Przybyłek Małpia pułapka.txt

(26 KB) Pobierz
MARCIN PRZYBYŁEK

małpia pułapka

W życiu każdego mężczyzny pojawia się moment refleksji. Nie chodzi o
chwile nad kuflem w jednym z przydrożnych barów na Jagiellońska Street,
lecz o ten szczególny moment, gdy człowiek zaczyna widzieć w pełnej krasie
pierwszš połowę życia. Taki nastrój ogarnšł mnie, kiedy tkwiłem w swoim
biurze na trzysta czterdziestym drugim piętrze linowca Stockomville
wdrapujšcego się na orbitę z Cotomou - dzielnicy Warsaw City położonej w
rozwidleniu rzek Vistula i Narau. To był wyjštkowo upalny marzec. W
czwartym sektorze nawaliły radiatory i mimo iż awaryjne cyrkulatory
pracowały na pełnych obrotach, i tak trudno było wytrzymać. Siedziałem
rozparty w fotelu, patrzyłem poprzez żaluzje na konajšce słońce i czekałem
na zlecenie. Moja agencja znalazła się na skraju bankructwa. Jedna trzecia
populacji Warsaw City pogršżona była w wiatach Sensorycznych. Rynek był
olbrzymi. Moje ogłoszenia zamieciłem we wszystkich portalach. Lecz nie
tylko ja wpadłem na taki pomysł. Wyroiło się mnóstwo partaczy i lamerów
podajšcych się za gamedeców, a będšcych zwykłymi nacišgaczami. Reputacja
profesji zaczęła podupadać. I tak z powodu zgrai patałachów powoli
godziłem się z mylš o zmianie zawodu.
Zadzwonił telesens. W nozdrza uderzył oszałamiajšcy zapach perfum. Zanim
odwróciłem się w kierunku ekranu, wiedziałem, że mam zlecenie. I to nie
byle jakie. Channelu nr 101 używajš wyjštkowe kobiety. Powoli spojrzałem
spod ronda kapelusza i za chwilę dziękowałem stwórcy, że cień zasłaniał mi
oczy, które postanowiły pospiesznie opucić moje zepsute ciało. Z ekranu
patrzyła najpiękniejsza niewiasta, jakš kiedykolwiek widziałem. Okay, była
podretuszowana przez gierczany make-up, ale stary wyga bez trudu rozpozna
klejnot. Za niš rozpocierał się Deep Past World - jeden z
najekskluzywniejszych wiatów - za ona sama prezentowała stosowny image.
Połyskujšca łuskami obcisła sukienka rozcięta była od bioder w dół, by nie
krępować ruchów; znad ramienia wystawała kolba lejzergana, dobrze
wyrobiona i - spostrzegłem to od razu - często używana; całoci dopełniał
napiernik z kompozytów wyrzebiony w motywy huraganu i fal. Info
wywietliło jej nazwisko. Jane Seymour. "Z tych Seymour'ów?",
zastanawiałem się, gdy usłyszałem jej aksamitny alt:
- Pan Torkil Aymore?
- Do usług.
Poruszyła się niepewnie.
- Jest pan licencjonowanym solverem, prawda?
- W dzisiejszych czasach, droga pani, zawód ten nazywajš gamedecem lub,
dłużej, game detectivem.
- W każdym razie pomaga pan graczom?
Wzišłem głębszy oddech.
- Z całym szacunkiem, pani...
- Panno.
- Panno Seymour, nie bezinteresownie.
- Wiem. Jaka jest pana stawka?
- Najpierw muszę poznać sprawę.
Kobieta rozejrzała się
- Czy to jest bezpieczny kanał?
Harry Norman, mój wspólnik, twierdził, że zabezpieczenia sš solidne, lecz
ostatnio gdzie zniknšł i nie mogłem go złapać. Nie miałem pewnoci.
- Absolutnie, droga pani.
- Dobrze. Sprawa wyglšda tak Niedaleko stšd jest ekranowana wištynia, w
której utkwił mój... narzeczony. Siedzi tam już dwa dni i nie może wyjć.
Próbowałam dostać się do rodka, ale nie udało się. Nie wiem, co robić.
- Mam nadzieję, że nie usiłowała pani zdjšć mu hełmu?
- Nie. Wiem, że to niebezpieczne.
Hełmy sensoryczne stymulujš mózg grawitacyjnymi impulsami w setkach
milionów miejsc jednoczenie, dajšc wrażenie pełnego uczestnictwa w Grze.
Pobudzenia te odłšczajš od orodkowego układu nerwowego resztę ciała,
dzięki czemu centra motoryczne mogš wydawać polecenie ruchu rękš, a ta
leży bezwładnie. Za to rusza się inna - w wiecie cyfrowych przepływów.
Dlatego do wejcia i wyjcia z programu niezbędna jest specjalna
procedura.
Mówišc o ekranowanej wištyni panna Seymour miała na myli
nielicencjonowany twór, swego rodzaju wirus, zaimplementowany do Deep Past
World przez jakiego dowcipnisia. Narzeczony Jane nie mógł wewnštrz
budowli wyjć z Gry, gdyż haker wprowadził program uniemożliwiajšcy
ucieczkę. W sumie nie powinienem był go potępiać. To między innymi dzięki
takim jak on wcišż miałem pracę. Hakerzy to nie zabójcy. Zawsze
pozostawiajš złapanym w pułapkę drogę wyjcia. Lecz ta otwiera się dopiero
po rozwišzaniu jakiej piekielnej zagadki. Znałem tego typu przypadki.
Robota niewdzięczna i wymagajšca cholernego skupienia. Może nie
najdroższa, ale z pewnociš nie najtańsza. Potarłem czoło.
- Panno Seymour... wezmę to zlecenie za... dziesięć tysięcy. W razie
niepowodzenia pięćdziesišt procent - ryzykowałem. Wiedziałem jednak, że
DPW jest jednš z najdroższych rzeczywistoci, za makijaż i perfumy
zleceniodawczyni podpowiadały mi, że mam do czynienia z nieprzyzwoitym
bogactwem. Poza tym miałem długi.
Kobieta okazała się prawdziwš arystokratkš. Nie drgnęła jej brew.
- Dopuszcza pan niepowodzenie?
- Nie jestem geniuszem, droga pani.
- Czy zdarzyło się panu zawieć?
Wkroczyła na niebezpieczny teren. Postanowiłem ominšć pytanie:
- Pamiętam przypadek, gdy rozwišzałem pewien problem... za póno. W
przypadku pani narzeczonego czas jest istotnym czynnikiem. A ja bardzo nie
lubię pracować w popiechu.
- Zgoda. Kiedy pan wejdzie?
- Za godzinę. Gdzie jest najbliższa brama?
- Przekażę panu koordynaty. Będę czekała.
Po rozłšczeniu się dokonałem rutynowego oglšdu łoża. Złšczki i kontrolki
wydawały się funkcjonować prawidłowo. Przeprowadziłem szybki test
automasażu przeciwdziałajšcego odleżynom oraz regulatora ciepłoty ciała.
Poszedłem do lodówki i wyjšłem z kontenera zasobnik z płynem infuzyjnym.
Podłšczyłem go do zaczepu. Wykonałem kilka prostych ćwiczeń fizycznych i
wzišłem tusz. Odwieżony zażyłem gamepill - kapsułkę przestawiajšcš
biochemiczne tory mojego ustroju na minimalizację produkcji metabolitów.
Dzięki niej przez cztery doby nie musiałem się martwić o przepełnienie
pęcherza moczowego i jelita grubego. Kosztowały majštek, lecz w mojej
pracy były nieodzowne. Sprawdziłem czas. Byłem w cuglach. Założyłem
kombinezon, podłšczyłem nanowtyczkę płynu do gniazdka na przedramieniu i
wygodnie się ułożyłem. Zanim założyłem kask, zdšżyłem jeszcze pomyleć, że
nie jestem pewien, czy zamknšłem drzwi na zasuwę.
Sprawdziłem pocztę. Jane przekazała mi adres bramy i numer swojego konta
bankowego. Wszedłem na stronę DPW i zalogowałem się. Poproszony o
uiszczenie opłaty, podałem numer panny Seymour. Za chwilę stałem przed
menu z ubraniami. Przywdziałem kolczugę ozdobionš fantazyjnymi
naramiennikami wraz ze stosownymi dodatkami. Z talerza ozdób wybrałem
skromny tatuaż na policzkach. Na broń obrałem obosieczny topór noszony na
plecach. Byłem gotowy. Wydałem instrukcję transportu do wskazanego przez
Jane miejsca i za chwilę podziwiałem rzadki las, wysokie paprocie,
kolorowe ptaki krzyczšce wród listowia, fantastyczny kolor nieba i
cudownš muzykę otaczajšcš mnie ze wszystkich stron. By3em w Deep Past
World!
Niedaleko kamiennego portalu, z którego się wyłoniłem, stała panna
Seymour.
- Standard? - spojrzała rozczarowana. - Sšdziłam, że taki obieżywiat jak
pan dorobił się jakich artefaktów.
Umiechnšłem się półgębkiem. Postanowiłem nie odpowiadać na zaczepkę.
- Gdzie jest ta wištynia?
- Poprowadzę pana.
Szedłem za niš i powoli zaczynałem żałować, że nie jestem piękny i bogaty.
Zaprosiłbym wówczas pannę Seymour na drinka. A tak, mogłem co najwyżej
popatrzeć.
- Nie widzę innych Graczy - zagaiłem.
- Mało ich - przyznała. - Przenieli się na wschód i polujš na smoki.
Tutaj nie ma już dzikich zwierzšt. Weszlimy tu z Henrym, by trochę
odpoczšć. Potem zamierzalimy wyruszyć na łowy. I gdyby nie ta diabelska
wištynia, już od dwóch dni bawilibymy się wraz z innymi - w jej głosie
słychać było wyrane rozżalenie.
Henry był głupcem włażšc do jakiego gmachu majšc obok siebie takš
katedrę, pomylałem. Za niewielkim wzgórzem poroniętym przez skrzypy i
widłaki rozpocierała się kolorowa dolina ozdobiona kobiercem wysokich,
słodko pachnšcych kwiatów. W jej centrum przycupnęła okršgła kaplica.
Zatrzymałem się i odetchnšłem. Od tej chwili każdy szczegół mógł być
ważny. Otworzyłem menu screenshotów i uwieczniłem obraz całej niecki. Za
chwilę ruszyłem w lad za przewodniczkš. Wraz ze zbliżaniem się do budowli
monumentalne tony DPW ustšpiły miejsca melodii dziwnie nostalgicznej,
granej na zwielokrotnionych smykach, poznaczonej głębokimi uderzeniami
bębna i miękkimi odciskami basów. Układ łški zdawał się pozbawiony wzoru.
Kamienne bloki wištyni również.
- Pozwoli pani - odezwałem się - że najpierw sam obejrzę obiekt, a potem,
jeli uznam to za stosowne, zadam kilka pytań.
- Zgoda.
Dziewczyna usiadła na pobliskim kamieniu. Otworzyła okno podglšdu innych
zakštków wiata i pogršżyła się w zadumie.
Uruchomiłem notatnik i włšczyłem nagrywanie. Dla wygody zwiększyłem
jaskrawoć krawędzi obiektywu i kontrast obrazu.
- Deep Past World, dzień zero, godzina... - włšczyłem chronometr -
czternasta czasu lokalnego. Sektor... - zerknšłem na mapę - ... F 45
łamane na D 334. Narzeczony klientki, Henry... jak pani narzeczony ma na
nazwisko?
- Wallace! - odkrzyknęła Jane.
- A więc Henry Wallace uwięziony został w tym obiekcie dwie doby temu...
Okršżyłem strukturę poszukujšc wystajšcych elementów, kamieni innego
koloru, czy zwyczajnie przycisków, które mogłyby pełnić rolę dwigni,
lecz, tak jak się tego spodziewałem, nic nie znalazłem. ciana, wykonana z
bloków piaskowca, była stosunkowo gładka; przy gruncie zwieńczono jš niskš
podmurówkš z otoczaków. Wróciłem do wejcia. Nie prezentowało niczego
osobliwego. Ozdobione było dwiema białymi kolumnami, pomiędzy którymi
mieciły się dębowe, gładkie drzwi z pojedynczym kasetonem. Mosiężna
klamka nie dawała się ruszyć z miejsca nawet pod najsilniejszym naciskiem.
Nie było dziurki na klucz. Cofnšłem się i przyjrzałem portykowi. Zdawało
mi się, że dostrzegłem wyryty na nim niewielki napis. ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin