The Host: Potwór 2006 Gwoemul reżyseria: Joon-ho Bong scenariusz: Joon-ho Bong, Won-jun Ha (więcej...) premiera: 16 listopada 2007 (Polska) 2007-11-16 21 maja 2006 (Świat) 2006-05-21 produkcja: Japonia, Korea Południowa gatunek: Dramat, Horror Kang-doo razem z ojcem prowadzi mały sklepik na brzegu rzeki Han w Seulu. Oczkiem w głowie Kang-doo jest jego córeczka, dla której zrobiłby wszystko. Ich sielanka zostaje jednak przerwana wraz z pojawieniem się potwora, który zaczyna pożerać ludzi. Do zabicia kreatury przydzielone zostaje wojsko i policja. Jednak Kang-doo rozpoczyna własne polowanie. ********************************************************* "Host: Potwór" to film bez wątpienia dziwny, wyłamujący się z jakichkolwiek gatunkowych ram, przekraczający konwencje, inaczej mówiąc: nie dający się łatwo sklasyfikować. Na pierwszy rzut oka jest to monster-movie, albo raczej jego pastisz. Sam gatunek będący hybrydą horroru i kina science-fiction swój złoty okres przeżywał w latach pięćdziesiątych, kiedy to gigantyczne jaszczury, pająki, mrówki i inne takie traktowane były poważnie utożsamiając lęki żyjącego w cieniu zimnej wojny społeczeństwa amerykańskiego. Co prawda potwory z kina nie zniknęły, ale nabrały zupełnie innego kształtu jak i treści. Niepokojąco podobne do nas, coraz częściej żywią się nami niczym pasożyty. Stare, wielkie, dziwaczne stwory odżywają już tylko w remakach lub w humorystycznych hołdach dla gatunku w stylu "Ataku pająków". I w tym sensie film Joon-ho Bonga jest zjawiskiem zupełnie wyjątkowym. Na skutek arogancji i bezmyślności Amerykanów ("Host" to także film polityczny) powstaje potwór. Jego pierwsze publiczne pojawienie się zmieni całkowicie życie pewnej koreańskiej rodziny. Jak wszyscy wiemy rodziny się nie wybiera, tak więc nic dziwnego, że podstawową komórkę społeczną tworzą ludzie kompletnie do siebie nie dobrani. Senior rodu prowadzący sklepik nad rzeką, jego nierozgarnięty, sprawiający wrażenie opóźnionego syn, córka, brat będący przykładnym urzędnikiem w korporacji oraz siostra odnosząca sportowe sukcesy jako łuczniczka. W momencie kiedy potwór porwie najmłodszą z rodu, reszta familii mobilizuje siły, aby ją ocalić. Kiedy zarysowujemy w ten sposób punkt wyjścia akcji, wydawać by się mogło, że wszystkie karty są już rozdane. Nic podobnego! Reżyser nawet nie blefuje, on zmienia co chwila reguły gry. Streszczanie filmu nie ma tu najmniejszego sensu, podobnie jak próby określenia jego klimatu. Joon-ho Bong w ryzykowny, czasem wręcz niezwykły, ale i umiejętny sposób miesza ze sobą nastroje, przechodząc z tragedii w farsę, z farsy w dramat, z dramatu w horror, z horroru w komedię i tak cały czas - zgrabnie, płynnie i bez zgrzytów. Czasem owe znakomite przejścia udają mu się nawet w obrębie jednej sceny, jak ma to miejsce w przypadku rewelacyjnej sekwencji żałoby po ofiarach potwora. Jak dla mnie "Host: Potwór" wypada najlepiej w scenach bez udziału strasznej bestii. Wtedy gdy akcja koncentruje się na relacjach rodzinnych oraz jednostka - społeczeństwo. W tych fragmentach dzieło Joon-ho Bong pokazuje swój krytyczny pazur. Jest to jednak krytyka bardzo dziwna, nie wprost, przypominająca momentami sposób w jaki robił to Chan-wook Park w "Pani zemście" chcąc nam coś powiedzieć o kapitalizmie. W momencie kiedy pojawia się potwór, wszystko zbacza na bardziej utarte, co nie znaczy, że dobrze znane tory. Koreański film to dziwna i egzotyczna potrawa. Zakładam, że nie każdemu będzie smakowała, ale na pewno warta jest spróbowania. ********************************************************* Biorąc przykład z recenzowanego filmu, również zmienię konwencję, tyle że pisania recenzji. Otóż zacznę od własnej końcowej opinii: film ten to po prostu dobre kino! Jest absolutnie godnym polecenia, niejako przełomowym dziełem, które należy zobaczyć... A teraz dlaczego tak uważam. Przede wszystkim wprowadza on nową konwencję do filmu z gatunku horror. Jest to bowiem mieszanka czarnego humoru, ludzkich dramatów i suspensu! Tutaj właśnie przejawia się jego przełomowość, jest on świeżym powiewem w gatunku monster movie. Fabuła filmu jest tak zbudowana, że oglądając go, śmiejemy się, boimy, a nawet smucimy na przemian, a czasem nawet w tym samym czasie! Jest on zupełnie inaczej zrealizowany niż podobne produkcje z Hollywood. I to pomijając już fakt, że brak tu jakiegokolwiek patosu, czy zbytniego bohaterstwa. Nawet sami Amerykanie nie są tu stawiani w nadzwyczaj dobrym świetle. No bo kto kazał wylać chemikalia do zlewu w kostnicy? Jest to dosłownie pierwsza scena w filmie, a już spowodowała, że się uśmiechnąłem. Poza tym główny bohater to taka odwrotność amerykańskiego ideału - nie jest ani przystojny, ani zbyt mądry. Jedyne, co nakazuje mu działać, to najnormalniejsza na świecie chęć uratowania córki z opresji... Również rozwiązania fabularne różnią tą produkcję od tych z USA. Choćby początek filmu, gdzie z wody wyskakuje potwór i zabija ludzi. Potem wszystko dzieje się dość szybko. Wojsko próbuje zabić monstrum, ale znów za sprawą amerykańskiego lekarza musi się wycofać, pod pretekstem rozprzestrzeniania wirusa. A wszystko to w tle dramatu jednej rodziny, której monstrum porwało najmłodszą przedstawicielkę. Zaczynają się rodzinne poszukiwania... Świetnie zostały ukazane relacje pomiędzy członkami rodziny. W tak ekstremalnych warunkach nie ma czasu na "wyciąganie brudów", a jednak solidarne działanie nie jest takie łatwe. Potwór jest duży, szybki, brzydki, obślizgły i zwinny. Potrafi świetnie pływać, biegać i skakać. Nawet człowiek uzbrojony w strzelbę (tudzież łuk) nie jest w stanie dać mu rady w pojedynkę. Widzimy zatem, że solidarne działanie jest niezbędnym elementem z walce. Strach, który odczuwamy podczas seansu, to również nie ten często spotykany w horrorach, gdzie boimy się, że nagle coś wyskoczy zza rogu. Suspens, wykorzystany w filmie świetnie współgra ze strachem, który budzi nasze najróżniejsze fobie (klaustrofobie, strach przed wodą itp.), a także poczucie bezradności w obliczu wielkiego, obślizgłego zagrożenia. Godną pochwały jest również muzyka. Podobnie jak fabuła, ona również na przemian powoduje rozluźnienie, jest humorystyczna, a następnie złowroga. Również zdjęcia i efekty specjalne. Pierwsze wyjście z głębin było absolutnym mistrzostwem. Potwór jak prawdziwy, gonił ludzi, zjadał, tryskał krwią i w końcu wskakiwał i wyskakiwał z wody, która chlupała jak należy. Jeśli zatem chodzi o sprawy techniczne, nie można temu filmowi niczego zarzucić. Podobnie zresztą jak rozwiązaniom fabularnym. Jako podsumowanie chciałbym przytoczyć słowa Simona Crooka z Empire Magazine zawarte w pressbooku filmu: Będziecie się śmiać, dyszeć i tarzać, aż przyjdzie Wam ochota zażądać od Hollywood zwrotu pieniędzy za bilety na ich superprodukcje. Zobaczcie to!
elfito