wiersze.docx

(20 KB) Pobierz

J. Tuwim HUMORESKA

 

Noc czarna, krucza,
Na ogród spadła,
Śmierć mi dokucza,
podła, zajadła,
z chichotem czarta,
z pychą papieża,
patrzy uparta,
zęby wyszczerza.

Mózg mi zamroczy,
czerwonym strachem,
zasypie oczy,
drobniutkim piachem.
Potem jak glista
gruba i tłusta,
okrągła, śliska,
zatak mi usta.

Krwi tętna skrzepną
dusznością sparte
oczy oślepną,
strasznie otwarte.
Oniemieć, zgłuchnąć
Zmartwieć mi przyjdzie
pachnąć i cuchnąć
w nagim bezwstydzie.

Kadłub mój zmarły
opłaczą płaczki
będą mnie żarły
małe robaczki.
Tak się zaroją
jak czarne mrowie,
zeżrą pierś moją
zgniły mózg w głowie
głodem się wdłubią
w oczy nabrzekłe,
chciwie wyskubią
mięso romiękłe
Zeżrą wnętrzności,
stoczą je całe
Zostaną kości
suche i białe

Teraz dziewczyno
Niech twe ramiona
ciepłe ramiona
oplotą szyję
Teraz niech w usta
twoje się wpiję
Błogosławiona
Błogosławiona!

 

 

 

K. WIERZYŃSKI  Zielono mam w głowie

 

Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną,
Na klombach mych myśli sadzone za młodu,
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.

 

J. TUWIM  Do prostego człowieka

Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"

WIERZYŃSKI Ojczyzna chochołów

Park dziwów starożytnych, wiatr, który szeleści
Wokół śpiących pałaców, grobowców bez treści,
Te lampy i posągi, księżyc gdzie się słania
Geniusz twego narodu, duch zapominania,
Te rany wielkiej dumy, inne wielkie rzeczy,
W których tyle jest prawdy, ile się złorzeczy,
Wszystkie cnoty parszywe - to nas nie przejedna.
To pustką zarażona Polska jeszcze jedna.

Z czego budujesz ten kraj?
Z czeczoty, z jesionu,
Kruchy antyk i rzewność od wielkiego dzwonu?
Ojczyznę w kolumienkach z widokiem na ule,
Gdzie miód słodyczą swojską zasklepia się czule,
Nad rzeką stoją wierzby, na łąkach bociany,
Słyszysz, Basiu, to nasi biją w tarabany -
A wyszydzony chochoł, sobowtór symbolu,
Starym się obyczajem kokoszy na polu,
Słoma trzeszczy zapchlona, gzi dziewki w podołku,
Szumy chmielu, alkowa z pałaszem na kołku
I ta krzepa: wieś w malwach, szkorbut, dzieci kopa,
Święta ziemia praojców.
Twój naród - bez chłopa!

Z czego budujesz kraj ten?
Z ludzi, których nie ma,
Znów jeden za miliony, rękami aż dwiema?
Z kim pieniactwo wielkości twoje tu się kłóci,
Gdy wszyscy jedzą dzień swój wolni i rozkuci,
Na wszystko wasza zgoda spływa narodowa
Anhellicznym natchnieniem wypchana, jak sowa.
Duchem są albo diabły albo namaszczeni
Gołębim ochędóstwem astrale z przestrzeni,
Blade twarze w gorączce, biblijni studenci,
Bractwo westchnień, cierpliwcy, wszyscy polscy święci.

Przelicz jeszcze i dodaj czterdzieści i cztery
Sposoby wybawienia od wszelkiego licha,
By wolność jak tabakę zażyć z tabakiery,
Potem zdrowo i głośno na wszystko się kicha -
I ten rachunek w prawdę sumuj oczywistą,
Niech ci do romantycznej znów uderzy głowy -
To jest twój sen upiorny, Wielki Realisto:
Państwo w kamieniach młyńskich, naród niegotowy.

Buduj teraz, wydzwigaj nas śród świata, nad dziejów przesmykiem,
Wyjdz pierwszy na piedestał i rozgłoś naokół
Tę wielkość wymuszoną batem albo krzykiem,
Święć przemienienie tłuszczy i chrzcij nowe czasy
Z kropielnicy, co wyschła i krwią już nie chlusta,
Starym herbem sarmackim w popuszczone pasy
Zatkaj gęby krzyczące i zgłodniałe usta -
I komu teraz jeszcze otuchy za mało
A przeszłość jesionowa praojców nieśliczna,
Niech stanie pod cokołem i porwany chwałą
Tworzy wolność.
Masz rację. Jakże jest tragiczna!

 

Antoni SŁONIMSKI  Czarna wiosna

Już wam nie będę płacił śpiewem,
Czuję pod nogą twardy grunt!
I gniewem
Zachłyśnie się mej pieśni bunt!

Ja, com żył zawsze jeno echem,
Na wpół ukryty w cieniu krat,
Oddechem
I chciwą żądzą chłonę świat.

Słyszę w sapaniu lokomotyw
Rytm heksametru, w świstach kół
Gra motyw,
Co strofy pęd hamuje wpół.

W daktyle, jamby i trocheje
Zleję gwar miasta, mętny szum,
Szaleję!
Jak strofy wiersza, popchnę tłum.

O, ze mną, ze mną, ciemna zgrajo!
Jakżeś mi piękna, kiedy w krąg
Padają
Więzy z osłabłych twoich rąk.

Niech z jękiem miasta się rozpękną,
Niech miecz twój sięga aż do trzew,
I piękno
Zmieni się w ciało, zmieni się w krew!

Wartko i szybko w pęd stokrotny,
W rytmiczne karby ujmę skok
Zawrotny
Aż w tańcu runę z wami w mrok!

Po chmurnych mękach wytężenia
W rozkosz was krwistą, straszną pchnę
Spełnienia,
Co myśli w białej nurza mgle,
Pada – zapada w mrok omdlenia.

III
Z prawdziwym żalem słowa te kreślę.
Dosyć po polsku, dosyć pisałem!
Wszystko, co czułem i co cierpiałem,
Wszędzie na świecie ogromnym, całym.

Chcę dziś pisać po grecku!
Chcę dziś pisać po francusku,
Chcę dziś pisać po niemiecku,
Chcę dziś pisać po turecku,
Po włosku, chińsku, po rusku!

Czarnym Arabom znad Eufratu
I ludożerczej w Zambezi sekcie
Chciałbym powiedzieć, tak jak brat bratu,
Słowa w ich własnym dzikim dialekcie.

Śpiewać po szynkach w noce pijane,
W portach latarni, gdzie tysiąc gore,
Chinkom, dziewczynkom spod Singapore,
Słowa znajome a niespodziane!

Żal mi dni, które przeszły, żałuję
Lat już minionych, wieków, stuleci –
Myśl moja rącza cwałuje, leci.
Słońce śmiejąca w biegu całuje!

Spłoszyłem ruchem oto sto słoni,
Co z majestatem niosły lektyki –
Okrzyki! Tumult wstaje i dziki
Niewolnik czarny chwyta się broni.

Słoniom w różowe pchają pachwiny
Strzały zatrute, padają w trzasku
Burnusy białe, perły, rubiny,
Srebro i zieleń tarza się w piasku.

Wszędzie was widzę dziś, czarni ludzie,
Bracia, o bliźni, obywatele!
Z wami wszystkimi dziś się podzielę,
Powiem wam wszystkim słowo o cudzie.

Ojczyzna moja wolna, wolna...
Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada.
Ojczyzna w więzach już nie biada,
Dźwiga się, wznosi, wstaje wolna.

Na cóż mi zbędnych słów aparat,
Którymim szarpał rany twoje?!
By ciebie zbudzić, już nie stoję
Nad twoim trupem jako Marat.

Poezjo, tyżeś na kurhany
Kazała klękać, jątrząc ranę,
Wodząc przed oczy rozkochane
Delije, pasy i żupany.

I cóż mi zrobić teraz z mową,
Która, zbłąkana w tej manierze,
W pawęże bije i puklerze,
Ojczyznę wzywa: wstań na nowo!

Odrzucam oto płaszcz Konrada:
Niewola ludów nie roznieca
Płomienia zemsty! – Pusta heca!
Gdzie indziej żagiew moja pada!

 

Tuwim Całujta mnie w dupę

Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)

I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.

I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę !…

Zgłoś jeśli naruszono regulamin