Pat Cadigan Anioł Zostań ze mnš jeszcze, Aniele, poprosiłam, i Anioł powiedział, że zostanie. Dobrze mi było z Aniołem, dobrze mieć go przy sobie, gdy wieczór chłodny i nie ma dokšd pójć. Stalimy razem na rogu ulicy i przyglšdalimy się przejeżdżajšcym samochodom i ludziom, i w ogóle. Ulice owietlone były jak na Gwiazdkę uliczne latarnie, witryny sklepów, markizy nad czynnymi całš noc kinami i księgarniami błyskały i migotały: zmierzch nad wschodnim ródmieciem. Anioł przyzwyczajał się już do tego otoczenia i do tego, jak spędzam wieczory. Trzymajšc się na uboczu, bo jak by tu inaczej. Był teraz m o i m Aniołem, był nim od tamtego chłodnego wieczora, kiedy wracałam do domu, bo gdzież więcej można było pójć, i znalazłam go, i zabrałam ze sobš. Dobrze jest mieć kogo, kogo można ze sobš zabrać; kogo, kim można się opiekować. Anioł to wiedział. On też zaczšł się mnš opiekować. Jak teraz. Stalimy tam przez chwilę, a ja rozglšdałam się wokół bez specjalnego zainteresowania; mijały nas samochody, niektóre zatrzymywały się raz po raz przy dziwkach wdzięczšcych się przy krawężnikach - i wtedy zobaczyłam to kšcikiem oka. Z Anioła wydobywał się fluid połyskujšcy jak iskry, ale płynny jak ciecz. Srebrne fajerwerki. Odwróciłam się, żeby lepiej się przyjrzeć, i nic już nie zobaczyłam. A on spojrzał na mnie i umiechnšł się niepewnie, jakby nieco zakłopotany tym, że widziałam. Nikt więcej jednak tego nie spostrzegł; ani niski facet, który przystanšł obok Anioła i czekał na zielone wiatło, żeby przejć przez ulicę, ani chudy jak szczapa hip rozglšdajšcy się za amatorem na kolumnę głonikowš, którš taszczył na ramieniu, ani żołnierz na przepustce przechodzšcy obok nas defiladowym krokiem dwiema przyjaciółkami uwieszonymi jego ramienia, nikt oprócz mnie. Głodna? spytał Anioł. Jasne, odpowiedziałam. Jestem głodna. Anioł przeniósł wzrok na co za moim plecami. Okay, powiedział. Obejrzałam się - nadchodzili: trzej chłopcy w skórach, czapki z daszkiem, pasy, buty, kółka na klucze. Na wspólnym obchodzie. Skóra cierpnie na sam widok, chociaż wiesz, że nawet nie raczš na ciebie spojrzeć. Oni ? zapytałam. O n i ? Anioł nie odpowiedział. Minšł nas jeden, potem drugi, a Anioł zatrzymał trzeciego chwytajšc go za ramię. Czeć. Chłopak skinšł głowš. Głowę miał ogolonš. Tam gdzie kończyła się czapka, widziałam króciutkš, szaroczarnš szczecinę. Nie miał brwi, oczy bez wyrazu. Te oczy były tam za sprawš Anioła. Przydałoby mi się trochę forsy, powiedział Anioł. Ja i moja przyjaciółka jestemy głodni. Facet wsunšł rękę do kieszeni i wycišgnšwszy z niej kilka banknotów wręczył je Aniołowi. Anioł wybrał dwudziestkę i zacisnšł na reszcie dłoń faceta. Tyle wystarczy, dziękuję. Chłopak schował pienišdze i czekał. Życzę udanego wieczoru, powiedział Anioł. Tamten skinšł głowš i przeszedł na drugš stronę ulicy, gdzie na następnym rogu czekali nań jego dwaj koledzy. Nikogo to nie zdziwiło. Anioł umiechał się do mnie. Czasami, kiedy co robił, bywał ANIOŁEM, czasami za Aniołem, kiedy był tylko ze mnš. Teraz był znowu Aniołem. Poszlimy ulicš do barku przekšskowego i zajęlimy miejsca przy oknie frontowym, skšd jedzšc nadal moglimy obserwować ulicę. Hamburger z serem i frytki, powiedziałam nie zadajšc sobie trudu, żeby spojrzeć na menu w plastykowych okładkach leżšce na pojemniczku na serwetki. Anioł skinšł głowš. Tak mylałem, powiedział. A zatem ja to samo. Podeszła kelnerka z małym, cieniutkim bloczkiem, żeby przyjšć zamówienie. Chrzšknęłam. Wydawało mi się, że nie używałam głosu od stu lat. - Dwa hamburgery z serem i dwa razy frytki - powiedziałam - i dwie filiżanki... - spojrzałam na niš i zaniemówiłam. Nie miała twarzy. Jak n i c , jak pustka od linii włosów do podbródka, łagodne, małe wypukłoci, tam gdzie powinny być oczy, nos i usta. Anioł kopnšł mnie pod stołem, ale delikatnie. - I dwie filiżanki kawy - powiedziałam. Nic nie odpowiedziała - bo jak mogła odpowiedzieć? - zanotowała sobie tylko, co zamówiłam, i odeszła. Wstrzšnięta do głębi spojrzałam na Anioła, ale on siedział niewzruszony jak zawsze. To nowo przybyła, wyjanił mi Anioł i rozsiadł się wygodnie w krzele. Jeszcze za wczenie, żeby wykształciła się jej twarz. Ale jak ona oddycha? zapytałam. Porami skóry. Na razie nie potrzebuje jeszcze dużo powietrza. No tak, ale co z... to znaczy, czy inni ludzie nie w i d z š , że ona tam nic nie ma ? Nie. To nie jest taki znowu nadzwyczajny stan. Tylko dlatego ty to zauważasz, bo jeste ze mnš. Przejmujesz ode mnie pewne rzeczy, ale nikt więcej tego nie dostrzega. Patrzšc na niš widzš takš twarz, jakš spodziewajš się zobaczyć u takiej jak ona osoby. I kiedy ona będzie miała takš twarz. Ale ty masz twarz, powiedziałam. Zawsze miałe twarz. Ja jestem inny, odparł Anioł. Pewnie, że jeste inny, pomylałam w duchu spoglšdajšc na niego. Anioł miał pięknš twarz. Tamtej nocy zabrałam go ze sobš do domu nie tylko dlatego, że miał pięknš twarz - to miałam już dawno poza sobš - ale ona była w nim: jego uroda. Był piękny tak, jak powinien być piękny mężczyzna: szlachetne, czyste rysy, głęboko osadzone oczy, nieokrelony wiek. Istniał chyba tylko jeden sposób, w który można go było opisać - odwróć wzrok, a zapomnisz o wszystkim z wyjštkiem jego urody. Ale on miał twarz. M i a ł . Anioł poprawił się na krzele - kojarzyły mi się z czyimi starymi krzesłami kuchennymi, na których nie można się wygodnie usadowić - i potrzšsnšł głowš, bo wiedział, że dręczš mnie przykre myli. Czasami można myleć o czym i nie być przygnębionym, a póniej myleć o tym samym i popadać w przygnębienie. Anioł nie lubił, kiedy byłam przygnębiona z jego powodu. Masz papierosa? zapytał. Chyba tak. Obmacałam swojš kurtkę i znalazłszy prawie całš paczkę wręczyłam mu jš. Anioł zapalił i zabawiał nas oboje wypuszczajšc dym uszami i toczšc z oczu co w rodzaju widmowych łez. Poczułam, że też łzawię; przetarłam oczy i znowu t o zobaczyłam, ale teraz wydobywało się ze mnie. Płakałam srebrnymi fajerwerkami. Strzepnęłam je na stolik i patrzyłam, jak parujš i znikajš. Czy to znaczy, że s t a j ę s i ę teraz tobš? spytałam. Anioł potrzšsnšł przeczšco głowš. Dym unosił się teraz z jego włosów. To tylko przechodzš na ciebie pewne cechy. Bo jestemy razem, a ty jeste... podatna. Ale dla ciebie sš one inne. Potem kelnerka przyniosła nasze dania i jak powiedziałby Anioł przeszlimy do następnego etapu. Nadal nie miała twarzy, ale domylałam się, że raczej niele widzi, bo rozstawiła wszystkie talerzyki na stoliku dokładnie tam, gdzie według mnie powinny stać, i położyła porodku blatu maleńki rachuneczek. Czy ona... chciałam spytać, czy znasz jš stamtšd, skšd... Anioł wykonał krótki przeczšcy ruch głowš. Nie. Ona jest skšdinšd. Nie należy do mojej... rasy. Odsunšł swój talerzyk z hamburgerem i frytkami na mojš stronę stolika. Tak było zawsze; ja zjadałam wszystko i jako to było. Wzięłam w rękę mojego hamburgera z serem i niosłam go do ust, kiedy w oczach co mi zawirowało i zobaczyłam, że unoszš się za nim całe s z e r e g i hamburgerów, cyk-cyk-cyk, trikowa fotografia, tylko w rzeczywistoci. Zamknęłam oczy, wtłoczyłam hamburgera w usta i przytrzymałam go tam czekajšc, aż dołšczš do niego wszystkie pozostałe hamburgery. Wszystko będzie dobrze, powiedział Anioł. Uspokój się teraz. Odpowiedziałam z pełnymi ustami, że to było... było n i e s a m o w i t e . Czy ja kiedykolwiek przejdę nad tym do porzšdku dziennego ? Wštpię. Ale uczynię, co w mojej mocy, żeby ci w tym dopomóc. Tak, no tak, Anioł będzie w i e d z i a ł . To co przechodzšce na mnie; on potrafi to czuć lepiej niż ja. To z n i e g o to przechodzi. Skończyłam już swojego hamburgera z serem i pół hamburgera Anioła, i zabierałam się za dwie nasze porcje frytek, kiedy zauważyłam, że Anioł patrzy przez okno z tym twardym, napiętym wyrazem twarzy. - Na co patrzysz? zapytałam. - Jedz, odpowiedział. Nie przerywałam jedzenia, ale i nie zaprzestawałam obserwacji. Anioł wpatrywał się w duży błękitny samochód zaparkowany przy krawężniku dokładnie przed wejciem do naszej knajpki. Był to srebrzystobłękitny pojazd, jeden z tych luksusowych modeli, i siedziała w nim kobieta wychylajšca się zza kierownicy, żeby wyjrzeć przez okno po stronie pasażera. Była piękna w ten luksusowy sposób - kasztanowe włosy odrzucone do tyłu - i nawet z tej odległoci widziałam, że ma turkusowe oczy. Naprawdę piękna kobieta. Czułam się bliska płaczu. O rany, jak jednym ludziom może się tak powodzić, kiedy tymczasem ja jestem zbyt nieszkodliwa, żeby żyć. Ale Anioł nie był ani trochę zachwycony jej widokiem. Wiedziałam, że nie chce, abym się odzywała, ale nie mogłam się powstrzymać. - Kto to jest? - Jedz, powiedział Anioł. Potrzebujemy tych protein, nawet takiej garstki. Jadłam i patrzyłam, jak Anioł i kobieta obserwujš się nawzaje.n i jak nawišzuje się między nimi co bardzo... no nie wiem, co bardzo s p e c j a 1 n e g o , nawet przez szybę. I wtedy zahamował przy niej policyjny radiowóz i wiedziałam, że każš jej odjechać. Odjechała. Anioł opadł na oparcie krzesła i zapaliwszy następnego papierosa wydmuchiwał dym w regularny, niedbały sposób. $ Co będziemy robili dzi wieczór? spytałam Anioła, gdy wychodzilimy z restauracji. Nie będziemy kusili złego, odparł Anioł, co było w jego ustach nowš odpowiedziš. Większoć nocy spędzalimy włóczšc się bez celu i chłonšc wszystko z otoczenia. Chłonšł głównie Anioł. Mnie przy nim też się trochę udawało, ale nie tak, jak jemu. To było dla niego inne. Czasami wykorzystywał mnie w charakterze swego rodzaju filtra. Innymi razy wchłaniał to bezporednio. Pewnej nocy akurat na moim rogu wydarzyła się poważna katastrofa samochodowa. Wielki stary Buick, przejeżdżajšc przez skrzyżowanie na czerwonym wietle,...
pokuj106