BUKANIERZY AMERYKAŃSCY JOHN ESQUEMELING.pdf

(60626 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
839740587.005.png 839740587.006.png 839740587.007.png 839740587.008.png
»
Część
pierwsza
Rozdział I
Autor wyrusza do Indii Zachodnich
w służbie francuskiej Kompanii Za-
chód nioindyj skie j, Spotkanie z angiel-
ską fregatą i przybycie na wyspę Tor-
tuga
nia 2 maja 1666 roku wypłynęliśmy z fran-
cuskiego portu Le Havre de Grace na dwu-
dziestoośmiodziałowym statku „Saint Jean",
należącym do francuskiej Kompanii Zachod-
nioindyjskiej, mającym na pokładzie dwudzie-
stu marynarzy i dwustu dwudziestu pasaże-
rów, pomiędzy którymi znajdowały się osoby
pozostające w służbie Kompanii i którym za-
pewniła ona darmowy przejazd. Wkrótce po-
tem zakotwiczyliśmy w pobliżu przylądka Bar-
fleur, aby tam połączyć się z siedmiu innymi
statkami tej samej Kompanii, mającymi przy-
być z Dieppe pod eskortą trzydziestosiedmio-
działowego okrętu z dwustu pięćdziesięcioma
ludźmi załogi. Z tych statków dwa zmierzały
do Senegalu, pięć na wyspy Morza Karaibskie-
go, a nasz do wyspy Tortuga. Oprócz tego zgro-
madziło się dokoła nas mniej więcej dwadzieś-
cia innych żagli, zmierzających do Nowej Fund-
landii, oraz kilka statków holenderskich uda-
jących się do Nantes, Rochelłe i St Martin,
tak że w sumie tworzyliśmy flotę trzydziestu
żaglowców.
Po otrzymaniu wiadomości, że cztery angiel-
skie sześćdziesięciodziałowe fregaty czyhają na
S
i
839740587.001.png
nas w pobliżu wyspy Ornay, przygotowaliśmy
się do walki, a kiedy nasz admirał, Chevalier
Sourdis, wydał stosowne rozkazy, postawiliśmy
żagle i odpłynęliśmy stamtąd, korzystając z po-
myślnego wiatru. Wkrótce podniosła się mgła,
która uniemożliwiła Anglikom wykrycie naszej
obecności na morzu, a my z obawy przed wro-
giem sterowaliśmy kursem wiodącym jak naj-
bliżej brzegu francuskiego. W drodze napotka-
liśmy statek z Ostendy, którego kapitan po-
skarżył się naszemu admirałowi, że tegoż dnia
rano został obrabowany przez francuskiego
korsarza. Próżne były nasze usiłowania ukara-
nia tego pirata, gdyż nie byliśmy w stanie go
doścignąć.
Nasza flota wywołała wiele obaw i popło-
chu wśród mieszkańców wybrzeży francuskich,
biorących nas, pomimo że wywieszaliśmy flagi,
za Anglików poszukujących miejsca dogodne-
go do lądowania. W celu pobrania wody słod-
kiej zakotwiczyliśmy w zatoce Conąuet w Bre-
tanii, niedaleko wyspy Ouessant. Po załadowa-
niu zapasów świeżej żywności dalej odbywa-
liśmy naszą podróż, zamierzając płynąć nie na
zewnątrz wyspy Sorlingues, z obawy napotka-
nia angielskich okrętów krążących w tamtej
okolicy, lecz decydując się przejść przez Raz
de Fonteneau. Przejście to, leżące na szerokoś-
ci czterdziestu ośmiu stopni i dziesięciu mi-
nut, jest bardzo niebezpieczne. Prądy są tam
silne i gwałtowne, a położenie wszystkich pod-
wodnych skał do dziś nie jest dokładnie znane.
Muszę tu wspomnieć o ceremonii odprawia-
nej przez marynarzy zarówno w tym przejściu,
jak i w innych miejscach, a zwanej przez nich
chrztem. Jeden z podoficerów przebrał się w
zabawny strój sięgający nuu aż do stóp, a na
głowę nasadził śmieszną czapkę. W prawej rę-
ce trzymał nagi drewniany miiecz, w lewej na-
6
839740587.002.png
czynie pełne atramentu. Twarz miał uczernio-
ną sadzami, szyję zaś jego zdobił kołnierz spo-
rządzony z mnóstwa kawałeczków drewna. W
takim przebraniu będąc nakazał, by stawiano
przed nim każdego, kto jeszcze nigdy nie prze-
pływał tego niebezpiecznego miejsca. Przypro-
wadzonym kazał uklęknąć, po czym atramen-
tem rysował im krzyże na czole i uderzał ich
drewnianym mieczem w ramię, stojący zaś do-
koła na głowę każdego wylewali wiadro wody.
Na tym ceremonia się kończyła. Ochrzczony
zobowiązany był do złożenia ofiary w postaci
butelki koniaku, którą bez słowa stawiał pod
grotmasztem. Od chrztu nie byli zwolnieni na-
wet ci, którzy nie posiadali mocnych trunków.
Jeśli statek po raz pierwszy przepływał przez
owo przejście, kapitan był zobowiązany obda-
rować załogę i pasażerów pewną ilością wina.
Inne datki, jakie świeżo ochrzczeni często ofia-
rowują, są rozdzielane pomiędzy starszych ma-
rynarzy, którzy wyprawiają sobie z nich ucztę.
Również Holendrzy chrzczą tych, którzy te-
go przejścia nigdy jeszcze nie przepływali, i ta-
ką samą ceremonię urządzają w okolicy skali-
stych wysp Berlengas, leżących blisko brzegów
Portugalii na szerokości trzydziestu dziewięciu
stopni i czterdziestu minut. Przejście to jest
bardzo niebezpieczne, zwłaszcza w nocy, kiedy
wskutek ciemności nie można dostrzec skał.
Chrzest holenderski bardzo różni się od fran-
cuskiego. Ten, kto ma być ochrzczony, zostaje
związany, podniesiony na noku grotrei i jakby
był przestępcą*, trzy razy opuszczony do wo-
dy. Jeżeli zanurzono kogoś po raz czwarty, na
cześć księcia Oranii lub kapitana statku, spot-
kał go tym większy zaszczyt! Każdego więc
* W XVII w. jedna z kar polegała właśnie na takim
zanurzaniu w wodzie (przyp. tłum.).
7
839740587.003.png
kilkakrotnie zanurzają w oceanie, a pierwsze-
go honorują wystrzałem z działa. Ci, którzy
nie chcą być chrzczeni, mogą się wykupić po-
łową guldena*, a oficerowie połową talara**,
pasażerowie zaś płacą, ile uznają za stosowne.
Gdy statek po raz pierwszy przepływa tą
drogą, kapitan jest zobowiązany wydać zało-
dze nieco wina, a jeśli tego nie uczyni, mary-
narze mają prawo obciąć bukszpryt. Wszyst-
kie pieniądze uzyskane z urządzenia tej uro-
czystości przechowuje u siebie podoficer, który
po przybyciu statku do portu kupuje za nie
wino, wypijane następnie przez starszych ma-
rynarzy. Niektórzy twierdzą, że ceremoniał ten
został wprowadzony przez cesarza Karola V,
chociaż nie można go znaleźć wśród praw
i przepisów przez tego władcę wydanych. Ale
wracajmy do naszej podróży.
Po przebyciu Raz de Fonteneau mieliśmy
dobrą pogodę aż do przylądka Finisterre, gdzie
dopadła nas burza i oddzieliła od pozostałych
statków. Sztorm trwał przez osiem dni, pod-
czas których żal było patrzeć na pasażerów
miotanych i rzucanych bezwładnie po całym
statku, tak* że marynarze spiesząc wykonywać
swe obowiązki musieli po nich deptać. Kiedy
niepogoda minęła, korzystaliśmy z pomyślnych
wiatrów aż do zwrotnika Raka. Ten zwrotnik
jest
tylko wyimaginowanym
kołem,
które
• Na podstawie niemieckiego przekładu, dokonanego
bezpośrednio z holenderskiego (Alexandre Oliyier Exque-
melin: Dos Plratenbucfi von 1678. Horst Erdmann Verlag
1968). Również szereg innych poprawek wniesiono do
polskiego przekładu, w braku oryginału holenderskiego,
dzięki konfrontacji z przekładem n&emieckim. 1 gul-
den — 100 centów. W tekście angielskim: dwanaście pen-
sów ("przyp. red.).
Talar — duża moneta srebrna (27,4 g), bita w róż-
nych krajach europejskich. W angielskim tekście: dwa
szylingi Cprzyp. red.).
8
839740587.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin