, jest mimowolnym dowodem na to, jak nieosiągalnie daleki jawi się czas, w któ­rym marzenia niosły jeszcze pomoc, a baśnie mogły się urze­czywistniać.

O ile wielkie sny ludów opowiadają jeszcze o tym, jak dorośli potrafią doświadczać na sobie cudu odro­dzenia, które symbolizuje jedno z ich dzieci, lub pokazują, jak dzieci mogą zachować swój odrębny charakter, jeśli na­wet wzrastają wśród groźnych dla życia niebezpieczeństw, o tyle Mały Książę opisuje spotkanie bez poczucia jedności, wspomnienie bez syntezy, wizję bez perspektyw.

To historia, która zaczyna się od pokazania tego, co dorośli potrafią zniszczyć w dziecku, zanim rzeczywiście zaczęło się jego życie. Utwór ten, dedykowany osobie doros­łej, zwraca się do dziecka, którym kiedyś był ten dorosły. Wprawdzie zaklina wszystkie dzieci tej ziemi, by nie wierzy­ły dorosłym i zachowały prostotę serc, nie pokazuje jednak, jaką szansę mógłby mieć dorosły, by odrzucić swój niecny proceder i znaleźć drogę do siebie samego, do swej pierwot­nej dziecięcości; czy też w jaki sposób Mały Książę mógłby objąć swe tajemne królestwo na ziemi. Przeciwnie, na końcu opowieści Mały Książę wraca na swą maleńką planetę z wier­ności do swej róży, a lotnik do dorosłego życia, niewątpli­wie z większą tęsknotą niż uprzednio i z większym smutkiem niż kiedykolwiek, ale przecież bez Małego Księcia.

Także chrześcijaństwo opowiada o tym, że bos­kie dziecię było na tym świecie od samego początku prześ­ladowane, wypędzane, a w końcu zostało zabite. Również chrześcijaństwo mówi o oczekiwaniu na powrót boskiego Wysłannika, którego postać już znamy i którego posłanie poznaliśmy. Boskie dziecię jest symbolem istnienia z gruntu odnowionego i zbawionego; Mały Książę natomiast jako typ idealny ucieleśnia pełne tęsknoty treści życia nigdy nie prze­żytego; jest on tylko kontrsymbolem dla nieludzkiego świata dorosłych. Podczas gdy religia opowiada o marzeniu, które stało się rzeczywistością i dlatego zawsze może znowu nią się stać, to opowieść Exupery'ego mówi o marzeniu, które nigdy nie stało się rzeczywiste i którego urzeczywistnienia nie da się przewidzieć. Boskie dziecię religii ucieleśnia życie, które przezwyciężyło śmierć; Mały Książę zaś -dziecięcość, której nigdy nie dopuszczono do życia; żyje w nim nie życie zmartwychwstałe, lecz życie od początku zdławione.

Biograficzna notatka z Ziemi, planety ludzi, w której Exupery po raz pierwszy przywołał obraz Małego Księcia z baśni, tłumaczy lepiej niż jakikolwiek komentarz, co rozumiał on przez ten symbol. Oto scena końcowa, w któ­rej Exupery siedząc w przedziale pociągu rozmyśla o swych współpasażerach:

Usiadłem naprzeciw jednej pary. Między męż­czyzną a kobietą dziecko wcisnęło się jako tako i spało. Ale odwróciło się nagle we śnie i zobaczyłem jego twarz w nik­łym świetle żarówki. Ach! Cóż to była za twarzyczka! Z tej pary narodził się jakby złocisty owoc. Z tych ciężkich łach­manów zrodziło się arcydzieło piękna i wdzięku. Pochyliłem się nad gładkim czołem, delikatnym zarysem ust i powiedzia­łem do siebie: oto twarz muzyka, mały Mozart, piękna zapo­wiedź życia. Mali książęta z bajki nie mogli być inni! Otoczo­ny opieką i staraniem, kształcony, wychowywany, kim mógł­by zostać! Kiedy drogą krzyżowań uzyskuje się nowy gatunek róży, wszyscy ogrodnicy są poruszeni. Izoluje się tę różę, pielęgnuje, otacza dbałością. Ale nie ma ogrodnika dla ludzi. Mały Mozart tak samo jak inni trafi pod walce maszyny. Naj­większe swoje wzruszenie będzie czerpał z banalnej muzyczki w zaduchu tancbudy. Mozart jest skazany.

Powróciłem do swojego wagonu. Mówiłem so­bie: ci ludzie nie cierpią z powodu swojego losu. Inie miłość bliźniego mnie dręczy. Nie chcę się rozczulać nad wiecznie otwartą raną. Ci, którzy ją w swym ciele mają, nie czują jej. To tak jak gdyby nie jednostka, ale cała ludzkość była tutaj ranna, była sponiewierana. Nie wierzę w litość. To, co mnie nęka, to punkt widzenia ogrodnika. Nie ta nędza, do której ostatecznie można się przyzwyczai...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin